Wytępić opozycję

Obywatel nie może wiedzieć, że dla III RP jest jakaś alternatywa

Aktualizacja: 30.10.2010 01:02 Publikacja: 30.10.2010 01:01

Wytępić opozycję

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Zasadniczym nieporozumieniem, a nawet absurdem jest sprowadzanie polityki do retoryki. Jest to jednak dominująca dziś w Polsce opcja. Nie znaczy to, że główni gracze na polskiej scenie politycznej mylą ją z retoryką. Natomiast dla rządzących i całego establishmentu III RP niezwykle wygodne jest na użytek publiczny zastępowanie polityki retoryką i zachowywanie się jakby to ona była esencją rzeczywistości. W efekcie media w naszym kraju zajmują się dziś głównie analizą języka opozycji. Powoduje to, że debata o realnej polityce zastępowana jest rozważaniami, czy takie, a nie inne wypowiedzi są dopuszczalne, jakie mogą być ich konsekwencje i odpowiedzialność za nie. W cieniu owych słownych wojen prowadzić można wojny prawdziwe i podejmować decyzje, o których obywatele sprowadzeni do roli widzów retorycznego spektaklu nie będą mieć pojęcia.

Realny wpływ na decyzje ma władza. Opozycja może jedynie krytykować i atakować. Jeśli politykę sprowadzimy do retoryki, okazuje się, że rządzący i opozycja mają takie same możliwości, dlatego można zajmować się nimi w ten sam sposób, a nawet uzasadnić, dlaczego media bardziej powinny nachylić się nad opozycją.

I nawet gdy rzeczywistość w formie politycznego zabójstwa wedrze się, jak miało to miejsce ostatnio, w środek słownych zmagań, prędko przez dominujące ośrodki opiniotwórcze sprowadzona zostanie do analizy deklaracji i wypowiedzi. Problem polega na tym, że nawet przeciwnicy nagonki na PiS i liderzy tej partii nie potrafią odpowiedzieć na nią inaczej, niż odwołując się do retoryki przeciwników i próbując udowodnić, że to dominujące ośrodki mają na sumieniu więcej brzydkich odzywek. Pod tym względem opozycja ma rację, ale rację tę bardzo trudno dowieść w słownej licytacji i nie to jest głównym problemem polskiej polityki. Skandaliczne wypowiedzi mają znaczenie, ale są wyłącznie elementem i konsekwencją wielkiej operacji politycznej. Jej celem jest domknięcie oligarchicznego układu i likwidacja realnej opozycji, a nawet możliwości krytyki status quo III RP.

Oczywiście słowa mają ogromne znaczenie. Nie są jednak tożsame z czynami. Słowa mogą służyć manipulacji i tworzeniu świata pozoru. Symboliczną dla kultury Zachodu postacią jest Sokrates, który jest także ojcem naszego myślenia politycznego.

Sokrates wystąpił jako przeciwnik sofistów i ich, dominującego wówczas w Atenach, poglądu, że istnieją tylko opinie, które z natury rzeczy są sobie równorzędne, a zwycięstwo w konkurencji między nimi jest wyłącznie kwestią umiejętności argumentacji. Sofiści byli nauczycielami retoryki i za jej pomocą umożliwiali osiągnięcie sukcesu politycznego. Byli więc piarowcami starożytnych Aten: za pomocą właściwej retoryki zajmowali się tworzeniem wizerunku, budowali „narrację” umożliwiającą zdobycie władzy.

Sokrates i jego uczniowie, odwołując się do prawdy, skutecznie, w każdym razie w sensie intelektualnym, przeciwstawili się dominacji sofistów i położyli fundamenty pod zachodnią racjonalność i polityczne myślenie.

Świat współczesny to triumfalny powrót sofistów. W Polsce jednak ma on swój szczególny charakter.

[srodtytul]Dlaczego PiS jest zły?[/srodtytul]

Bo jest prawdziwą opozycją. Akceptacja realnej opozycji jest naruszeniem oligarchicznego status quo III RP i stanowi dla niego śmiertelną groźbę. Współczesny system oligarchiczny, w którym władzę sprawują nieliczni, a ściślej: układ silnych, posługuje się zwykle formami demokracji. Są one jednak tylko pozorem. W systemie takim albo dominująca partia nie może utracić władzy, albo emanacją układu jest parę partii, które różnią się między sobą wyłącznie nazwami i twarzami liderów. Przy tym drugim rozwiązaniu wyborcza zmiana jest tylko roszadą w jednej rodzinie.

Dominujące dziś w Polsce ośrodki opiniotwórcze usiłują wypromować na główną partię opozycyjną SLD, która w tej roli zastąpić ma PiS. Jest to dla nich nawet o tyle wygodniejsze, że polityczny monopol PO tworzy z partii Tuska zbyt silny element układu, a zdobycie władzy przez SLD, który od początku jest emanacją postkomunistycznej oligarchii, w niczym nie grozi status quo III RP.

W początkach III RP pojawił się nawet projekt monopartyjny, który miał zastąpić jakoby już zdezaktualizowaną opozycję prawica – lewica. Kiedy okazał się on niemożliwy do zrealizowania, establishment III RP pieścił koncepcję sprowadzenia polskiej polityki do opozycji SLD – UW. Gdy i te działania przyniosły fiasko, obie partie zlały się w jedną PD, co demonstruje realną między nimi odległość.

Spór polityczny miał zostać zredukowany do pozoru i spektaklu, a debata ujęta w ramy polskiego wariantu poprawności politycznej i nadzorowana przez jednorodne ośrodki kształtowania opinii publicznej i instytucje „autorytetów”.

Zapomniana dziś i zakopywana afera Rywina była pęknięciem zwartego wcześniej układu. Poprzez szczeliny obserwować można było, że prawdziwe decyzje podejmowane są z dala od oczu ogółu, w prywatnych gremiach między politykami, dysponentami mediów i biznesmenami, a polityczny teatr służy jedynie ich oficjalnemu uprawomocnieniu.

[srodtytul]Nadzieja na demokratyczną Polskę[/srodtytul]

Afera Rywina była wstrząsem, który otworzył nadzieję na budowę realnej demokracji upostaciowanej w idei IV RP. W 2005 roku Polacy w ogromnej większości głosowali przeciw status quo III RP. Warto pamiętać, że dzisiejsi śmiertelni wrogowie PO i PiS jednakowo wypisywali na sztandarach hasło IV RP i obiecywali koalicję, która przeprowadzi gruntowną reformę państwa.

Ciąg dalszy znamy. PO po podwójnej przegranej przyjęła strategię morderczej walki z PiS i w tej sprawie zawarła sojusz z establishmentem III RP. Kiedy Tusk wygrywał wybory w 2007 roku, można było mieć jeszcze złudzenie, że był to układ taktyczny. Dziś sprawa jest oczywista. Koalicja stała się fuzją, a PO wybrała rolę emanacji III RP. Szczególnie dobitnie widać to w polityce personalnej prezydenta Komorowskiego, który rzeczywiście wzniósł się ponad podziały i swój dwór skonstruował z postaci różnopartyjnych, ale zawsze emblematycznych dla III RP.

Do harmonii brakuje tylko eliminacji PiS, tudzież elementów niezależnych mediów. Zjawiska te są ze sobą związane i służą temu samemu. Obywatel nie może wiedzieć, że dla III RP jest jakaś alternatywa.

Media są sprawą fundamentalną, gdyż to one stanowią naszą demokratyczną agorę. Są rynkiem, na którym obywatele się dowiadują, co dzieje się w rzeczywistości. A przecież chodzi o to, aby docierał do nich przekaz, który z rzeczywistością ma niewiele wspólnego. Chodzi o to, aby oduczyć obywateli politycznego myślenia i zredukować ich do roli widzów usatysfakcjonowanych wyprodukowaną na ich użytek polityczną telenowelą, w której premier będzie bratem łatą tłumaczącym przy wsparciu dzielnych dziennikarzy, że konflikty to wina złego charakteru liderów opozycji i zachęcającym rodaków, aby najlepiej zajęli się sportem.

PiS jest w tej chwili jedyną realną opozycją w Polsce. Zaznaczam, że nie wypowiadam się o jakości tej opozycji. Piszę to nie dla tych, którzy bez względu na fakty usiłują mi i innym niezależnym dziennikarzom, choćby publikującym w „Rzeczpospolitej”, przybić stempel pisowski. Swoją drogą to kolejny, groteskowy wymiar stereotypów funkcjonujących w III RP, a polegających na odwróceniu znaczeń. Funkcjonariusze na dziennikarskich etatach sekundują partii rządzącej w stygmatyzowaniu nielicznych niezależnych dziennikarzy, każdą krytykę rządu nazywając pisowską propagandą. Bez względu więc na ocenę partii prezesa Kaczyńskiego to ona jest gwarantem pluralizmu i szansą na demokratyczną przemianę w Polsce. I jako taka niszczona jest przez szeroko rozumiany obóz rządzący.

[srodtytul]Ustrój III RP a demokracja[/srodtytul]

Realną przyczynę nienawiści do PiS zanalizować stosunkowo łatwo na tekstach Waldemara Kuczyńskiego, prominentnego polityka III RP, który od zawsze wzywa do rozprawienia się z partią Kaczyńskiego. Pisze to bez osłonek i mimo że obrusza się na wnioski, które wyciągnąłem z jego publicystki, w polemice ze mną („Rz” 26.10) powtarza je prawie dosłownie. Korzystał będę wyłącznie z tego artykułu.

Kuczyński (wraz z innymi klasykami III RP takimi jak Adam Michnik) twierdzi, że PiS to odpowiednik partii komunistycznej: „Już dawno nazwałem PiS bolszewikami III Rzeczypospolitej i pisałem kilkakroć, że ich usytuowanie wobec istniejącego ustroju jest takie samo jak partii komunistycznych na Zachodzie. Działają legalnie w ramach ustroju demokratycznego, który chcą zlikwidować i wprowadzić swoją, jakże by inaczej, demokrację”.

Zgodnie z polską konstytucją komunizm jest ideologią zbrodniczą, a jego propagowanie jest zakazane. Jeśli więc istnieje tak daleko idące podobieństwo, to należałoby PiS po prostu zakazać. Komunistyczne partie również na Zachodzie nie wyrzekły się swojej ideologii, która nawołuje do likwidacji demokracji parlamentarnej. Gdzie w programie lub choćby wypowiedziach Kaczyńskiego pojawiają się podobne akcenty? W rzeczywistości PiS nie kwestionuje żadnej z instytucji konstytuującej liberalną demokrację.

Kuczyński dokonuje charakterystycznego dla apologetów III RP nadużycia. Identyfikuje kształt tego państwa z demokracją w ogóle, co jest nonsensem i prowadzi do absurdu: „Prawo i Sprawiedliwość nie jest normalną partią istniejącego porządku politycznego w kraju. Jest to jedyna partia na scenie politycznej, która otwarcie odrzuca obecny ustrój i jego konstytucję” – głosi w tym samym tekście i ma rację. Tylko, że demokratycznych partii, które chcą zmiany istniejącej konstytucji i głębokiej reformy status quo, jest wiele. I nie jest to zamachem na demokrację, a w warunkach polskich dopiero próbą jej urealnienia.

Czołobitny stosunek do konstytucji, która pisana była pod aktualne interesy rządzących wówczas Polską – kiedy Kwaśniewski wygrał wybory, rzutem na taśmę zmieniono zasady obalenia prezydenckiego weta i ze zwykłej większości przyjęto dwie trzecie, a to tylko jeden przykład – jest po prostu śmieszny.

W sumie Kuczyński potwierdza to, czemu oficjalnie zaprzecza. Wzywa do „obywatelskiej czujności, by swoboda działania [PiS] nie zamieniła się w rządzenie”. Innymi słowy opozycja może istnieć, ale nie może przejąć władzy.

[srodtytul]Widmo IV RP[/srodtytul]

Wygranie wyborów w 2005 roku przez PiS wywołało popłoch w establishmencie III RP. Od tego czasu mamy do czynienia z uruchomieniem na najwyższych obrotach przemysłu nienawiści i pogardy wymierzonego w partię Kaczyńskiego, jego wyborców i stronników, a nawet w tych, którzy do tej odrażającej manipulacji nie chcieli się przyłączyć.

Walka z korupcją w medialnym przekazie przekształcona została w budowę państwa policyjnego. Na ofiary i męczenników III RP wywindowano skorumpowanych: lekarza i posłankę PO, a także uwikłaną w nieczyste afery, co opisywała wcześniej także „Gazeta Wyborcza”, byłą polityk SLD Barbarę Blidę. Jej samobójstwo urosło do rangi nieomal morderstwa.

Pomimo uruchomienia całych sił państwa i aparatu sprawiedliwości po wygranych przez PO wyborach wszystkie zarzuty łamania czy nawet naginania prawa okazały się fikcją. Nie przeszkadza to nadal powtarzać tych samych kłamstw najbardziej prominentnym figurom III RP, np. Michnikowi, który przed ostatnimi wyborami wylicza na łamach swojej gazety tę samą litanię zarzutów na temat pisowskiego państwa policyjnego.

Raz jeszcze zaznaczam. Nie dokonuję oceny funkcjonowania dwóch lat rządów PiS. Inna sprawa, że w ogóle bardzo mało mamy ich rzeczowej analizy, co zresztą jest niezwykle trudne, gdyż przy takim zmasowaniu czarnej propagandy bezstronny obserwator na początku musi rozprawić się z jej funkcjonującymi obiegowo bezsensownymi zarzutami.

Skoro fakty przeczyły czarnej propagandzie III RP, jej ośrodki skoncentrowały się na retoryce. Zamiast dyskusji o konkretnych działaniach mamy ciągłe przypominanie, skądinąd niefortunnej kwestii Kaczyńskiego: „stoicie tu gdzie ZOMO”, czy obietnic Ludwika Dorna o wzięciu strajkujących lekarzy w kamasze albo wykształciuchach, obie zmanipulowane ze szczętem.

[srodtytul]Estetyka obciachu[/srodtytul]

Innym wymiarem przemysłu pogardy jest dezawuowanie stronników PiS. Ludzie głosujący na partię Kaczyńskiego to mohery, starzy nienadążający za nowoczesnością, dinozaury skazane na wymarcie. Naprzeciw ich są „młodzi, wykształceni, z dużych miast”. Głosowanie na PiS to obciach. Debata o polityce sprowadzona została do infantylnej estetyki. Ci, którzy się w niej nie mieszczą, są wykpiwani i ośmieszani. Oprócz mediów przekształcających się w propagandowe ośrodki pracuje na to tabun wynajętych wesołków.

Cała ta kampania wypłukuje z polityki jakąkolwiek racjonalność. W żadnej mierze nie opisuje rzeczywistości, a jedynie rozdziela role. Dzieje się to przy aktywnej współpracy znaczących ośrodków i postaci nauki i kultury polskiej. Nie miejsce tu na analizę tego zjawiska, które nie wyczerpuje się w zwykłym konformizmie, ale jest obroną interesu postpeerelowskiego establishmentu kontrolującego naukę i kulturę w naszym kraju.

Na wojnę z kontestatorami porządków III RP nałożyła się wojna kulturowa, którą chętnie wykorzystują politycy PO, a Janusz Palikot postanowił na niej zrobić swoją karierę. Ponieważ PiS odwołuje się do polskiej tradycji i potrzeby silnego państwa, które narodowe aspiracje potrafiłoby realizować, PO wchodzi w sojusz ze wszelkimi dekonstruktorami tych wartości. Szczególnie ostro widać to było przy „operacji krzyż”, która doprowadziła do zwekslowania tragedii narodowej na wojnę oświeconych z ciemnogrodem.

[srodtytul]W królestwie słów[/srodtytul]

PiS utracił władzę i przeszedł do opozycji. A debata polska sprowadzona została do retoryki. Pozwala to nie rozliczać dokonań sprawujących władzę już trzy lata, ale intensyfikować nagonkę na opozycję, która, podobno, używa zbyt ostrych słów. Inna sprawa, że nawet w tej mierze nie istnieje żadna symetria. III RP stanowi dokładne zaprzeczenie standardów demokracji, w której opozycji wolno więcej. Może więc premier i jego sojusznicy ogłaszać wojnę przeciw opozycji, co nie wywołuje żadnej reakcji, a każde ostrzejsze wystąpienie Kaczyńskiego przedstawiane jest jako skandal.

Przesunięcie polityki w sferę retoryki śledzimy przy każdej okazji. Szczególnie dobitnie w wypadku katastrofy smoleńskiej i zabójstwa działacza PiS. Fakty są nieważne, jedynie istotne są słowne na nie reakcje. W tej kwestii można do woli dorabiać faszystowsko-ciemnogrodzką gębę PiS.

W tej atmosferze trudno dziwić się narastaniu nienawiści do „polskich faszystów”, którzy mają krew na rękach, zdestabilizować chcą kraj i wprowadzić państwo policyjne. I trudno się dziwić, że jakiś mniej stabilny osobnik, być może w obliczu śmierci, a zawsze po właściwej stronie, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zostawić po sobie ślad w historii.

Zasadniczym nieporozumieniem, a nawet absurdem jest sprowadzanie polityki do retoryki. Jest to jednak dominująca dziś w Polsce opcja. Nie znaczy to, że główni gracze na polskiej scenie politycznej mylą ją z retoryką. Natomiast dla rządzących i całego establishmentu III RP niezwykle wygodne jest na użytek publiczny zastępowanie polityki retoryką i zachowywanie się jakby to ona była esencją rzeczywistości. W efekcie media w naszym kraju zajmują się dziś głównie analizą języka opozycji. Powoduje to, że debata o realnej polityce zastępowana jest rozważaniami, czy takie, a nie inne wypowiedzi są dopuszczalne, jakie mogą być ich konsekwencje i odpowiedzialność za nie. W cieniu owych słownych wojen prowadzić można wojny prawdziwe i podejmować decyzje, o których obywatele sprowadzeni do roli widzów retorycznego spektaklu nie będą mieć pojęcia.

Realny wpływ na decyzje ma władza. Opozycja może jedynie krytykować i atakować. Jeśli politykę sprowadzimy do retoryki, okazuje się, że rządzący i opozycja mają takie same możliwości, dlatego można zajmować się nimi w ten sam sposób, a nawet uzasadnić, dlaczego media bardziej powinny nachylić się nad opozycją.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje