Jako członek komisji bezpieczeństwa w parlamencie dwa czy trzy razy wyjeżdżałem na front, żeby zobaczyć, jak wyglądają działania. Pamiętam, jak jechaliśmy w kierunku Bejrutu i Libańczycy rzucali w naszym kierunku kwiaty. To oni, chrześcijanie, chcieli z nami współpracować. Ale tak było wyłącznie na początku.
Armia izraelska dotarła do Bejrutu i wypędziła stamtąd Jasera Arafata do Tunezji. Tam przywódca Palestyńczyków stworzył swoją bazę Fatah i stamtąd prowadził ataki terrorystyczne przeciwko Izraelowi. Dopiero w 1994 roku, po umowach w Oslo, Żydzi pozwolili mu wrócić do Strefy Gazy.
To była długa wojna. 16 września 1982 roku w dwóch obozach palestyńskich Sabra i Szatila koło Bejrutu chrześcijanie dokonali okrutnej masakry muzułmanów, Palestyńczyków. Zginęło około czterech tysięcy osób.
Mówiono wtedy, że to my nie zapobiegliśmy tej tragedii. Że powinniśmy pilnować, by chrześcijanie nie wkroczyli do obozów. Przeciwko wojnie i Szaronowi w Tel Awiwie odbyła się ogromna demonstracja. Na ulice wyszło może 300 tys. ludzi. Powołano komisję śledczą, która pozbawiła Szarona teki ministra. Postanowiła też, że ze stanowiska musi odejść szef sztabu, generał Rafael Eitan, zwany Rafulem, którego doskonale znałem.
Raful był moim studentem w Hajfie. Ben Gurion, twórca izraelskiej armii, chciał, by oficerowie byli inteligentni i po skończonej karierze wojskowej nigdy nie myśleli o rządach junty. Dlatego podczas wszystkich przerw międzywojennych oficerowie szli na uniwersytet i dlatego zawsze byli nastawieni tak pokojowo. Po latach Raful założył partię prawicową Tzomet, która wprowadziła ośmiu posłów do parlamentu. I ta partia poparła mnie – kandydata lewicy na przewodniczącego parlamentu w 1992 roku. – Czwórka z nas była studentami prof. Weissa i on był bardzo dobrym profesorem – powiedział, głosując na mnie.
[srodtytul]Rosja otwiera granice[/srodtytul]
Libańska wojna bardzo podzieliła parlament. Niedługo potem, w 1983 roku, Begin sam zrezygnował z polityki. Zmarła jego żona Aliza. Powiedział, że już nie ma siły i przestał wychodzić z domu.
Dlatego w 1984 roku Likud wystartował w wyborach do Knesetu z nowym kandydatem na premiera – Icchakiem Szamirem. Po wyborach zapadła jednak decyzja, że Likud z Partią Pracy stworzą wspólny rząd. Razem w 120-osobowym Knesecie mieli 90 posłów i postanowili, że będą rządzić rotacyjnie.
Pierwsze dwa lata premierem miał być Peres, a Szamir ministrem spraw zagranicznych. Potem odwrotnie. W obu rządach Icchak Rabin miał być ministrem obrony. I jako członek pokojowo nastawionej Partii Pracy musiał realizować politykę Szamira, który nie chciał rozmawiać z Arabami podczas pierwszej intifady w 1987 roku. To był okropny czas. Mordy, zamachy na autobusy. Pewnego dnia bomba dosięgnęła rodzinę mojej znajomej Iael Meir. Ona, jej mąż i troje dzieci byli na spacerze, szli pasażem w centrum Hajfy. I nagle huk. Przeżyli, ale troje z nich zostało ciężko rannych.
Intifada trwała, a mimo to do Izraela ciągnęły tysiące Żydów, głównie z ZSRR. Imigrant to „ole”. W Izraelu nie używa się innego słowa. Ono pochodzi ze Starego Testamentu i oznacza Żyda, który wchodzi na mównicę i czyta fragmenty Tory w synagodze. A wyjazd do Izraela to takie wejście w górę. Święta misja każdego Żyda. Stąd „ole”, a kobieta to „ola”. W 1987 roku na lotnisku Ben Guriona wylądowała szczególna „ola”. Ida Nudel, która długo walczyła w ZSRR o możliwość wyjazdu do Izraela. Była więziona. Gdy wreszcie udało się jej wyjechać, na lotnisku Ben Guriona czekał na nią premier Szamir i szef MSZ Szimon Peres. A także znana aktorka Jane Fonda, która wcześniej nawet pojechała do Rosji, by się za nią wstawić.
