Paul Morand, znany francuski pisarz, opisując w „Palę Moskwę” wizytę w stolicy Rosji Radzieckiej, bohaterami opowieści uczynił Wasilisę Abramowną, jej męża Bena Moisiejewicza i „czerwonego poetę” Mordechaja Goldwassera, pozostającego z tym małżeństwem w „miłosnym truście”. Pseudonimy były nadto czytelne; chodziło o Lili i Osipa Brików oraz Władimira Majakowskiego. Morand przeholował jedynie z nadaniem temu ostatniemu żydowskiego imienia. Majakowski, w przeciwieństwie do Brików, Żydem nie był.
Moranda wyraźnie zafascynował poznany przez niego w Moskwie w 1925 r. „miłosny trust”. Bez trudu zauważył, że w Lili kochają się wszyscy, jej mąż ma kontakty ze służbą bezpieczeństwa (w istocie Osip Brik wiosną 1920 r. został etatowym pracownikiem Czeka i pozostał nim do końca 1923 r., jego legitymacja miała numer 15073, a Lila też taką miała – o numerze 24541), a w przedpokoju „miłosnego trójkąta” stoi popiersie Lenina.
„Goldwasser – streszcza powieść Moranda Bengt Jangfeldt, autor wydanej właśnie nakładem W.A.B. w przekładzie Wojciecha Łygasia biografii »Majakowski: Stawką było życie« – »drągal o otwartym, sympatycznym obliczu«, to poeta o »oryginalnym stylu«, piszący wszystko: sztuki polityczne, teksty reklamujące wyroby państwowego przemysłu, ateistyczne piosenki dla dzieci i wiersze propagujące stosowanie nawozów sztucznych w gospodarstwach rolnych. To »natura artystyczna niewolna od neuroz, w jego wypadku – od hipochondrii«. »Wszyscy wiedzą o jego lęku przed mikrobami: ten komunista myje wszystkie przedmioty, które wpadną mu w ręce; sterylizuje naczynia stołowe i sztućce, nosi gumowe rękawiczki i otwiera drzwi na wysokości, do której nikt nigdy nie sięga«. Spośród trojga członków rodziny to on jest najbogatszy i utrzymuje pozostałych: »To pierwszy kraj, w którym widzę, że poeta płaci za innych«”.
[srodtytul]Względy dla „Czerwonej Gwiazdy”[/srodtytul]
Jak na warunki sowieckie Majakowski miał duże dochody, ale na potrzeby jego „rodziny” (poza nią miał również prawdziwą familię, matkę i dwie siostry) – niewystarczające. W 1928 r. poeta wyjechał do Paryża, po drodze zatrzymać się miał w Berlinie – z listą zakupów od Lili: „W BERLINIE: Kostium robiony na drutach nr 44 ciemnoniebieski (nie przez głowę). Do tego wełniany szal na szyję i jumper, do noszenia z krawatem. Pończochy bardzo cienkie, nie za bardzo jasne (na wzór). Drrr... [tak wtedy nazywano zamki błyskawiczne – przyp. K.M.] – 2 krótkie i jeden długi. Ciemnoniebieską i czerwoną lustrynę. W PARYŻU: 2 ciekawe wełniane suknie z bardzo miękkiego materiału. Jedna bardzo elegancka, ekscentryczna z krepy-żorżety na spodzie. Dobra byłaby wielobarwna, pstra. Najlepiej z długim rękawem, ale można też gołą. Na powitanie Nowego Roku. Pończochy. Korale (jeśli jeszcze się nosi, to niebieskie). Rękawiczki. Bardzo modne drobiazgi. Chusteczki do nosa. Torebkę (można w Berlinie tanią, w K.D.W.). Perfumy Rue de la Paix, Mon Boudoir i co Ela (siostra – przyp. K.M.) powie. Nieco więcej i różnych. 2 op. pudru. Kredka Brun do oczu, kredka Haubigant do oczu. SAMOCHÓD: najlepiej kryty (nie kabriolet – przyp. K.M.) – conduite interiere – z kompletem części zapasowych, z dwoma kołami zapasowymi, z tyłu waliza. [...] Maskotkę na tylne okienko. Zegarek nakręcany raz w tygodniu. Rękawiczki samochodowe. Wszelkie możliwe drobiazgi stroju automobilowego, jeśli będzie samochód”.
Z autem miał Majakowski problem, bo brakowało mu pieniędzy. Z pomocą przyszły jednak przyjazne dusze i poeta mógł triumfalnie przywieźć do Moskwy „renówkę” – najtańszą jaka była, ale i tak w stołecznym środowisku literackim długo nie mówiło się o niczym innym.