Rosjanie znają go głównie z łamów wpływowego dziennika „Kommiersant”, w którym od lat jest „specjalnym korespondentem ds. Władimira Putina”. Jest młody, uśmiechnięty i przebojowy. Pewny siebie. Na konferencjach prasowych i podczas wizyt na Kremlu czy w Białym Domu wyróżnia się nieformalnym stylem ubierania się i zdecydowanie stroni od krawata, nie przejmując się regułami. Można go spotkać na rautach w towarzystwie oligarchów albo obejrzeć w telewizji w programie „Nierealna polityka”, gdzie z właściwą sobie przekorą wraz z popularną prezenterką Tiną Kandelaki wypytuje Bogu ducha winnych sportowców i gwiazdy pop o przyszłość NATO albo o ich zdanie na temat kryzysu Unii Europejskiej.
W wolnych chwilach wraz z najbogatszym rosyjskim biznesmenem Michaiłem Prochorowem wydaje – od lutego 2008 r. – „Russkiego Pioniera”. Jest to prestiżowy magazyn dla mężczyzn. Kolesnikow nie kryje, że w nowej pracy wykorzystuje kredyt zaufania zdobyty podczas wieloletniej pracy w pobliżu Putina. Zastrzega jednak, że żadne specjalne układy ich nie łączą.
[srodtytul]Premier doradza, jak zwalniać[/srodtytul]
Tylko w „Russkim Pionierze” doradca prezydenta Arkadij Dworkowicz opowiada, jak gryzł pestki słonecznika w rodzinnym Taganrogu, pisze zupełnie współczesne wypracowanie „Jak spędziłem lato” i wspomina swój pierwszy dzień w podstawówce – kolegę Liochę i dziewczynkę Maszę. W innym numerze Aleksiej Miller, szef wszechmocnego Gazpromu, który zazwyczaj media omija szerokim łukiem, wyznaje, że prawdziwy petersburżanin, gdzie by go los nie rzucił, „na zawsze pozostaje petersburżaninem”. I bynajmniej nie jest to aluzja do słynnej grupy petersburskiej, z której Władimir Putin (sam pochodzący z Leningradu) skrupulatnie tworzył drużynę trzymającą władzę w Rosji. Aleksiej Borisowicz Miller wydobył z zakamarków szuflad stare zapiski i zabiera czytelnika na historyczną wycieczkę po północnej stolicy. „305 lat temu – miasto nad Newą po raz pierwszy zostaje nazwane stolicą imperium”, „225 lat temu – zakończono budowę ogrodzenia Letniego Ogrodu”, „150 lat temu – pojawia się pomnik konny Mikołaja I” itd... Na łamach „Russkiego Pioniera” gościła nawet Tatiana Diaczenko, owiana aurą tajemnicy córka Borysa Jelcyna, która w czasach jego rządów w tandemie z ówczesnym szefem kancelarii Walentinem Jumaszewem (jej późniejszym mężem) pociągała za kremlowskie sznurki. W gościach u Kolesnikowa Diaczenko-Jumaszewa pisze dzisiaj o... miłości do języków obcych. I o miłości w ogóle.
– Zmuszam ludzi do pisania o tym, o czym wcześniej nigdzie nie pisali. I – jestem pewien – już nigdzie więcej nie napiszą – mówi mi naczelny „Russkiego Pioniera”. Bezwzględnie największym szokiem dla czytelników był opublikowany w maju artykuł Władimira Putina. Premier niespodziewanie pochylił się nad nabrzmiałym w czasach kryzysu tematem zwolnień, wybierając dość nietypowy jak na szefa rządu aspekt tego zagadnienia. Ani słowa o statystykach i rządowych programach poszukiwania pracy zastępczej. „Dlaczego trudno zwolnić człowieka” – rozważa Putin, doradzając menedżerom, by dwa razy zastanowili się nad każdą tego typu decyzją i starali się zwalniać jak najdelikatniej. „Ja, w odróżnieniu od poprzednich sowieckich przywódców, zawsze robię to osobiście. Wzywam człowieka do swojego gabinetu i mówię: są konkretne pretensje. Jeśli się z tym nie zgadzacie, to możecie walczyć, dyskutować” – pisze rosyjski premier. I dalej w ten deseń: o trosce o pracownika, wnikliwym badaniu każdego przypadku, osobistym kontakcie, zrozumieniu...