Syndrom Telimeny

Sprawdzianem elity w Polsce powinien być nie dobry PR, lecz zdolność do organizowania przestrzeni politycznej Europy Środkowej

Publikacja: 11.06.2010 14:47

Syndrom Telimeny

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Nadchodzi czas polityki jagiellońskiej, bo pozycja Polski w Unii Europejskiej zależy od tego, jak współpracujemy z sąsiadami, rozwój zaś związany jest z wykorzystaniem naszych zasobów oraz z perspektywą rozszerzenia UE. W odniesieniu do kilku regionów Polski wręcz trudno sobie wyobrazić ich sensowną modernizację przy założeniu, że granica Unii na zawsze pozostanie na Bugu. Jak powiedzieć mieszkańcom Rzeszowa czy Chełma: przepraszamy, ale zawsze będziecie mieszkali w cieniu muru Europy z wszystkimi tego konsekwencjami?

Polityka jagiellońska może być odczytana jako próba odpowiedzi na te wyzwania, a wysiłki, by unieważnić tę tradycję akurat teraz, są jedynie nerwową polemiką z koncepcjami Lecha Kaczyńskiego. Towarzyszy im swoisty nihilizm idei, który można streścić tak: najpierw zdezawuujemy politykę poprzedników, a potem pomyślimy co dalej.

Czy duże państwo stać na naderwanie ciągłości polityki zagranicznej? Do tego konieczne byłoby rytualne zerwanie z tradycją Jerzego Giedroycia, pogrzeb idei, która wyznaczała standard polskiej polityki zagranicznej przez lata; ostatnio autorski nekrolog Giedroyciowi wystawił Bartłomiej Sienkiewicz ([link=http://www.rp.pl/artykul/61991,486685_Pozegnanie_z_Giedroyciem.html" "target=_blank]„Pożegnanie z Giedroyciem”[/link], „Rz”, 29 maja 2010).

Za sprawionymi przezeń historycznymi kostiumami kryją się dwie aktualne sprawy, które wychynęły pod koniec jego tekstu. Po pierwsze, różnimy się w ocenie, na ile silna jest pozycja Polski w Unii, po drugie, na ile Polska może skorzystać na zmianach „atmosfery” w relacjach z Rosją.

Za tym, że po 2007 r. jesteśmy silniejsi w Brukseli padają kiepskie argumenty: sprawa CO2, której finał nie był – jak się okazało – sukcesem. Także wobec kryzysu gospodarczego równie dobrze można odpowiedzieć, że rację miała opozycja, by nie spieszyć się z wchodzeniem do strefy euro, co dzisiaj powtarza Bronisław Komorowski. Ewidentne są jednak porażki. Pod znakiem zapytania pozostaje Partnerstwo Wschodnie – zwraca na to uwagę sam Sienkiewicz.

Szczytem niezgrabności były zabiegi wokół powołania europejskiej dyplomacji. Kandydaturę Catherine Ashton uzgodniono bez Polski. Późniejsze niepowodzenia rządu w budowaniu europejskiej polityki zagranicznej spowodowały, że Danuta Hübner, rok temu jedynka na liście PO w wyborach do PE, przywołała fakt, że w nowej służbie potrzebni są przedstawiciele Polski o odpowiednim doświadczeniu i pozycji, jakby dostrzegła ryzyko, że tak się nie stanie.

W sprawie budowy sieci połączeń gazowych w Europie Polska poniosła klęskę i nikt nie spróbował nawet wymienić jej na korzyści w innych dziedzinach. W kluczowych problemach: statusu prawnego zbrodni katyńskiej, bezpieczeństwa energetycznego i używania przez Polskę nowoczesnych systemów obronnych (Patriot), Rosja zachowuje negatywne stanowisko; obwieszczanie przez przedstawicieli Polski, że zmieniły się relacje polsko-rosyjskie, spotkało się z ciszą po stronie Moskwy.

Sprawdzianem elity w Polsce powinien być nie dobry PR – a potem opinia paryskich czy berlińskich dzienników, lecz zdolność do współorganizowania przestrzeni politycznej Europy Środkowej. Ta umiejętność decyduje o naszej podmiotowości; gdy środkowoeuropejscy partnerzy obserwują, że Warszawa każdy krok najpierw konsultuje na europejskich salonach, to sami znajdują telefony do unijnych stolic. Lecz gdyby w raportach dyplomatów przeczytali, że w Berlinie czy Paryżu ktoś pyta o zdanie Warszawy, woleliby, żeby ustalenia w sprawach regionu przygotowywać wspólnie.

[srodtytul]Nowa szansa jagiellońska[/srodtytul]

Mniejsze zainteresowanie sąsiadów Warszawą to wynik obserwacji, jak niestała po 2007 r. okazała się polityka wobec Czech i Litwy, nie wspominając o Mołdawii, jak kruszało polskie stanowisko w sprawach rozszerzenia na Wschód czy tranzytu gazu. Tutaj tkwi szkopuł. Na relacje Rosji z Ukrainą mamy mniejszy wpływ niż na własne z Wilnem czy Pragą.

Tymczasem ostatnie trzy lata to czas regresu w tych kontaktach. Litwa spogląda ku Szwecji także dlatego, że Polska Tuska straciła status interesującego partnera. To nie idea Giedroycia zawiniła, ale pośpiech w kleceniu „ocieplania” z Moskwą i kompleksów, że poważnymi sojusznikami mogą być dla nas tylko duzi oraz że nie mamy im wiele do zaproponowania, nie mamy atrakcyjnego posagu.

Dynastia Jagiellonów uzupełniła piastowski posag (związek z zachodnim chrześcijaństwem i „system naczyń połączonych” ze stolicami Europy) o dwa składniki: środkowoeuropejski, czyli sieć związków pomiędzy Krakowem, Pragą i Budą, oraz w konsekwencji wschodni – oddziaływanie na Wielkie Księstwo Litewskie. Polska Jagiellonów była wówczas najlepszym projektem integracyjnym – opierała się na polityce (dzisiaj powiedzielibyśmy soft power), a nie przemocy. Miała i wady – układanie środkowoeuropejskich puzzli nie było łatwe ani za Jagiellonów, ani za Habsburgów, ani po 1918 r.

Otóż po Jagielle dziedziczymy fundament polityczny Europy Środkowej, jej tożsamości i powiązań. Czas Jagiellonów zapisał się dla Polski jako złoty wiek – jak mało kiedy politycy potrafili wówczas skorzystać z zasobów państwa (monarchii), ale też świadomie wyzyskać koniunkturę. W późnym średniowieczu nasze kraje, skorzystawszy wcześniej z doświadczeń niemieckich wzorów ustroju wsi i miast, mogły już używać swojego potencjału i stanąć na własnych nogach, wytwarzać oryginalne wzorce postępowania. Zaskakująco podobnie kilkaset lat później, w pierwszej fazie transformacji, postkomunistycznym krajom Europy dobrze posłużyły sprawdzone wzory z Zachodu; jednak nadszedł czas, by proponować własne modele.

Najlepszy moment Grupy Wyszehradzkiej kojarzy się też z tym, że po 1989 r. trudno było nawiązywać do środkowoeuropejskich tradycji m.in. dlatego, że pomiędzy kraje wkradała się rywalizacja w procesie negocjacji i budowania pozycji w UE; z powodu chybotliwości sceny politycznej w niektórych z krajów partie reform przegrywały wybory.

Dzisiaj – w epoce nowej szansy jagiellońskiej – kwestie te straciły znaczenie. Szczególnie, że tak jak w średniowieczu możemy mówić o skorzystaniu ze swego rodzaju premii zapóźnienia. Gdy na Zachodzie podczas wojny stuletniej kraje Walezjuszy i Plantagenetów uruchomiły przeciw sobie potencjał dopiero co scentralizowanych monarchii, nasz region odcinał kupony od niedostosowania do tego, co zdawać się mogło wówczas postępowe, korzystał ze względnego pokoju w unikających centralizacji państwach Jagiellonów.

