Majakowski i Brik - najbarwniejsza para pierwszych lat ZSRR

Samobójstwo Władmira Majakowskiego nie było aktem poltiycznego protestu. Ale i tak przez ponad pół wieku cenzurowano wszystko, co pisano na jego temat

Publikacja: 04.09.2010 01:01

Władimir Majakowski i Lili Brik nad Morzem Północnym w 1922 r.

Władimir Majakowski i Lili Brik nad Morzem Północnym w 1922 r.

Foto: AFP/RIA NOVOSTI

Paul Morand, znany francuski pisarz, opisując w „Palę Moskwę” wizytę w stolicy Rosji Radzieckiej, bohaterami opowieści uczynił Wasilisę Abramowną, jej męża Bena Moisiejewicza i „czerwonego poetę” Mordechaja Goldwassera, pozostającego z tym małżeństwem w „miłosnym truście”. Pseudonimy były nadto czytelne; chodziło o Lili i Osipa Brików oraz Władimira Majakowskiego. Morand przeholował jedynie z nadaniem temu ostatniemu żydowskiego imienia. Majakowski, w przeciwieństwie do Brików, Żydem nie był.

Moranda wyraźnie zafascynował poznany przez niego w Moskwie w 1925 r. „miłosny trust”. Bez trudu zauważył, że w Lili kochają się wszyscy, jej mąż ma kontakty ze służbą bezpieczeństwa (w istocie Osip Brik wiosną 1920 r. został etatowym pracownikiem Czeka i pozostał nim do końca 1923 r., jego legitymacja miała numer 15073, a Lila też taką miała – o numerze 24541), a w przedpokoju „miłosnego trójkąta” stoi popiersie Lenina.

„Goldwasser – streszcza powieść Moranda Bengt Jangfeldt, autor wydanej właśnie nakładem W.A.B. w przekładzie Wojciecha Łygasia biografii »Majakowski: Stawką było życie« – »drągal o otwartym, sympatycznym obliczu«, to poeta o »oryginalnym stylu«, piszący wszystko: sztuki polityczne, teksty reklamujące wyroby państwowego przemysłu, ateistyczne piosenki dla dzieci i wiersze propagujące stosowanie nawozów sztucznych w gospodarstwach rolnych. To »natura artystyczna niewolna od neuroz, w jego wypadku – od hipochondrii«. »Wszyscy wiedzą o jego lęku przed mikrobami: ten komunista myje wszystkie przedmioty, które wpadną mu w ręce; sterylizuje naczynia stołowe i sztućce, nosi gumowe rękawiczki i otwiera drzwi na wysokości, do której nikt nigdy nie sięga«. Spośród trojga członków rodziny to on jest najbogatszy i utrzymuje pozostałych: »To pierwszy kraj, w którym widzę, że poeta płaci za innych«”.

[srodtytul]Względy dla „Czerwonej Gwiazdy”[/srodtytul]

Jak na warunki sowieckie Majakowski miał duże dochody, ale na potrzeby jego „rodziny” (poza nią miał również prawdziwą familię, matkę i dwie siostry) – niewystarczające. W 1928 r. poeta wyjechał do Paryża, po drodze zatrzymać się miał w Berlinie – z listą zakupów od Lili: „W BERLINIE: Kostium robiony na drutach nr 44 ciemnoniebieski (nie przez głowę). Do tego wełniany szal na szyję i jumper, do noszenia z krawatem. Pończochy bardzo cienkie, nie za bardzo jasne (na wzór). Drrr... [tak wtedy nazywano zamki błyskawiczne – przyp. K.M.] – 2 krótkie i jeden długi. Ciemnoniebieską i czerwoną lustrynę. W PARYŻU: 2 ciekawe wełniane suknie z bardzo miękkiego materiału. Jedna bardzo elegancka, ekscentryczna z krepy-żorżety na spodzie. Dobra byłaby wielobarwna, pstra. Najlepiej z długim rękawem, ale można też gołą. Na powitanie Nowego Roku. Pończochy. Korale (jeśli jeszcze się nosi, to niebieskie). Rękawiczki. Bardzo modne drobiazgi. Chusteczki do nosa. Torebkę (można w Berlinie tanią, w K.D.W.). Perfumy Rue de la Paix, Mon Boudoir i co Ela (siostra – przyp. K.M.) powie. Nieco więcej i różnych. 2 op. pudru. Kredka Brun do oczu, kredka Haubigant do oczu. SAMOCHÓD: najlepiej kryty (nie kabriolet – przyp. K.M.) – conduite interiere – z kompletem części zapasowych, z dwoma kołami zapasowymi, z tyłu waliza. [...] Maskotkę na tylne okienko. Zegarek nakręcany raz w tygodniu. Rękawiczki samochodowe. Wszelkie możliwe drobiazgi stroju automobilowego, jeśli będzie samochód”.

Z autem miał Majakowski problem, bo brakowało mu pieniędzy. Z pomocą przyszły jednak przyjazne dusze i poeta mógł triumfalnie przywieźć do Moskwy „renówkę” – najtańszą jaka była, ale i tak w stołecznym środowisku literackim długo nie mówiło się o niczym innym.

Za publikacje prasowe otrzymywał w gruncie rzeczy kopiejki, za wydania krajowe niewiele więcej, na wysokiej stopie mógł żyć jedynie dzięki edycjom zagranicznym, wyczerpującym go seryjnym odczytom, jak również agitkom reklamowym, które z samozaparciem układał. „Był zapewne – pisze w szkicu »Mój towarzysz dziewczyna« zamieszczonym w książce »Pożar serca. 16 smutnych esejów o miłości, o pisarzach rosyjskich i ich muzach«, Tadeusz Klimowicz – najbardziej wziętym ówczesnym copywriterem rosyjskim. W 1923 roku zapraszał na przykład do robienia zakupów w GUM-ie (Gławnyj uniwiersalnyj magazin/ Centralny Dom Towarowy: »Tomu niestraszen moroz złowieszczij, kto kupit w GUM-ie tiopłyje wieszczi«/ »Ten na straszny mróz nie złorzeczy, kto kupi w GUM-ie ciepłe rzeczy«), korzystania z usług Mosselpromu (dla którego wymyślił swój najbardziej znany slogan reklamowy, taki na miarę cukru, który krzepi albo »Coca Coli«, która to jest to: »Nigdie kromie kak w Mosselpromie«/ »Zawsze to robię w Mosselpromie«) (...) gumowych zabawek, opon, kaloszy – »Dożdik-dożd, wpustuju ljosz, ja nie wyjdu biez gałosz. S pomoszczju Riezinotriesta mnie wiezdie suchoje miesto«/ »To co, że deszczyk zmoczył szosę – ja przecież mam swoje kalosze. Gumowy Truście, mój wspaniały – wracam do domu suchy cały«) (...) ale też jedzenia masła, chleba, ciastek, makaronu, czekolady, cukierków”.

[srodtytul]Pudowkin nie uległ[/srodtytul]

Kim była Lili Brik? Urodziła się w Moskwie 11 listopada 1891 roku. Była starszą z dwóch córek Jeleny Juliewnej z domu Berman i Jurija Aleksandrowicza Kagana. Mąż Lili, Osip Brik, był jej starszym o cztery lata kolegą szkolnym, który zakochał się w niej, gdy miała 13 lat.

Lili ukończyła gimnazjum w roku 1908, po czym rozpoczęła studia matematyczne na uniwersytecie, by wkrótce przenieść się do Moskiewskiego Instytutu Sztuki na Wydział Plastyczny. Jeszcze w okresie maturalnym wdała się w romans z nauczycielem muzyki. Zaszła w ciążę, o czym jako pierwszego poinformowała swego przyszłego męża – Osipa. Ten zadeklarował, że chętnie się z nią ożeni, ona odmówiła i z matką pojechała do ciotki na południe Rosji, do Armawiru, gdzie dokonała aborcji.

Następnie udała się do innej swej ciotki, do Tyflisu, i już w drodze przypadkowo poznany oficer groził jej rewolwerem, jeśli go nie pocałuje. W Tyflisie pojawili się kolejni zalotnicy, wśród nich zupełnie egzotyczny kaukaski książę. Matka, przerażona powodzeniem córki, wysłała ją do swego brata do Katowic. Niestety, i on uległ czarowi siostrzenicy. „Jelenę Juliewną – pisze szwedzki biograf Majakowskiego Bengt Jangfeldt – oburzyło zachowanie brata, ale nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać”.

W Moskwie córka obracała się w kręgach złotej młodzieży, gdzie poznała niejakiego Heinricha Blumenfelda, młodego malarza studiującego w Paryżu. Doradził jej naukę nie nad Sekwaną jednak, ale w Monachium i przez pewien czas utrzymywał z nią intymne stosunki, nie zważając na swoją chorobę weneryczną. W Monachium pojawiła się w życiu Lili pierwsza partnerka tej samej płci, starsza od niej o rok, pochodząca z Odessy Katia.

Ten ciąg romansów Lili Kagan można by przedłużać w nieskończoność, zamknijmy go więc informacją, że w połowie grudnia 1911 r. po powrocie z Bawarii do Moskwy dziewczyna zaręczyła się z Osipem Brikiem, by wziąć z nim ślub 11 marca 1912 roku.

Władimir Majakowski najpierw poznał siostrę Lili – Elsę. Latem 1914 r. zaczęli regularnie się spotykać i zostali kochankami. Po roku Elsa zapoznała Lili z Wołodią. On zakochał się od razu, ona na początku zachowywała dystans, ale niewątpliwie wyznaniami roznamiętnionego poety czuła się mile wyróżniona. W 1916 r. Lili, jak twierdziła, zaprzestała fizycznie współżyć z Osipem, który został wydawcą „Obłoku w spodniach” i fanatycznym wielbicielem poezji autora tego poematu. Wspólne zamieszkanie było już kwestią niedługiego czasu. W 1925 r. z Majakowskim uczyniła Lili to samo co z Brikiem, separując go od łoża. Różnica była taka, że o ile Osip zaakceptował układ (jeśli sam go nie wykoncypował), to Władimir szalał z rozpaczy i zazdrości.

[srodtytul]Szczególna forma komunizmu[/srodtytul]

Bez względu na liczne swoje romanse Majakowski nigdy naprawdę nikogo poza nią nie pokochał. Nieprzypadkowo matka poety twierdziła, że gdyby Lili Brik feralnego 14 kwietnia 1930 roku była w Moskwie, a nie za granicą, syn nie wyciągnąłby rewolweru. Lili była tego samego zdania. Po śmierci Władimira z Brikami zamieszkał Witalij Primakow, wojskowy, bohater wojny domowej. Podobno był to jedyny mężczyzna, z którym Lili przeżywała orgazmy. Nie długo, niestety. W sierpniu 1936 r. Primakow został aresztowany, oskarżony o udział w spisku przeciw Stalinowi i rozstrzelany. Po nim pojawił się Nikołaj Głazkow, potem następni. Rzekomo jedynie reżyser Wsiewołod Pudowkin jeszcze w latach 20. pozostał na awanse Lili nieczuły, co bardzo zirytowało ambitną kobietę.

W sprawach seksu między Władimirem Majakowskim a Lili Brik była przepaść. Po pierwsze, to on ją kochał, i to nieprzytomnie, przez 15 lat, gdy dla niej był tylko jednym z kochanków, do tego – powiedzielibyśmy – niepełnosprawnym. Lili wyznawała później, że „bycie z nim w łóżku oznaczało prawdziwą mękę”. Zważywszy że jej mąż – Osip nie pożądał żony fizycznie, trudno mieć większe pretensje o takie a nie inne prowadzenie się starszej z sióstr Kagan. Ciekawe, że młodsza jej siostra – Elsa (przyszła małżonka głośnego francuskiego pisarza Luisa Aragona) też się skarżyła, że Majakowski „nie odpowiada jej w łóżku”, a to dlatego, że był za mało „nieprzyzwoity”. A według Wiktora Szkłowskiego – co prawda bardziej znanego jako literaturoznawca niż seksuolog – Majakowski po prostu cierpiał na przedwczesny wytrysk.

Autora „Obłoku w spodniach”, niezależnie od licznych jego podbojów miłosnych, trudno było nazwać erotomanem. Roman Jakobson opowiadał, jak w 1919 r. razem z Lili, Osipem i Majakowskim był na wystawie sztychów o tematyce miłosnej. Podczas gdy Brikowie ze znawstwem oglądali i komentowali eksponaty, poeta był wyraźnie skrępowany całą sytuacją.

Ale była to wciąż pierwsza faza nowego ustroju, który zwyciężając w Rosji, wprowadzał rewolucyjne zmiany we wszystkie stosunki społeczne, z seksualnymi włącznie. To wtedy Aleksandra Kołłontaj głosiła teorię „szklanki wody”, w myśl której człowiek nowej, komunistycznej ery swoje potrzeby seksualne winien zaspokajać z tą samą łatwością, jak zaspokaja pragnienie, pijąc wodę. Dopiero w 1936 r. w Kraju Rad nastąpił powrót do tradycyjnego spojrzenia na kwestie małżeństwa i rodziny.

Już wcześniej jednak w kwestii wolności seksualnej rywalizowały tam ze sobą dwie przeciwstawne koncepcje. I tak w wydanej w 1926 r. broszurze A. Timofiejewa „Na co powinna zostać skierowana energia płciowa młodzieży. Przystępne ujęcie” można było przeczytać, że „czysto fizyczny pociąg płciowy jest niedopuszczalny z rewolucyjno-proletariackiego punktu widzenia”, a ideałem młodzieży radzieckiej powinien po wsze czasy pozostawać „wielki rewolucjonista i najskromniejszy pod względem płciowym, wielki uczony i wspaniały łyżwiarz, ani przez chwilę nie odpoczywający społecznik i znakomity szachista – Władimir Iljicz Lenin”.

Skądinąd ten, w jednej osobie, „wspaniały łyżwiarz” i „wielki uczony” nie trawił futurystycznych wierszy Majakowskiego. Gdy poeta doprowadził do edycji swojego poematu „150 000 000”, Lenin wpadł w szał i sporządził następującą notatkę: „Jak nie wstyd głosować za wydaniem »150 000 000« Majakowskiego w 5 tysiącach egzemplarzy? Absurd, głupota, wierutna głupota i pretensjonalność. Moim zdaniem trzeba drukować spośród takich rzeczy zaledwie jedną na dziesięć i nie więcej niż 1,5 tysiąca egzemplarzy dla bibliotek i dziwaków. A Łunaczarskiego wychłostać za futuryzm”.

Pierwsza reakcja wodza rewolucji na poezję Majakowskiego też była ciekawa: „To bardzo ciekawa literatura. To szczególna forma komunizmu. To komunizm chuligański”.

Zaraz po śmierci Majakowskiego z jego czaszki wyjęto mózg. Ważył 1700 g, o prawie 360 g więcej niż mózg Lenina, „co wywołało – jak pisze Jangfeldt – pewną konsternację instytutowych ideologów. Już wcześniej zmagali się oni z problemem polegającym na tym, iż mózg wodza rewolucji ważył poniżej średniej. Z tym kłopotem poradzono sobie, obniżając przeciętną wagę ludzkiego mózgu z 1395 – 1400 gramów do 1300 gramów”.

[srodtytul]Żelazny wieniec[/srodtytul]

W komunikacie o śmierci Majakowskiego umieszczono kłamliwą informację o poprzedzającej zgon długotrwałej chorobie. Jeśli Majakowski chorował, to na manię samobójczą, wcześniej bowiem kilkakrotnie usiłował odebrać sobie życie. Samego siebie przeszedł Gorki, który w jednym z artykułów dowodził, że nieuleczalna choroba Majakowskiego „poniżała jego godność”. Tak więc po śmierci jeszcze wróciła sprawa rzekomego syfilisu poety, co było nieprawdą. Podobnie nieprawdziwe były ciche domniemywania, jakoby Majakowskiego zabito.

Wielu ludzi, przede wszystkim twórców, potraktowało samobójstwo poety jako polityczny protest, czym do końca nie był. Niemniej Majakowski źle znosił narastającą krytykę swoich utworów, problemy wydawnicze, sceniczne niepowodzenie „Łaźni”, szykany, jakie napotykał, choćby w postaci odmowy wydania paszportu. I to komu?! Autorowi sławnego wiersza o paszporcie sowieckim, kończącego się słowami:

[i]Czytajcie,zazdrośćcie, jam obywatel Związku Republik Rad.[/i]

Z pewnością pętla wokół niego zacieśniała się, a on też nie potrafił, nie umiał czy bał się narazić władzy. Musiał czuć się obrzydliwie, gdy zubożał siebie jako poeta (pisał: „... stopę na gardle swej pieśni-m stawiał”), ale może jeszcze bardziej, gdy prosił Osipa Brika, jako bezpieczniaka czy człowieka bliskiego bezpiece, o interwencję w sprawach aresztowanych czy tylko mających kłopoty przyjaciół (Jesienin, też poeta-samobójca, popełnił na początku lat 20. dwuwiersz, który napisano Brikom na drzwiach mieszkania: „Sądzicie, że mieszka tu Brik, słynny lingwista?/ Nie, tu mieszka znany śledczy, czekista”), kiedy amerykance Elly Jones, matce swego jedynego dziecka, odpisywał, że „obiektywne okoliczności” uniemożliwiają mu przesłanie jej 500 dolarów (nie wysłał jej ani centa), kiedy wstępował do RAPP, ugrupowania literackiego bezpośrednio podlegającego Komitetowi Centralnemu partii, gdy w wierszu „Szkodnik” potępiał skazanych na śmierć rzekomych sabotażystów zatrudnionych w kopalniach w miejscowości Szachty w Donbasie, kiedy będąc w Warszawie przyjacielsko gawędził z sowieckim posłem Piotrem Wojkowem, jednym z organizatorów zbrodni na rodzinie carskiej, gdy przyłączył się do nagonki na Borysa Pilniaka za napisanie powieści „Czerwone drzewo”, której Majakowski – do czego się przyznawał – w ogóle nie czytał.

Stanowczo miał poeta powody, by z niechęcią spoglądać w lustro. Nałożyły się na to komplikacje kilku jego ostatnich romansów, m.in. z aktorką Wieroniką Połonską, ostatnią osobą, która widziała go żywego, i pierwszą, która ujrzała go z krwawą plamą na piersi.

W relacji z pogrzebu, którą zamieściła „Litieraturnaja Gazieta”, można było przeczytać: „Obok trumny, na platformie w kolorze stali, leży wieniec zrobiony z młotków, kół zamachowych i śrub. Tekst na wstędze brzmi »Żelazny wieniec dla żelaznego poety«”.

[srodtytul]Czekolada z paczek siostry[/srodtytul]

Przez ponad pół wieku od śmierci Majakowskiego, choć oficjalnie namaszczono go na największego sowieckiego poetę, w ZSRR cenzurowano wszystko, co pisano na jego temat. Także jego wiersze okrojono do jedynie słusznych utworów, których potem na pamięć uczyły się dzieci nie tylko w Kraju Rad. Sam dobrze pamiętam: „Mróz trzaskający, zima, niczego./ A bluzy się lepią od potu./ W bluzach komuniści ładują drzewo./ Czas – popołudnie sobota...”. I tak dalej.

W efekcie Majakowski nie doczekał się dotąd solidnej biografii, bo nie sposób za taką uznać trzytomowej pracy Wiktora Piercowa „Majakowski: Życie i twórczość”, powstałej między latami 50. a 70. zeszłego wieku, kiedy to długimi okresami o Lili i Osipie Brikach w kontekście autora „Dobrze” nie można było w Sowietach wspomnieć. Na Zachodzie o Majakowskim nie pisano, skupiając się na poetach w ZSRR zakazanych takich, jak: Achmatowa, Cwietajewa, Pasternak czy Mandelsztam. „Życie Majakowskiego” Wiktora Woroszylskiego, przełożone nawet na angielski, było w gruncie rzeczy – co podkreśla Bengt Jangfeldt – antologią tekstów, a nie biografią. Podobnie nie była nią książka amerykańskiego badacza Edwarda J. Browna „Majakowski: Poeta w dobie rewolucji”.

„Majakowski: Stawką było życie” Jangfeldta jest tym tle pozycją wyjątkową. Prestiżowa szwedzka nagroda Augustpriset przyznana za tę pracę urodzonemu w 1948 r. szwedzkiemu slawiście, pisarzowi i tłumaczowi nie powinna być jedyną, która uhonoruje wieloletni trud biografa. Ale szczególnie zaciekawiła mnie uwaga autora na końcu książki, że „w ostatnich latach największe zainteresowanie wzbudza Lili, a nie Majakowski. Wynika to z dwóch powodów: po pierwsze, brak jest zainteresowania osobą poety w związku z nowo uzyskaną wolnością pozwalającą pisać o sprawach wcześniej będących tabu, po drugie – barwny życiorys Lili to temat, któremu trudno się oprzeć, podobnie jak inna fascynująca kwestia, mianowicie »kobiety w życiu Majakowskiego«”.

Tak właśnie jest, lektura książki Jangfeldta wskazuje zresztą na to, że i autor momentami skupia się bardziej na wielkiej miłości poety niż na nim samym. Nie wątpię, że podobna praca zatytułowana na przykład „Lili Brik – kobieta, której czas się nie imał”, odniosłaby wielki sukces. Bo też i po śmierci jej przyjaciela i byłego kochanka życie Lili Brik nie zwolniło tempa.

W latach 30., po Primakowie, do jej mieszkania wprowadził się Wasilij Katanian, stając się towarzyszem życia Lili aż do jej śmierci. Osip Brik zmarł na atak serca w 1945 r., Lili w 1978 r. popełniła samobójstwo, przedawkowując środki nasenne.

Autor wydanej w 1985 r. po rosyjsku w Niemczech (w Moskwie w roku 2000) książki „Woskriesienije Majakowskogo” („Zmartwychwstanie Majakowskiego”) Jurij Karabczijewskij twierdził, że „ostatnią namiętnością tej niestarzejącej się kobiety był znany reżyser filmowy, człowiek oryginalny i utalentowany. Szczerze się zachwycał zdumiewającą kobietą, po prostu był nią oczarowany, ale, oczywiście, nie mógł odpowiedzieć pełną wzajemnością, tym bardziej że w tym czasie kobiety – nie tylko stare, ale też młode – przestały go interesować...”. Dalej oddajmy głos Tadeuszowi Klimowiczowi i jego „Pożarowi serca”: „Gdy skazano go za homoseksualizm na cztery lata łagru, to Lila Juriewna wysyłała mu kawę, koniak, czekoladę z paryskich paczek siostry. Za sprawą jej zabiegów zwolniono go rok wcześniej. Brik zamówiła w znanej firmie siedem cudownej piękności sukienek. Sądziła, że tym razem w ciągu tygodnia go uwiedzie. Reżyser przyjechał. Gorąco podziękował za pomoc. I po kilku dniach odjechał, nie obejrzawszy nawet wszystkich kreacji starszej pani. Po jego odjeździe załamała się. Na domiar złego upadła i doznała skomplikowanego złamania kości biodrowej. W tym wieku może to oznaczać śmierć, ale znajomi twierdzą, że gdyby Lili na tym zależało, to znalazłaby w sobie dość sił, by żyć. Wciąż zresztą czekała na powrót reżysera, który pisał pełne współczucia listy, ale nie przyjeżdżał. Któregoś dnia straciła więc wszelką nadzieję i nie chciała już żyć. Popełniła samobójstwo z miłości”.

Reżyserem tym był Serge Paradżanow (1924 – 1990), Ormianin, twórca m.in. wielkiego filmu „Cienie zapomnianych przodków”. W jego akcie oskarżenia z lat siedemdziesiątych znalazło się zdanie, które przeszło do legendy: „Serge Paradżanow zgwałcił czlonka KC KPZR”. Reżyser na pierwszy krajowy przedruk książki „Woskriesienije Majakowskogo”, przez czasopismo „Teatr”, zareagował gwałtownie, utrzymując, że „Lila Juliewna – najwspanialsza z kobiet, z którymi zetknął mnie los – nigdy nie była we mnie zakochana”, „Nasze stosunki były zawsze czysto przyjacielskie”, „Nie było żadnych specjalnych sukien na spotkanie ze mną”.

Może i tak, i stąd Bengt Jangfeldt dystansuje się od „Zmartwychwstania Majakowskiego”, które jakoby „zawiera często niesprawiedliwe oceny oraz niewyważone i nieuprawnione wycieczki osobiste pod adresem różnych ludzi”. Wcześniej przyznaje jednak, że książka Karabczijewskiego, będąca zdecydowanym rozrachunkiem z lansowanym oficjalnie wizerunkiem poety, „dostarcza wielu cennych spostrzeżeń”.

Doprawdy, jeśli nawet to, co opisał Karabczijewskij, było zmyśleniem, to zmyśleniem prawdziwym.

Paul Morand, znany francuski pisarz, opisując w „Palę Moskwę” wizytę w stolicy Rosji Radzieckiej, bohaterami opowieści uczynił Wasilisę Abramowną, jej męża Bena Moisiejewicza i „czerwonego poetę” Mordechaja Goldwassera, pozostającego z tym małżeństwem w „miłosnym truście”. Pseudonimy były nadto czytelne; chodziło o Lili i Osipa Brików oraz Władimira Majakowskiego. Morand przeholował jedynie z nadaniem temu ostatniemu żydowskiego imienia. Majakowski, w przeciwieństwie do Brików, Żydem nie był.

Moranda wyraźnie zafascynował poznany przez niego w Moskwie w 1925 r. „miłosny trust”. Bez trudu zauważył, że w Lili kochają się wszyscy, jej mąż ma kontakty ze służbą bezpieczeństwa (w istocie Osip Brik wiosną 1920 r. został etatowym pracownikiem Czeka i pozostał nim do końca 1923 r., jego legitymacja miała numer 15073, a Lila też taką miała – o numerze 24541), a w przedpokoju „miłosnego trójkąta” stoi popiersie Lenina.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma