Nadchodzi czas polityki jagiellońskiej, bo pozycja Polski w Unii Europejskiej zależy od tego, jak współpracujemy z sąsiadami, rozwój zaś związany jest z wykorzystaniem naszych zasobów oraz z perspektywą rozszerzenia UE. W odniesieniu do kilku regionów Polski wręcz trudno sobie wyobrazić ich sensowną modernizację przy założeniu, że granica Unii na zawsze pozostanie na Bugu. Jak powiedzieć mieszkańcom Rzeszowa czy Chełma: przepraszamy, ale zawsze będziecie mieszkali w cieniu muru Europy z wszystkimi tego konsekwencjami?
Polityka jagiellońska może być odczytana jako próba odpowiedzi na te wyzwania, a wysiłki, by unieważnić tę tradycję akurat teraz, są jedynie nerwową polemiką z koncepcjami Lecha Kaczyńskiego. Towarzyszy im swoisty nihilizm idei, który można streścić tak: najpierw zdezawuujemy politykę poprzedników, a potem pomyślimy co dalej.
Czy duże państwo stać na naderwanie ciągłości polityki zagranicznej? Do tego konieczne byłoby rytualne zerwanie z tradycją Jerzego Giedroycia, pogrzeb idei, która wyznaczała standard polskiej polityki zagranicznej przez lata; ostatnio autorski nekrolog Giedroyciowi wystawił Bartłomiej Sienkiewicz ([link=http://www.rp.pl/artykul/61991,486685_Pozegnanie_z_Giedroyciem.html" "target=_blank]„Pożegnanie z Giedroyciem”[/link], „Rz”, 29 maja 2010).
Za sprawionymi przezeń historycznymi kostiumami kryją się dwie aktualne sprawy, które wychynęły pod koniec jego tekstu. Po pierwsze, różnimy się w ocenie, na ile silna jest pozycja Polski w Unii, po drugie, na ile Polska może skorzystać na zmianach „atmosfery” w relacjach z Rosją.
Za tym, że po 2007 r. jesteśmy silniejsi w Brukseli padają kiepskie argumenty: sprawa CO2, której finał nie był – jak się okazało – sukcesem. Także wobec kryzysu gospodarczego równie dobrze można odpowiedzieć, że rację miała opozycja, by nie spieszyć się z wchodzeniem do strefy euro, co dzisiaj powtarza Bronisław Komorowski. Ewidentne są jednak porażki. Pod znakiem zapytania pozostaje Partnerstwo Wschodnie – zwraca na to uwagę sam Sienkiewicz.
Szczytem niezgrabności były zabiegi wokół powołania europejskiej dyplomacji. Kandydaturę Catherine Ashton uzgodniono bez Polski. Późniejsze niepowodzenia rządu w budowaniu europejskiej polityki zagranicznej spowodowały, że Danuta Hübner, rok temu jedynka na liście PO w wyborach do PE, przywołała fakt, że w nowej służbie potrzebni są przedstawiciele Polski o odpowiednim doświadczeniu i pozycji, jakby dostrzegła ryzyko, że tak się nie stanie.