Podobnie było z gospodarką regionu, o ile nie doświadczył barier fundujących regres dojrzalszemu zachodniemu średniowieczu. To, że dzisiaj nie dotarło do nas wiele regulacji, sprzyja inwestowaniu. Do wykorzystania dóbr naturalnych potrzeba było w średniowieczu kapitału i umiejętności. Dlatego dopiero u schyłku epoki skorzystano z nich: w Czechach wydobywano srebro, na Węgrzech złoto, a w Polsce ołów i sól.

Także dzisiaj szansą regionu powinno być uruchomienie zasobów. Może będą nimi łupki gazonośne, źródła geotermalne, nowocześnie wykorzystany węgiel? Ale podobnie jak pod koniec średniowiecza największy skarb regionu tkwi w budzącym się potencjale ludzkim. Tylko w Polsce po 1989 r. wskaźnik ukończenia przez absolwentów wyższych studiów wzrósł o 680 proc. (z 56 tys. do 384 tys. w 2004 r.).

Bez używania zasobów kraju Polska staje się panną bez posagu z wizji Władysława Bartoszewskiego, która ugania się za amantami (szuka akceptacji) po Europie. Brak aktywności w regionie rodzi konieczność opierania się na sojuszach niepewnych i czasowych. To w istocie ten sam zwodniczy koncept, który Radosław Sikorski określił jako powrót do głównego nurtu. Trudno go pogodzić z ideą polityki jagiellońskiej, która oprócz zasady aktywności, wyzyskiwania na swoją korzyść czasu kryzysów i własnych możliwości oraz uczestnictwa w obiegu kulturowym renesansu – także za cenę sporów z innymi potęgami. To wtedy ukształtował się kompas polskich interesów europejskich; podstawowe punkty odniesienia to działanie w regionie i relacje z głównymi graczami na Zachodzie.

[srodtytul]Wpatrzeni w brwi cara[/srodtytul]

Obserwowanie układu brwi cara i pisanie o tym esejów to pomysł dla Polski, który pochodzi od Katarzyny II. To polityka, której patronką staje się Telimena z „Pana Tadeusza”, która spogląda na swój jedyny punkt odniesienia – Petersburg. Jeśli założymy, że Unia jest atrakcyjną propozycją polityczną, to dlaczego nie miałaby się sprawdzić koncepcja Giedroycia, by receptą na pożądane zbliżenie z Moskwą były rozwój i bezpieczeństwo innych krajów na Wschodzie (rozszerzenie).

Możemy w tym względzie wpłynąć na rzeczywistość na tyle, na ile znaczymy coś w Unii, a to wynika m.in. z pozycji w regionie. Żadna polityka Wiktora Janukowycza nie zwalnia polskiego rządu z robienia tego, co teraz się da: poważnego potraktowania Partnerstwa Wschodniego, zniesienia wiz dla Ukraińców, bo to zbliża do Unii; potem zabiegów o to samo dla Rosjan.

Kryzysowe zamieszanie tworzy lukę, z której warto skorzystać. Grozi nam „Europa dwóch prędkości”. Symptomy kryzysu na Zachodzie oznaczają, że albo powstanie w środkowej Europie nowe, luźno skoordynowane (jagiellońskie) centrum, które weźmie realną współodpowiedzialność za rozwój i popychanie rozszerzenia UE na Wschodzie, albo grozi nam wtórny podział Europy lub, jeszcze gorzej, wzmocnią się już widoczne nacjonalizmy i projekt europejski może zostać zakwestionowany.

Bogatych państw Unii nie będzie niebawem stać na proste utrzymywanie uboższych lub, co gorsza, opinia publiczna w krajach takich jak Niemcy zakwestionuje dotowanie biednych. Także dlatego kończy się czas lekkiej polityki w Europie i pomysł jagielloński właśnie dzisiaj ma szansę być dobrze przyjęty przez otwarte głowy na Zachodzie. Także poprzez konkurencyjność produkcji w wybranych dziedzinach byłby punktem odniesienia dla Niemiec. Zignorowanie chwili i szans, które daje nasz region, doprowadzi do prowincjonalizacji Polski jako państwa granicznego Unii.

[srodtytul]Gra z mniejszymi[/srodtytul]

Decyzja Victora Orbana, by w pierwszą podróż zagraniczną przylecieć do Warszawy, ma szansę przynieść nowe otwarcie. Zamiast odmieniania słowa „sukces” i tolerowania plotek o antyeuropejskich poglądach opozycji w Polsce, rząd mógłby się włączyć w tworzenie konstelacji opartej o rządzący w Czechach ODS (w Parlamencie Europejskim w jednej rodzinie z PiS) i decydujący na Węgrzech Fidesz (w PE z PO, a jego koalicjant w dobrych relacjach z PiS).

Od szczytu energetycznego na Wawelu w 2007 roku Lech Kaczyński nie mógł liczyć na współpracę PO w konstruowaniu regionalnych aliansów; współdziałanie zostało mu wypowiedziane w Sejmie w dniu rozpoczęcia krakowskiego spotkania. Dzisiejsza opozycja popiera program reintegracji regionu, a Jarosław Kaczyński zaaprobowałby taki projekt jako prezydent. Ruch należy do rządu Tuska; czy padną konkrety?

Taka polityka wymaga też uznania sensu gry w drużynie z Litwą, Łotwą, Estonią, Słowacją, Rumunią, Bułgarią. Nie jest to do pogodzenia z kpinami byłego ministra spraw zagranicznych z państw, na których głosie w UE powinno nam zależeć. Kiedy trzeba będzie opowiedzieć się za którymś z aliantów, na przeszkodzie stanie polityka głównego nurtu.

Razem i nie w oparciu o postkomunistyczną przeszłość, lecz dobrą tradycję i zasoby ludzkie oraz inwestycje w infrastrukturę możemy stać się konkurencyjnymi partnerami wobec innych państw UE. Tylko pod takim warunkiem dojdzie do rozszerzenia Unii o Ukrainę czy Mołdawię. Tylko w takim razie zrównoważyć można relacje z Rosją bez ryzyka jej antagonizowania.

Tak na koniec: nie wybieramy między Polską jagiellońską, piastowską, giedroyciowską czy inną – ta dyskusja ma sens, dopóki stare kostiumy służą lepszemu zrozumieniu dzisiejszych racji. Kiedy mają zastępować poważną debatę, lepiej zostawiwszy je na wieszaku, zapytać, czy wybieramy koncepcję Polski jako panny bez posagu, czy Polskę, którą już stać na kreowanie nowej jakości w Brukseli.

[ramka][srodtytul][link=http://www.rp.pl/artykul/61991,486685_Pozegnanie_z_Giedroyciem.html" "target=_blank]Pożegnanie z Giedroyciem[/link][/srodtytul]

Giedroyciowsko-piłsudczykowska koncepcja polityki wschodniej poniosła klęskę. Co tak naprawdę chcieliśmy osiągnąć? Zepchnąć Rosję pod Ural? Czy dopiero wtedy poczulibyśmy się bezpieczni? Przecież to jest polityka strachu, której konsekwencją może być tylko jeszcze większy strach i rozczarowanie. I oto teraz stanęliśmy wobec nowego wyzwania. Wyzwania, na które, obawiam się, nie mamy jasnej recepty.

[i] —Bartłomiej Sienkiewicz, Rz, 29. 05[/i] [/ramka]

[i]Autor jest europosłem PiS, historykiem, członkiem rady Instytutu Spraw Publicznych i Kolegium Europy Wschodniej we Wrocławiu, pracuje w ISP PAN[/i]

Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne