Większość mediów nie zadaje więc niewygodnych pytań. Zamiast tego zajmuje się dezawuowaniem tych, którzy usiłują wypełniać dziennikarskie powinności. To oni „szukają dziury w całym”. Jak czkawka brzmi klasyczne oskarżanie o „teorie spiskowe”. Bywa ono jednak rozbudowane. Oto kanoniczny tekst „Wyborczej” zatytułowany „O tym, jak umysł wybiera drogę na skróty”, w którym zgłaszający wątpliwości co do oficjalnych wyjaśnień to: „ufolodzy, monarchiści, słuchacze Radia Maryja, zwolennicy Solidarności Walczącej, entuzjaści psychotroniki i kabały”. Ten ujmujący zbiór demonstruje technikę dezawuowania przez arbitralne łączenie rozmaitych zjawisk, z których jedne mają kompromitować inne. Umieszczenie Solidarności Walczącej między kabalistami a ufologami stanowi jednak swoisty rekord. Zadawanie niewłaściwych pytań i snucie niepraworządnych hipotez obraca się przecież przeciwko rządowi. Jest więc propisowską propagandą, co media III RP podnoszą na każdym kroku. Odpowiedzialni dziennikarze mają wspierać rząd.
Przykładem klasycznych praktyk III RP była nagonka na film „Solidarni 2010”. Obraz, który był gorącym dokumentem demonstrującym postawy Polaków w czasie żałoby, został oskarżony o stronniczość, manipulacje i partyjne zamówienie. Autorytety insynuowały, że reżyserka, która powodowana naturalnym odruchem dokumentalisty postanowiła pokazać Polaków przeżywających wspólnie smoleńską tragedię, nakręciła film na zamówienie Kaczyńskiego, który zresztą nie wiedział wówczas, że będzie kandydował. Pomówienia, które mnożyły dziennikarskie, i nie tylko, „autorytety” w odniesieniu do tego filmu, warte są zapamiętania. Wystąpienie Rady Etyki Mediów dotyczące czegoś innego pokazywano jako potępienie „Solidarnych 2010”, a wyjaśnienia tego ciała nie zostały upublicznione.
Przez nagonkę przebijał się jednak czasami ton szczerości. „Wypowiedzi pokazane zostały bez komentarza”. Chodziło więc o to, że zarówno kwestie, jak i wygłaszający je Polacy są głęboko niesłuszni. Choć wiemy o ich istnieniu, nie należy ich ujawniać opinii publicznej.
Należy natomiast analizować każdą wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego ze świadomością jego złych intencji. I te złe intencje należy demaskować. Lider PiS odwoła się do Polaków, sugeruje więc, że ci, którzy go nie popierają, nie są Polakami. Itd. To, co powie Kaczyński, musi zostać wykorzystane przeciw niemu. Jeśli nic nie będzie mówił, wykorzystane to zostanie tym bardziej.
Typowym przykładem było wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego do Rosjan. Lider PiS nie mówił w nim nic nowego. Stwierdził – co powtarzał zawsze – że pojednanie musi być budowane na prawdzie i że na nie liczy. Co więcej, wystąpienie to skierowane zostało do narodu, nie do władz Rosji. A jednak... W TVN jego skrót spointowany został komentarzem Stefana Niesiołowskiego, który opowiadał o cynicznym wykorzystaniu i żerowaniu na katastrofie. Media zadumały się nad szczerością wystąpienia Kaczyńskiego. Nie ma potrzeby zauważać, że intencji Donalda Tuska nie badają. To zresztą słuszne. Nasze możliwości identyfikowania intencji są ograniczone, a w polityce liczą się fakty.
To oponenci polityczni i obsługujące ich media dorobili Kaczyńskiemu gębę rusofoba. Identyfikacja zagrożenia, jakie niesie dla Polski neoimperialna orientacja polityki Putina, jest oznaką politycznego realizmu, a nie rusofobii. Ale nie o debatę chodzi, tylko o załatwienie niewygodnego polityka.
Bezpośrednio po katastrofie wśród dziennikarzy III RP pojawiły się formułowane wprost nadzieje, że Kaczyński i PiS zasadniczo się zmienią. Dlaczego to oni mieliby się zmieniać, nikt nie tłumaczył. Sprawa rozumie się sama przez się. Waldemar Kuczyński, który zawsze wprost twierdził, że Kaczyńskich i PiS należy wyeliminować z życia publicznego, tym razem wykonał gest. Zaproponował, aby Kaczyński zaakceptował III RP, co pozostawi mu szansę politycznego funkcjonowania. Oto demokracja w wydaniu III RP. Opozycja ma prawo istnienia, jeśli od partii establishmentu różnić się będzie nazwą i twarzami polityków. Wygląda na to jednak, że Kaczyński jest niereformowalny. A ręka podniesiona na III RP musi być ucięta.
Adam Szostkiewicz, publicysta „Polityki”, która apelowała w ostatnich wyborach: „Tusku, musisz”, oszołomiony sondażami z końca kwietnia wzywa: „Panie marszałku, proszę wygrać w pierwszej turze! /.../ Byłoby taniej i wyraziściej politycznie: koniec PiS nadchodzi szybkimi krokami”. Sytuacja obecna nie nastraja już tak optymistycznie: „Rusz się Platformo. Walcz”, zagrzewa Szostkiewicz. I to jest miara niezależnego dziennikarstwa III RP.