Najprościej opisać „Devil May Cry 5" jako wielką siekaninę. Przeciwnicy rzucają się na bohatera falami i atakują go z furią, ten walczy zaś w ekwilibrystyczny sposób. Mniej sprawni mogą mieć wrażenie, że na ekranie dominuje chaos i nie bardzo wiadomo kto, skąd i kogo atakuje. W rzeczywistości każde starcie jest starannie przemyślane i tak zaplanowane, by napięcie utrzymywało się do samego końca rozgrywki.
Fabuła gry nie jest przesadnie oryginalna i po raz kolejny opowiada o walce z demonami. Tym razem zagrożenie stanowi Urizen, który posadził drzewo żywiące się krwią mieszkańców metropolii. Drzewo to ma mu pomóc w objęciu władzy nad podziemnym światem. Ot, bezsens typowy dla gier wideo.