W ZSRR było prawie 2,5 mln Żydów. Wiedzieliśmy, że chcą przyjechać, ale bramy były zamknięte. Wszystko zmieniło się od czasów Gorbaczowa. Podczas powstania państwa w maju 1948 r. w Izraelu było ok. 680 tys. Żydów. W 1990 roku z samej Rosji przyjechało 240 tysięcy. Do 2006 r. było już 1,3 mln Żydów z byłego ZSRR. Wszędzie słychać było rosyjski język. Brakowało mieszkań, dlatego początkowo zamieszkali w barakach.
Kilka lat później, w 1995 roku, gdy jako przewodniczący Knesetu pojechałem do Moskwy i Wołgogradu, dawnego Stalingradu, powiedziałem: – Nie zapomnę, że to Armia Radziecka miała najwięcej ofiar w II wojnie światowej. To ona uratowała bardzo dużo Żydów. Bez niej nie można było zwyciężyć faszyzmu i hitleryzmu.
I choć podczas mojej przemowy w Dumie przywódca nacjonalistów Władimir Żyrinowski nakazał swoim posłom wyjść, po latach przyjechał do Izraela. I płakał na grobie swojego ojca, Żyda.
Lata 90. przyniosły wojnę z Irakiem. Saddam Husajn wysłał rakiety na Izrael. Na początku 1991 roku wszyscy siedzieliśmy w schronach i chodziliśmy w maskach, bo nie mieliśmy pewności, czy nie będzie ataku chemicznego. Bush prosił, byśmy nie angażowali się w tę wojnę. A mogliśmy zgotować Irakowi solidny odwet. Przecież już w 1981 roku zburzyliśmy cały ich przemysł jądrowy, za co nas krytykowano. Gdybyśmy tego nie zrobili, jak świat wyglądałby dzisiaj? Broń jądrową Irak miałby jeszcze przed Iranem.
Prezydentem był wtedy Chaim Herzog, syn rabina Icchaka Halevi Herzoga z Łomży, którego w latach 30. gmina w Irlandii zaprosiła do siebie na stanowisko naczelnego rabina w Dublinie. Jednak pod koniec lat 30. zmarł rabin aszkenazyjski w Erec Israel w Palestynie i rabin Herzog został zaproszony tutaj. Mówił po polsku, miał dwóch synów. Chaim był majorem, służył w armii brytyjskiej i walczył wraz z Polakami w Normandii. Ale już nie mówił po polsku.
Po nim prezydentem został Ezer Weizman, bratanek pierwszego prezydenta Izraela Chaima Weizmana, dowódca izraelskich sił powietrznych. Podczas jego zaprzysiężenia w Knesecie w 1993 roku powiedziałem: – W Egipcie rządzi prezydent Hosni Mubarak, który jest lotnikiem. Król Jordanii Husajn jest lotnikiem. Prezydent Syrii Baszar al. Assad był lotnikiem. Teraz w Izraelu lotnik został prezydentem. Może proces pokojowy dostanie teraz nowe skrzydła?
Rzeczywiście, w 1993 roku Rabin, Peres i Arafat podpisali umowy pokojowe w Oslo, za co dostali pokojowe Nagrody Nobla. Ale pokoju nie było.
4 listopada 1995 roku Rabin został zamordowany. To było coś niemożliwego. Całe społeczeństwo, cały system demokratyczny, przeżyło wtedy okropny kryzys i tak naprawdę tkwi w nim do dziś. Od tamtego dnia wszystko się zmieniło.
[srodtytul]Trudna służba w Yad Vashem[/srodtytul]
W kraju zaczął rządzić Benjamin Netanjahu, który nie zgadzał się z drogą pokojową Rabina i Peresa. W 1996 roku to on wygrał przyspieszone wybory, zdobywając zaledwie pół procent głosów więcej niż Peres. Ale już trzy lata później pokonał go Ehud Barak, który razem z Netanjahu służył w jednostce specjalnej izraelskiej armii. Barak był jego komendantem. To była niezwykła para. Dwójka walczących sabrów. I nagle obaj weszli do polityki – jeden z lewej strony, drugi z prawej. I taką parą są do dziś. Teraz Netanjahu jest premierem, a Barak – jego ministrem obrony. Rozumieją się bez słów, mają swoje kody jeszcze z czasów wojska.
A ja w 1999 roku zakończyłem moją 19-letnią służbę parlamentarną. Zostaję szefem Yad Vashem, przez lata kierowanym przez Josefa Burga, którego rodzina pochodziła z Galicji. On sam urodził się w Berlinie. Dużo Żydów w Niemczech miało polskie korzenie.
Dla mnie to był powrót do mojego dzieciństwa, do mojego narodu w diasporze, do zamordowanych, do obozów zagłady.
Nominacja na przewodniczącego Yad Vashem jest dożywotnia. Ale ja nie chciałem pełnić tej funkcji do końca życia. Całymi dniami siedziałem w tym miejscu, całymi dniami rozmawiałem o Holokauście, całymi dniami patrzyłem na zdjęcia. I przypominało mi to moje życie w ukryciu w podwójnej ścianie i piwnicy.
Zostałem ambasadorem w Polsce. W Izraelu premierem został Ariel Szaron. To były trudne czasy drugiej intifady i okrutnych zamachów. Pierwszy raz pod ambasadą Izraela odbywały się demonstracje. Chciałem tłumaczyć, że nawet Szaron nie zmienił polityki, że nawet on jest gotów realizować postanowienia pokojowe z Oslo.
Nawet Marek Edelman chciał podpisać apel, by Izrael przestał atakować Palestyńczyków. – Marek, co z tobą? – spytałem. I nie podpisał. Nie był syjonistą. Ale czułem, że od tego czasu zaczyna rozumieć głębię problemu Izraela.
Po intifadzie Szaron zaczął rozmawiać z Araftem. Tylko że wkrótce Arafat zmarł. I pokoju nie było.
[srodtytul]Umiera Ester[/srodtytul]
20 sierpnia 2005 roku zmarła na moich rękach ukochana żona Ester. Półtora miesiąca byłem przy niej w szpitalu. Z pewnego punktu widzenia wtedy skończył się mój Izrael. Wszyscy moi przyjaciele przyjechali na pogrzeb. Szimon Peres, który bardzo ją lubił, przemawiał. Zawsze podczas uroczystych kolacji wysyłał jej jakąś karteczkę, a ona do niego. Pisali np. o literaturze. Peres cytował jej wiersze Szymborskiej tłumaczone na hebrajski, ona – wiersze nowoczesnych poetów izraelskich.
Przed pogrzebem zadzwonił Ariel Szaron: – Szewach, ja bardzo chcę być na pogrzebie, ale Ty wiesz, że go zepsuję. Będzie ochrona, będą kontrole. Całym sercem jestem z Tobą.
Dwa lata wcześniej zmarła jego małżonka, Lily. Bardzo dobrze się znaliśmy.
– Nic ci nie pomoże. Będziesz miał bardzo smutne życie. Ale pamiętaj, bądź cały czas zajęty. To jedyna rzecz, która trochę ci pomoże – powiedział. To jego słowa w tym przeklętym dniu.
Na początku 2006 roku zapadł w śpiączkę.
[srodtytul]Znów wojna[/srodtytul]
Szaron zdążył jeszcze założyć centrową partię Kadima, która zmieniła mapę polityczną Izraela. Zmniejszyła się siła prawicy. Wycofaliśmy się ze Strefy Gazy. W 2006 roku Kadima wygrała wybory. Kilka miesięcy później wybuchła druga wojna libańska. Byłem wtedy w Hajfie. Cały czas nad nami latały rakiety. Pierwszy raz większość Izraelczyków czuła wojnę, bo ona nie toczyła się na frontach. Pod ostrzałem była cała północ. Straciliśmy 126 żołnierzy. Wśród nich był syn Dawida Grossmana, jednego z najważniejszych pisarzy Izraela. Grossman początkowo popierał wojnę. Ale kiedy się przeciągała, zaczął protestować. Dzień przed śmiercią swojego syna Urika był na demonstracji przeciw wojnie.
Ostatnie kilka lat to status quo w procesie pokojowym. Szkoda. Ale dzieje się tak nie tylko z naszej winy. To smutne, że ta wojna ciągle trwa. W armii poznałem moją żonę. Moja córka i syn służyli w armii. Moja 16-letnia wnuczka też będzie służyła w armii. Chciałbym, aby dożyła pokoju, bo on jest nam bardzo potrzebny.
W 2009 roku znów powstał rząd Benjamina Netanjahu. Wierzę, że wróci do pokojowej polityki.
[i]współpraca Katarzyna Zuchowicz[/i]
[link=http://www.rp.pl/artykul/61991,479994_Moj_Izrael.html]Pierwsza część wspomnień Szewacha Weissa [/link]