Na zdjęciach sprzed 20 lat na czele demonstracji widać Arnda Effenbergera, założyciela Nowego Forum, którego wspierała i wspiera żona Karin. Myślałem, że ostatnio zaczęło się im dużo lepiej wieść. Bo zmienili mieszkanie, przenieśli się do eleganckiego domu na Starym Mieście, niedaleko najsławniejszego miejsca w Arnstadt, kościoła, w którym Jan Sebastian Bach pracował jako organista. Dziesięć lat temu byli bez pracy, mieszkali w bloku na osiedlu z czasów NRD, a ich enerdowskie meble kuchenne ukrywały się pod zachodnią drewnianą okleiną. Karin mówiła wtedy, że bohaterowie rewolucji siedzą w domu.
Nadal siedzą. 69-letni Arnd Effenberger – doktor matematyki – nie zrobił profesorskiej kariery. Kilka godzin w tygodniu uczy informatyki w szkole pedagogicznej, a żona jest pełnoetatową emerytką. Mieszkanie zmienili tylko dlatego, że poprzednie się spaliło, dziecko sąsiada w bloku wywołało pożar.
– Inaczej sobie wyobrażałem demokrację, nie tak, że wszystko jest na sprzedaż, że człowieka mierzy się tylko zasobnością kieszeni – mówi Arnd Effenberger, a jego żona dodaje: – Na Zachodzie tak pewnie było i wcześniej, ale my o tym nie wiedzieliśmy. Jest jednak niewątpliwie lepiej niż w NRD.
Effenbergerowie zachowali urok dawnych dysydentów, Arnd wciąż nosi brodę, charakterystyczną dla zbuntowanych w NRD czy PRL, tyle że posiwiałą. Jego żona, wciąż piękna, wygląda jak typowa uczestniczka artystyczno-politycznych spotkań opozycjonistów. Można sobie wyobrazić, jak słuchała obnażających enerdowską rzeczywistość skeczów, które jej mąż pisywał dla kabaretu w latach 80.
Ich dzieci opuściły Arnstadt, córka studiuje romanistykę na uniwersytecie w niedalekiej Jenie, syn jest muzykiem jazzowym w Berlinie. Poszedł śladami ojca, który poza matematyką miał pasje artystyczne, grywał na gitarze i basie. Podczas rozmowy słuchamy jego nagrań z lat 60. dla lokalnej rozgłośni w Weimarze. Ta płyta to prezent od dzieci, które wygrzebały gdzieś nagrania i skopiowały.
Effenbergerowie, jak Sattler, nie mogą się pogodzić z tym, że teraz ludzie się nie spotykają, nie rozmawiają, nie mają dla siebie czasu. Że nie ma kabaretów, w których by krytykowano rzeczywistość, a przecież jest co krytykować.
– To normalne – uważa burmistrz Köllmer. – Zna pan to z Polski. Ludzie byli bliżej siebie w czasach, gdy wszystkiego brakowało, towarów, demokracji, wolności. To była wspólnota w potrzebie. Ludzie w izolacji, w złych czasach, w czasie wojny, trzymają się razem. Kiedy pojawia się dobrobyt, każdy chce mieć więcej. I zajmuje się sobą.
– Pieniądze zawsze odgrywały dużą rolę, tylko nie wszyscy to chcieli przyjąć do wiadomości. Ja także w NRD miałem pieniądze. Trzeba być niezależnym finansowo, by nie dać się sprostytuować – mówi Hans-Christian Köllmer.
[srodtytul]Bez zaproszenia[/srodtytul]
Uroczystość odsłonięcia pomnika ku czci bohaterów z 1989 roku nie obyła się bez konfliktu. Część bohaterów oskarżyła burmistrza, że organizuje imprezę ku swojej czci i na nią nie zaprosił nawet najbardziej zasłużonych, a dziś zapomnianych uczestników. – Celowo nikogo nie zapraszałem. Miało być tak jak przed 20 laty, gdy ludzie przyszli na Targ Drzewny po przeczytaniu ulotki nieznanego autora.
Teraz mogli przeczytać o uroczystości w gazecie – tłumaczy burmistrz Köllmer.
– On chce być rewolucjonistą numer jeden – mówi Sattler. – Ja nie mam z tym problemu, to jest człowiek władzy, trzeba zresztą przyznać, że wiele dla miasta zrobił, a nie jest mu łatwo, bo nie jest związany z żadną ogólnoniemiecką partią i musi się borykać z wrogimi radnymi.
Sattler, choć niezaproszony, przyszedł na uroczystość, stał z tyłu i nie chciał przemawiać, choć burmistrz go zachęcał. Nie przyszedł też Arnd Effenberger, choć mieszka kilkadziesiąt metrów od pomnika.
Günther Sattler, który wyprowadził wówczas ludzi na ulice, uważa, że nie ma powodu do wielkiego świętowania. – Trzeba pamiętać o tamtych wydarzeniach, ale i o tym, co było potem. Jednak gdyby cofnąć czas, jeszcze raz napisałbym taki wiersz. Bo cóż to za życie było w tej NRD.
[ramka][link=http://grafik.rp.pl/grafika2/394497]Ulotka, którą Günther Sattler rozwieszał na murach Arnstadt[/link] we wrześniu 1989 roku, a na niej wiersz: „Cóż to za życie?/ gdzie prawda staje się kłamstwem / gdzie fałsz berło dzierży/ Cóż to za życie?/ gdzie wolność martwa na świat przychodzi?/ gdzie wszystko wydaje się stracone/ Cóż to za życie? / gdzie starcy rządzą / gdzie ludzie na granicach zdychają...”. [/ramka]