Po raz pierwszy Unia stanęła w obliczu rynków

Unia Europejska z licznych kryzysów wychodziła wzmocniona. Ale niczego podobnego do obecnego załamania wspólnej waluty jeszcze w historii nie przeżyła

Publikacja: 10.12.2011 00:01

Po raz pierwszy Unia stanęła w obliczu rynków

Foto: Rzeczpospolita, Janusz Kapusta JK Janusz Kapusta

Anna Słojewska z Brukseli



W unijnym słowniku pojęcie kryzys pojawia się z taką regularnością, że doszło do jego dewaluacji. Już na kilka lat przed upadkiem Lehman Brothers Europa była w kryzysie przy okazji perturbacji z przyjmowaniem najpierw traktatu konstytucyjnego, które odrzuciły Francja i Holandia, a potem jego następcy traktatu lizbońskiego, który przepadł w pierwszym referendum w Irlandii. Ale to był temat dla elit politycznych: żaden Europejczyk nie stracił z tego powodu pracy, żadne państwo nie stanęło na skraju bankructwa. Może dlatego, gdy w kłopoty popadła w 2009 roku Grecja, najważniejszym politykom nie przyszło do głowy, że tym razem sprawa jest poważna.



– Moi starsi koledzy widzą pewne podobieństwa między obecnym kryzysem a okresem tzw. eurosklerozy w latach lat 70., wczesnych 80., gdy Europa odczuwała skutki światowej recesji – mówi Jannis Emmanuilidis, 43-letni ekspert European Policy Centre w Brukseli. Wtedy skończyło się dobrze. Nie tylko przyszło ożywienie gospodarcze, ale jeszcze w 1986 roku podpisano akt jednolitego rynku – pierwszą wielką rewizję europejskiego prawa od czasu utworzenia Wspólnot Europejskich w 1957 roku. Kryzys przyniósł więc jakościowy skok: swobodę przepływu towarów, usług, kapitału i ludzi, co jest esencją wspólnej Europy. Dziś jednak o optymizm znacznie trudniej. – Po raz pierwszy Unia w kryzysie musi się mierzyć nie tylko z rządami czy nawet opinią publiczną w referendach. Teraz staje przed rynkami – mówi Emmanuilidis.



Kryzys euro nie jest jednym z wielu typowych problemów, z którymi mieliśmy do czynienia w historii integracji. Federico Romero, historyk, profesor Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego we Florencji, wymienia trzy podstawowe cechy, które strukturalnie różnią obecny kryzys od innych w przeszłości. Po pierwsze, jest to zapaść gospodarcza, bez szans na szybkie ożywienie. Po drugie, w grę wchodzi przyszłość kluczowej unijnej polityki. Wreszcie po trzecie, problemom gospodarczym i instytucjonalnym towarzyszy wzmacnianie się tendencji nacjonalistycznych: odżyły stereotypy o biednym, leniwym południu i bogatej, pracowitej północy. Przez wiele lat poprawność polityczna zabraniała nam o tym wspominać. Dziś nawet politycy otwarcie szermują opiniami o narodowych charakterach. Angela Merkel publicznie mówiła, że Grecy nie mogą mniej pracować, mieć więcej urlopów i wcześniej iść na emeryturę niż Niemcy. I choć to nieprawdziwy obraz, trudno go zmienić.

Eksperci wieszczą Europie nie tylko kilka chudych lat w gospodarce, ale też niepokoje społeczne i głębokie podziały polityczne. –Trzeba będzie zacisnąć pasa i to na długi czas. A zachodni Europejczycy właściwie od II wojny światowej takiego uczucia nie znają. Są przyzwyczajeni do pokoju i stabilności. Racje mają polscy politycy, którzy mówią o zagrożeniach – uważa profesor Romero. Pierwszy o wojnie powiedział Jacek Rostowski we wrześniu w przemówieniu w Parlamencie Europejskim w Strasburgu. Polski minister przywołał swoją rozmowę z szefem jednego z dużych banków w naszym kraju, który gotów był wysyłać swoje dzieci do USA.

Na Rostowskiego w Polsce posypały się za to gromy ze strony opozycji, ale za granicą jego wypowiedź została przyjęta z uwagą. – Napisałem o tym tekst. To było jak sygnał do pobudki – mówi mi znajomy korespondent czołowego hiszpańskiego dziennika „El Pais". Tezę Rostowskiego powtórzyła w październiku w Bundestagu Angela Merkel, mówiąc dobitnie: „Pokój nie jest dany raz na zawsze".

W dyskusji o przyszłości euro i całej Unii pojawia się pytanie, czy wspólna waluta w ogóle ma ekonomiczny sens. – Na pewno nie należało wrzucać do jednego worka aż tak wielu różnych państw – uważa Giles Merritt, szef brukselskiego think tanku Friends of Europe, wieloletni korespondent i publicysta „Financial Timesa" i „International Herald Tribune". Jeden z architektów euro Jacques Delors, były szef Komisji Europejskiej, wprost przyznaje w wywiadach prasowych: „Popełniliśmy błąd, ale politycy naciskali". Problem polega jednak na tym, że dla Delorsa i jemu podobnych euro jest jak komunizm dla jego oddanych ideologów: dobra idea, tylko potem pojawiły się wypaczenia. Bo euro wsparło się na nodze monetarnej – wspólny bank centralny i jednolite stopy procentowe. Zabrakło natomiast drugiej, już nawet wtedy oczywistej, nogi: polityki fiskalnej. Dziś politycy nerwowo próbują to nadrabiać, tworząc zręby unii fiskalnej. Nikt z europejskich polityków nie waży się jednak oficjalnie powiedzieć, że być może z ekonomicznego punktu widzenia euro było błędem. O tym otwarcie mówi się od lat po drugiej stronie Atlantyku.

– Europa to nie Stany Zjednoczone – przekonuje w komentarzu napisanym dla Project Syndicate Martin Feldstein, profesor ekonomii na Uniwersytecie Harvarda, były szef doradców gospodarczych prezydenta Ronalda Reagana. I wymienia trzy podstawowe cechy różniące te dwa obszary gospodarcze. Po pierwsze, w USA jest prawdziwy wspólny rynek siły roboczej. Jeśli jakiś stan popada w recesję, to ludzie z łatwością migrują do tych bogatszych i tam znajdują pracę. W Europie jest nominalnie swoboda przepływu siły roboczej, ale ona dotyczy tylko małej części dynamicznych, otwartych i gotowych na zmiany ludzi. Bez tej elastyczności rynku pracy pozbawianie państwa polityki monetarnej jako narzędzia walki z recesją jest – zdaniem Feldsteina – nieporozumieniem. Po drugie, Amerykanin większość podatków płaci do kasy federalnej, a nie stanowej. To działa jak automatyczny stabilizator w czasie kryzysu w danym stanie. Wpływy podatkowe do kasy federalnej spadają, ale transfery z niej do tego stanu rosną: bo więcej pieniędzy wydawane jest np. na zasiłki dla bezrobotnych czy pomoc socjalną. Taki system powoduje, że około 40 procent spadku stanowego produktu brutto jest rekompensowane przepływami z budżetu federalnego. W Europie polityka podatkowa i socjalna jest wyłączną domeną państw narodowych. Wreszcie trzecia różnica to dyscyplina budżetowa, teraz powoli dopiero w Europie budowana. Nawet przysłowiowy stan Kalifornia, którego bankructwem straszy się w mediach, ma obecnie deficyt budżetowy sięgający tylko 1 proc. wypracowywanego przez niego PKB i dług na poziomie zaledwie 4 proc. PKB. Żaden lekkomyślny stan nigdy nie doprowadzi więc dolara na skraj przepaści. Limity fiskalne dla stanów są logiczną konsekwencją konstytucyjnej zasady, że nie mogą one drukować pieniędzy na zasypanie swoich dziur budżetowych.

Argumenty przywoływane przez Feldsteina są częściowo kwestionowane przez tych ekonomistów, którzy wierzyli od początku w sens wspólnej waluty. Ale dla wszystkich jest oczywiste, że euro nie ma teraz szans bez daleko idącej integracji gospodarczej. Ambitny projekt wymaga oddania części suwerenności gospodarczej, prawdziwie wspólnego rynku, większej dyscypliny budżetowej, ale też większej solidarności. Bez tego wspólna waluta przestanie istnieć albo będzie obowiązywała w nielicznej grupie zbliżonych do siebie gospodarczo krajów.

Anna Słojewska z Brukseli

W unijnym słowniku pojęcie kryzys pojawia się z taką regularnością, że doszło do jego dewaluacji. Już na kilka lat przed upadkiem Lehman Brothers Europa była w kryzysie przy okazji perturbacji z przyjmowaniem najpierw traktatu konstytucyjnego, które odrzuciły Francja i Holandia, a potem jego następcy traktatu lizbońskiego, który przepadł w pierwszym referendum w Irlandii. Ale to był temat dla elit politycznych: żaden Europejczyk nie stracił z tego powodu pracy, żadne państwo nie stanęło na skraju bankructwa. Może dlatego, gdy w kłopoty popadła w 2009 roku Grecja, najważniejszym politykom nie przyszło do głowy, że tym razem sprawa jest poważna.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą