Czyli autor uważa Heydricha, który zginął w zamachu w Pradze – jako protektor tego kraiku – za inspiratora wszystkich zbrodniczych pomysłów Himmlera, łącznie z Holokaustem. Książka ciekawa, ale nie jest to literatura jak na przykład „Łaskawe" Littella. To raczej subiektywny dokument. Wymienione są tam wszystkie kraje europejskie okupowane przez Niemców, które stawiły opór, łącznie z Danią i Holandią. Ale Polski, oczywiście, nie ma, chociaż Armia Krajowa była najpotężniejszą armią podziemia. Nie umiemy się sprzedać ani zareklamować, dlatego, jeżeli na Zachodzie pada słowo „powstanie", wszyscy myślą, że chodzi o powstanie w getcie.
Autor uważa, że zabicie Heydricha było największym wyczynem podziemia w Europie. A nasz Kutschera? Cóż to mógłby być za film, gdyby minuta po minucie zanotować całą logistykę, wzorową organizację. I wreszcie rezultat. Kutschera padł na miejscu – nie tak jak Heydrich, który po dwóch tygodniach umarł na zakażenie krwi w szpitalu.
A przecież żyją jeszcze uczestnicy zamachu z 1 lutego 1944 r. Pani Kama, która dała płaszczem znak, że Kutschera wyjechał z mieszkania w Alei Róż i skręcił w Aleje Ujazdowskie. Widziałem panią Kamę niedawno, jak witał się z nią prezydent Obama. Świetnie wygląda. Z jednym z uczestników zamachu rozmawiałem w latach 70., spotkaliśmy się w warsztacie samochodowym, robił przegląd przed wyjazdem do Francji. „Którędy pan jedzie, przez Niemcy?" – zapytałem. Uśmiechnął się. „Dołem, przez Szwajcarię. Tak jeżdżę, odkąd kolegę rozjechał tir, który czekał na niego tuż przy granicy RFN". Zemsta ODESSY? Możliwe.
A życiorys pechowca, któremu zacięła się teczka i nie mógł osłaniać odwrotu granatami? Odsunięto go od dalszych akcji, ale kiedy Kedyw jechał do Krakowa, aby zabić generała SS Krügera, koledzy wstawili się za nim i wzięli ze sobą. Miał spod plandeki ciężarówki rozpocząć ostrzał. No i? No i... sten się zaciął albo coś zacięło się w psychice chłopca. Krüger uszedł cało. Pechowy żołnierz kilka godzin później poległ w potyczce z żandarmerią w Ojcowie. Została czarna legenda.
Do Pragi wysłano też dwóch komandosów z Londynu, bo miejscowy Ruch był, jak pisze autor, niemrawy. Do wszystkiego trzeba specjalistów.
Rok 1971 – Wiesbaden, kręcę z Wajdą w RFN „Piłata i innych". Epizody grają niemieccy aktorzy. Jeden, bardzo sympatyczny, zaprasza mnie w którąś niedzielę do siebie na kawę z ciastkami. Traf sprawia, że nazywa się Kutschera. Kiedy go pytam o związki z generałem SS, uśmiecha się lekko: „Nie pan pierwszy mnie o to pyta. To był mój daleki kuzyn".