B: – Wszyscy się boją, że coś może jeszcze wyjść.
D: – Komisja śledcza może być dla Grześka ciężka. Jeśli coś mu wyciągną, Donald się go szybko pozbędzie, to jasne.
F: – Jest jeszcze innym powód. Schetyna stał się za silny. Tusk mógł się go obawiać. Teraz chce, by był po prostu pierwszym między równymi, a nie kimś, kto w każdej chwili może zastąpić cesarza.
E: – Schetyna teraz wie, że walczy o życie. Za wszelką cenę będzie więc chciał udowodnić, że umie współpracować z ludźmi, budować klub i być dalej sprawnym, potrzebnym zarządcą.
Politycy Platformy przyznają, że dziś nie ma nikogo, kto mógłby spiąć cały klub, sprawnie nim zarządzać i utrzymać wszystko w kupie. Z tego punktu widzenia wysłanie Schetyny do klubu było naturalne i zrozumiałe. A jednocześnie otrzymał mocny sygnał, że musi bardzo uważać, bo Tusk może go w jednej chwili usunąć.
Premier miał trzy cele – tłumaczy jeden z polityków. – Po pierwsze, pokazać i opinii publicznej, i działaczom partyjnym, że nie ma litości w walce z tymi, którzy mogli się dopuścić przekrętów albo być z nimi kojarzeni. Po drugie, utrzymać jedność partii i klubu parlamentarnego. Po trzecie, tak ustawić wszystkich, by nikt nie czuł się zbyt silny i by w przyszłości nie wyrósł mu nie tyle konkurent, ile jakiś zbyt niezależnie myślący i działający lider.
Stąd miał się wziąć pomysł, by do władz klubu trafiły trzy osoby, które mają silne ambicje i jednocześnie nawzajem za sobą nie przepadają: Grzegorz Schetyna, Janusza Palikot i Jarosław Gowin. Palikot i Gowin chcą uchodzić za liderów frakcji liberalnej i konserwatywnej, choć tak naprawdę tych frakcji nie ma. Gdyby razem byli we władzach, byłaby większa szansa, że klub zachowa pełną jedność. A jednocześnie – jak tłumaczy jeden z czołowych polityków Platformy – wszyscy trzej trzymaliby się nawzajem za gardła. Nikt nie mógłby zbyt wysoko podskoczyć, bo dwaj pozostali by go ściągali na ziemię. A w razie następnych kłopotów premier wszystkich mógłby potraktować jak zderzaki i się ich pozbyć. Na ostatnim zamkniętym posiedzeniu klubu Donald Tusk miał się nawet zapędzić i powiedzieć: „Jeśli ten układ się nie sprawdzi, to przetestujemy inny – bardziej demokratyczny wariant”. To wywołało wybuchy śmiechu i szmery na sali. – Tusk po prostu powiedział, co myśli, a powiedział o zdanie za dużo – opowiada osoba, która była na tym posiedzeniu.
Układ zaplanowany przez Tuska ostatecznie nie wypalił, bo propozycji nie przyjął Jarosław Gowin. Dlaczego? – Jarek postępuje w niezrozumiały sposób – mówi jeden z jego kolegów. – Najpierw skrytykował wszystkich w Platformie. Na zamkniętym zebraniu zapytał, dlaczego wybuchła ta afera. I odpowiedział: – Bo kiedy Tusk pokazywał posłom film z Sawicką, to siedzieli odwróceni tyłem do ekranu. Ta wypowiedź zebrała oklaski, ale też wywołała kontrowersje. Bo zaraz potem Gowin... publicznie wsparł Schetynę i ten przy poparciu konserwatystów uzyskał bardzo dobry wynik w głosowaniu. – Po co on go popierał? – dziwi się jeden z polityków. – Jarek jest bardzo inteligentnym facetem, ale to intelektualista, nie rasowy polityk. Zrobi krok do przodu, a potem od razu się cofa – ocenia A.
Zwolennik Gowina: – Chciał pokazać, że jest lojalny i gra w drużynie, że nie gra razem z Palikotem, który niemal otwarcie wystąpił przeciwko Schetynie.
Każdy z tych trzech polityków myśli o odegraniu w Platformie kluczowej roli. Na razie jednak ciągle jeszcze naprawdę liczy się tylko Grzegorz Schetyna.
[srodtytul]Zbiorowe skreślanie[/srodtytul]
Ludzie znający dobrze Platformę od środka mówią, że partia jest zatomizowana. Zwolennikom poszczególnych opcji trudno się policzyć, bo – jak mówią – dziś wszyscy się boją i nawet w czasie głosowań nie zawsze chcą ujawniać swoje sympatie. – O frakcjach dużo się mówi, zwłaszcza Jarek mówi dużo o swojej, ale praktycznie ich nie ma – mówi A. Jeden z konserwatystów: – Formalnie nas nie ma, ale gdyby się okazało, że musimy grać sami, to łatwo byśmy się zjednoczyli i wtedy naturalnym liderem byłby Gowin.
Charakterystyczne jest, jak odbywał się wybór zastępców szefa klubu i szerokiego kierownictwa. Wszystko zdecydowało się w trakcie gabinetowych negocjacji. Schetyna wielokrotnie spotykał się z Gowinem, Palikotem i szefami regionalnych struktur. Chciał, by wszyscy czuli się reprezentowani, ale żeby jednocześnie nikt nie czuł się za silny. Ale otwartej dyskusji w klubie nie było. Posłowie dostali ostatecznie listę ośmiu kandydatów do zaakceptowania.
– Głosowanie na środowym posiedzeniu klubu było socjotechnicznie bardzo dobrze zorganizowane – opowiada polityk D. – Każdy dostał karteczkę z ośmioma już uzgodnionymi nazwiskami. Żadnych innych nie było. Jeśli ktoś chciał głosować przeciw komuś, musiał skreślić jego nazwisko. Skreślić – to jest psychologiczne trudne. Normalnie stawia się krzyżyk albo ptaszek obok nazwiska. A tu trzeba było skreślić. A do tego trzeba to zrobić w obecności wszystkich na sali. Jak ktoś kreśli, to wszyscy widzą. Choć głosowanie było tajne.
Ale i tak kreślono dość często. Ponad 100 osób skreśliło Palikota. Drugi najsłabszy wynik uzyskał Sławomir Nowak. Dobrze wypadli konserwatyści. Ireneusz Raś i Mirosław Sekuła zostali członkami władz, co konserwatyści uważają za swój pierwszy sukces w PO. – Wreszcie nas realnie zauważono – cieszą się.
[srodtytul]Komorowski czeka[/srodtytul]
Zwłaszcza że Palikot nie ma swoich ludzi wśród posłów. A dawny „dwór” nie cieszy się dziś wielką sympatią w klubie. Jest mocno osłabiony i wewnętrznie podzielony. Nie jest już zwarty jak jeszcze kilka miesięcy temu.
Poza Zbigniewem Chlebowskim i Mirosławem Drzewieckim na całym zamieszaniu najwięcej stracił właśnie „dwór”. I Adam Szejnfeld, którego wiele osób w klubie szczerze żałuje. – Wszyscy mu współczują – powtarza kilka osób. – Dostał cios rykoszetem całkiem niezasłużenie. On najbardziej w tej historii jest niewinny. Adam jest liberałem z krwi i kości, zawsze był przeciwko podatkom, opłatom, powtarzał to od dawna. Uczciwy człowiek, którego ukarano za nic – mówią posłowie.
Jest jeszcze Bronisław Komorowski, obecnie marszałek Sejmu. Jego pozycja jest na razie niezagrożona. Wycofał się zupełnie, nie wypowiada publicznie, zapewne nie chce być osobą kojarzoną z kłopotami. Co robi? Czeka. Liczy, że Donald Tusk, jeśli sam nie zdecyduje się na kandydowanie, wystawi jego. A jeśli nie, to pozwoli mu w przyszłości zostać premierem.
A sam Tusk? W partii jest dziś potężny. Pokazał swoją prawdziwą siłę i determinację. Autorytet w partii ma teraz taki jak Jarosław Kaczyński w PiS. Kiedyś go akceptowano, dziś jest niemal wielbiony. Trudno w partii usłyszeć o Donaldzie Tusku złe słowo. Dobrze mówią o nim polityce z lewej i prawej strony Platformy.
[srodtytul]Statek płynie dalej[/srodtytul]
Czy Tusk wystartuje w wyborach prezydenckich? – Donald jest silny. Musi wystartować, bo nam jest potrzebne silne zwycięstwo jesienią, a potem powtórka na wiosnę w wyborach parlamentarnych. A tylko on może spektakularnie wygrać. Nikt go dziś nie zastąpi – to dość powszechna opinia.
Platformą mocno zakołysało. Jak nigdy w historii. Takiego sztormu jeszcze nie było. Tusk okazał się bardzo silnym kapitanem, który umiał uspokoić statek.
Dziś wszyscy w Platformie: i Schetyna z „dworem”, i Palikot, i Gowin, wiedzą, że muszą się na jakiś czas zjednoczyć. Żeby przetrwać trudny czas. Bo komisja śledcza może przynieść nowe nieprzyjemne niespodzianki. Dobrowolne odejścia raczej partii nie grożą. Doświadczeni politycy, nawet gdyby marzyli o innej, wiedzą, jakim koszmarem są partyjne kanapy. Przez ten etap przeszło wielu z nich. Doceniają wartość Platformy. To ciągle potężny, wielki statek, a z takiego statku się nie wyskakuje na niegwarantujące niczego szalupy.