Wszechmocna Wanda Lwowna

W latach wojny Wanda Wasilewska odgrywała kluczową rolę w polskiej polityce Stalina

Publikacja: 17.12.2011 00:01

Wanda Wasilewska, Alfred Lampe i gen. Zygmunt Berling podczas formowania podporząd- kowanych Moskwie

Wanda Wasilewska, Alfred Lampe i gen. Zygmunt Berling podczas formowania podporząd- kowanych Moskwie polskich sił zbrojnych w Sielcach nad Oką

Foto: PAP

Red

„Miałam wtedy głos decydujący. Mogło się komuś podobać czy nie podobać, mógł ktoś dyskutować czy nie dyskutować, ale to była linia generalna" – mówiła Wanda Wasilewska o swojej roli w przełomowych latach 1943 – 1944. Dla Stalina to ona, a nie Bierut czy Gomułka, była numerem 1 i – zapewne – murowanym kandydatem na przywódcę czerwonej Polski. Ostatecznie jednak postanowiła pozostać w ZSRR.

W styczniu 1964 roku zorganizowano w Warszawie spotkanie Wasilewskiej z grupą pracowników Zakładu Historii Partii przy Komitecie Centralnym PZPR. W zaufanym gronie mogła mówić o wiele swobodniej niż w oficjalnych publikacjach wspomnieniowych. Powstał materiał niepowtarzalny: kilka miesięcy później, 29 lipca 1964 roku, Wasilewska zmarła na zawał serca. W całości opublikowano go dopiero w latach 80.

Córka socjalfaszysty

Ojciec Wandy, Leon Wasilewski, był działaczem Polskiej Partii Socjalistycznej i jednym z najbliższych współpracowników Józefa Piłsudskiego. Bez wahania zaliczyć go można do grona współtwórców niepodległej Polski. W 1918 roku został ministrem spraw zagranicznych. Jako niekwestionowany znawca stosunków narodowościowych na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej opowiadał się za federacyjnymi koncepcjami Naczelnika Państwa. Przez resztę życia był wierny ideałom niepodległościowego ruchu socjalistycznego, który komuniści przez większą część okresu międzywojennego zwalczali, obdarzając z założenia pogardliwymi określeniami typu: „socjalpatrioci" czy „socjalfaszyści".

Wanda od 1923 roku studiowała polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Działała w Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej. Była zdolną pisarką, nauczycielką, działaczką Związku Nauczycielstwa Polskiego i redaktorką lewicowych pism dla dzieci „Płomyczek" i „Płomyk". W latach 1935 –1937 znalazła się nawet w Radzie Naczelnej PPS. Jednak szybko żeglowała w stronę bolszewizmu. Wprawdzie nigdy nie była członkiem przedwojennej Komunistycznej Partii Polski, ale należała do kierowanej przez Komintern Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom. Jak wielu zachodnich intelektualistów była zafascynowana stalinowskim ZSRR.

Leon Wasilewski zbyt dobrze rozumiał ten kraj, aby podzielać jej poglądy. „Mój ojciec, którego bardzo kochałam, z którym byłam uczuciowo silnie związana, [...] nienawidził Rosji w jakiejkolwiek postaci – carskiej, bolszewickiej – jakakolwiek by ona nie była" – wspominała w 1964 r. Komunistów w Polsce „uważał za wrogów państwa, za agentów Moskwy". Kilkakrotnie na tym tle doszło między nimi do ostrej scysji, potem zgodnie unikali rozmów na tematy polityczne. Ale kiedy w 1936 roku Wanda dostała zaproszenie z Moskwy, ojciec próbował wesprzeć jej prośby o paszport. Paradoksalnie widział w tym szansę: „Niech pojedzie i niech się rozczaruje" – stwierdził. Nie dostała. Zapewne już zbyt dobrze była znana.

W tym samym roku Leon Wasilewski zmarł. Nie doceniał skali zauroczenia córki totalitarną potęgą. Wanda znalazła się wśród bezkrytycznych adoratorów wszystkiego, co sowieckie. Nawet czystki i głośne procesy polityczne tłumaczyła jako „obronę Związku Radzieckiego przeciwko wzrastającej fali faszyzmu". W jednej z dyskusji powiedziała wprost, że „jeśli nawet przypadkowo zginie ktoś niewinny, to lepiej, niż gdyby miał zginąć Związek Radziecki".

Sowiecka Ojczyzna

Miłość do ZSRR była odwzajemniona. Literacka twórczość Wasilewskiej była znana i doceniana na Kremlu. Politycznie zaangażowane, agitacyjne powieści epatowały opisami nędzy wiejskiej biedoty i proletariatu w burżuazyjno-obszarniczej Polsce. Stalin miał szansę zapoznać się m.in. z błyskawicznie przetłumaczoną na rosyjski powieścią „Ojczyzna". Książka o rozczarowaniu Polską, klasowej niesprawiedliwości i dojrzewaniu rewolucji została wydana w Moskwie rok po polskim pierwodruku. Podziw ze strony sowieckiego dyktatora jest istotnym kluczem do zrozumienia przyszłej kariery Wasilewskiej w ZSRR.

Na wieść o sowieckiej inwazji z 17 września 1939 roku na Polskę reagowała entuzjastycznie. Z czerwonoarmistami zetknęła się na Lubelszczyźnie. Zaraz potem z rozczarowaniem usłyszała, że plany zajęcia Polski aż do Wisły nie będą realizowane. Sowieci wycofywali się na nową linię demarkacyjną ustaloną przez Ribbentropa i Mołotowa. Napotkanemu sowieckiemu pilotowi powiedziała niemal z wyrzutem: „wracacie i zostawiacie nas samych".

Trafili do Kowla. Szybko zrozumiała, jak wiele jej nazwisko znaczy dla sowieckich elit władzy. „Przyleciał do mnie jakiś politruk z armii z tym, że mnie przez radio wzywają do Lwowa. W imieniu Związku Pisarzy Korniejczuk wzywał wszystkich pisarzy. Wezwanie brzmiało mniej więcej tak: Zwracamy się do pisarzy, działaczy polskich, którzy mogą znajdować się na terytorium Związku Radzieckiego, aby przyjeżdżali do Lwowa. Wiem, że imiennie wymieniono mnie i Tuwima. Kogo jeszcze – nie wiem. [...] Wsadzono mnie do pociągu i odprawiono do Lwowa [...]" – wspominała po latach.

Lwów był największym miastem sowieckiej okupacji. Bolszewicy potrzebowali intelektualistów i literatów do budowy społecznego zaplecza dla nowej władzy. Siłę rażenia wszechobecnej propagandy, wzmocnionej powszechnym terrorem, miały powiększać znane nazwiska.

Stąd „lwowska" misja Aleksandra Korniejczuka – członka Rady Najwyższej ZSRR, przewodniczącego Zarządu Związku Pisarzy Sowieckich Ukrainy. Jeszcze we wrześniu 1939 roku przyjechał do Lwowa razem z szefem Komunistycznej Partii (bolszewików) Ukrainy Nikitą Chruszczowem. Otrzymał zadanie, aby zająć się miejscową, ale też przybywającą do miasta z różnych stron inteligencją. Chodziło o wyłowienie tych, których będzie można wykorzystać dla potrzeb nowej władzy. Pełna zapału Wasilewska była dla niego bezcenna. Szybko odnaleźli wspólny język. Z miejsca wyposażył ją w okrągły tysiąc rubli i skierował do pracy agitacyjnej. Z czasem Korniejczuk został jej kolejnym mężem.

W następnych miesiącach Wasilewskiej nie burzyły nastroju terror i wywózki setek tysięcy obywateli RP. Martwiły ją co najwyżej aresztowania ludzi, których uważała za materiał do wykorzystania w propagandzie sowieckiej. Po latach o hekatombie nieludzkich deportacji mówiła beznamiętnie. „Wybory do Rady Najwyższej na Białorusi i Ukrainie Zachodniej były w marcu – kwietniu 1940 r., w lutym była wywózka osadników, w kwietniu wywożono rodziny oficerskie, w czerwcu była wywózka bieżeńców [uciekinierów spod strefy niemieckiej – MK]" – porządkowała po latach w pamięci wydarzenia.

Już w styczniu 1940 roku została w Moskwie przyjęta przez Stalina. W czasie godzinnej wizyty dała się poznać kremlowskiemu władcy z jak najlepszej strony. Bynajmniej nie zawracała jemu ani sobie głowy martyrologią polskiej ludności. Interweniowała w sprawach szczególnie istotnych dla sowieckiej propagandy wśród ludności: prosiła o cofnięcie decyzji wprowadzającej opłaty za studia oraz likwidację nakazu umieszczania tabliczek w mieszkaniach po ukraińsku, a także głoszenia wyłącznie w tym języku wykładów na Uniwersytecie Lwowskim.

Trędowata i potężna

Po wizycie w Moskwie liczyła na wdzięczność lwowskich elit. Zorganizowała spotkanie z kilkudziesięcioma zastraszonymi profesorami. „Myślałam wówczas, że mnie szlag trafi" – komentowała postawę naukowców, którzy rozumiejąc swoją sytuację pod rządami szalejącego NKWD, nie kwapili się do szczerych rozmów na publicznym zebraniu. Jednakowoż niemal wszyscy milcząco dali do zrozumienia, jak oceniają jej postawę: „odsunęli się ode mnie jak od trędowatej".

W marcu 1940 roku Wasilewska została członkinią Rady Najwyższej ZSRR. „Jej nazwisko powtarzało się we wszystkich przypadkach. Nic dziwnego – miała duży autorytet u władz" – wspominała komunistka Jadwiga Ludwińska. Wandzie szczególną satysfakcję dawało stanowisko dyrektora sowieckiego teatru we Lwowie. W 1940 roku wystawiła tam swoją  sztukę „Bartosz Głowacki". Od stycznia 1941 roku redagowała miesięcznik Związku Pisarzy Sowieckich „Nowe Widnokręgi", któremu patronowała Zofia Dzierżyńska, wdowa po Feliksie. Miał to być polskojęzyczny organ sowieckich intelektualistów.

Stalin nakazał przyjąć ją do Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) bez żadnych formalności. „Co tam za kandydacki staż, od razu przyjmować [ją] do partii" – krótko rozkazał Chruszczowowi. Następne wizyty u Stalina były już dłuższe. Potwierdzały jej rolę człowieka instytucji. We Lwowie liczyć się z nią musieli wszyscy. Jej decyzja – np. w sprawie przyznania komuś paszportu – znaczyła dla władz administracyjnych i milicji tyle co rozkaz.

Najważniejsi działacze byłej KPP, którzy przeżyli czystki, przyjeżdżali do niej z  prośbą o wstawiennictwo w sprawach partyjnych. Inna rzecz, że   z ukosa patrzyli na błyskotliwą karierę byłej „pepeesówki", podczas gdy oni musieli mozolnie zabiegać o przyjęcie do WKP (b). Obciążała ich przynależność do partii traktowanej przez Stalina jako „przeżarta prowokacją" i wpływami polskiego kontrwywiadu. „Wybrańcy" wyznaczeni przez Moskwę na przywódców PPR w kraju mieli zaszczyt przekroczyć co najwyżej próg moskiewskiego gabinetu szefa Komitetu Wykonawczego Kominternu Georgiego Dymitrowa, który przekazywał im polecenia. Dla towarzyszki Wandy nie był żadną figurą. „Z Dymitrowem nie miałam wówczas kontaktów poza towarzyskimi, tzn. chodziłam do niego na czarną kawę – wspominała. – Żadnych spraw u niego ani przez niego nie załatwiałam. Mając dostęp do ludzi, którzy bardziej decydowali niż Dymitrow, wcale się o to nie starałam".

Pisarka od wysadzania mostów

Po ataku Niemiec na ZSRR w 1941 roku nie chciała być bierna. Jeszcze we Lwowie dostała broń. Ewakuowana wraz z sowieckimi notablami w Kijowie formalnie wstąpiła do Armii Czerwonej. Na wyjątkowych zasadach: od razu obdarzono ją rangą pułkownika. Z mundurem sowieckiego oficera nie rozstawała się aż do 1943 roku. Razem z Korniejczukiem skierowano ją do Głównego Zarządu Politycznego (Gławnoje Polituprawlienije RKKA). Zajmowała się na froncie propagandą i indoktrynacją żołnierzy. Prócz tego przeszła szkolenia dywersyjne pod  Połtawą. „W międzyczasie pisałam i poduczałam się wysadzania mostów" – opowiadała.

Wygrana ZSRR pod Stalingradem na początku 1943 roku oznaczała przełom na froncie wschodnim i zwrot w polityce Kremla wobec Polski. Celem Stalina stało się zmarginalizowanie Polski, wyparcie jej władz z polityki międzynarodowej, wreszcie jej likwidacja jako samodzielnego państwa. Ekwilibrystyka polityczna była niezbędna – wszak nie dotyczyła kraju wrogiego, lecz „sojusznika", członka antyniemieckiej koalicji, o którym Churchill wielokrotnie przypominał, że to „sojusznik, dla którego wypowiedzieliśmy wojnę Hitlerowi". Dlatego należało prowadzić tę politykę rękami „własnych" Polaków Stalina.

Kluczową rolę w tej rozgrywce dyktator wyznaczył właśnie Wasilewskiej. Cieszyła się jego niemal nieograniczonym zaufaniem. W styczniu 1943 roku dostała bezpośredni numer telefonu na biurko generalissimusa. „Zostałam wezwana z armii do Moskwy, spod Stalingradu [...] na zerwanie stosunków [dyplomatycznych z Polską] już się zanosiło, ponieważ w rozmowach ze mną nadmieniano, że prędzej czy później do zerwania dojdzie [...] to, że idzie na ostry konflikt, było zupełnie jasne" – wspominała ówczesną atmosferę na Kremlu. Stalin wyznaczył jej rolę redaktora pisma „Wolna Polska". Jak relacjonowała Wanda, mówił, że „niedobrze by było, żeby to wyglądało na inicjatywę maleńkiej grupy osób".

W końcu lutego 1943 r. ogłosiła powstanie Związku Patriotów Polskich – rzekomo oddolnie wyłonionej demokratycznej reprezentacji Polaków w ZSRR. ZPP miał kontestować politykę władz RP, być polityczną konkurencją dla partii i sił politycznych, na których opierał się w czasie wojny legalny rząd Rzeczypospolitej. „Rozpoczęto od tego, że organizacja jeszcze nie istniejąca miała już swoją nazwę i swój organ [prasowy] – pisała potem Wasilewska. – Sam Stalin zaproponował nazwę Związek Patriotów Polskich. W pierwszej chwili bardzo mi się to nie spodobało i mówiłam, że nazwa »patriota« jest dosyć skompromitowana w Polsce. On mi na to powiedział, że każdemu słowu można nadać nową treść i »od was zależy, jaką treść temu nadacie«".

Sowiecki mundur musiała zamienić na cywilny żakiet. Jej moskiewskie mieszkanie faktycznie jeszcze przez kilka miesięcy będzie służyło za cały ZPP. Dopiero z czasem powstawały struktury organizacyjne. Trwały upor-czywe poszukiwania w łagrach jakichś znanych nazwisk do firmowania owej „reprezentacji". „Moja osoba była zbyt jawnie komunistyczna, a należało przekonać, że to nie jest impreza komunistyczna, tylko narodowa".

Okazało się, że w łagrach jest Witos. Nakazano NKWD natychmiast go dostarczyć do mieszkania Wasilewskiej. „Kiedy Witos przyjechał do Moskwy, okazało się, że to nie jest Wincenty, ale [jego brat] Andrzej. Postanowiliśmy jednak chociażby i z tego pokrewieństwa skorzystać, więc od razu zaczęliśmy robić z niego wielkiego działacza". Był zastraszony. Dopiero u Wasilewskiej dowiedział się, że przestaje być więźniem. Formalnie został wiceprzewodniczącym ZPP, ale faktycznie rządziła Wasilewska. Reszta była propagandową otoczką.

Matka armii

25 kwietnia 1943 roku ZSRR zerwał stosunki z Polską. Na polecenie Stalina Wasilewska „w imieniu ZPP" wnioskuje o budowę polskiej armii. NKWD uaktywnia wyznaczonego na dowódcę Berlinga. Ten naiwnie sądził, że będzie odgrywał kluczową rolę w przyszłej stalinowskiej Polsce. „Berling nie lubił Wandy, uważał, że ona się wtrąca niepotrzebnie w różne rzeczy" – pisał potem jego zastępca Włodzimierz Sokorski. Obaj nie rozumieli, że w rzeczywistości Berling był tylko pionkiem w rękach Stalina i trochę niesfornym narzędziem Wasilewskiej, która wie- działa, że trzeba szybko wysłać polską dywizję na front. Dopiero przelana krew uczyni z „berlingowców" argument polityczny. Należało przy tym zdążyć przed przełomową dla spraw polskich konferencją Stalina z Rooseveltem i Churchillem w Teheranie. Inna rzecz, że po dwóch dniach walk pod Lenino Wasilewska była przerażona skalą strat i interweniowała, żeby dywizję z frontu wycofać. Całkowita jej zagłada zamieniłaby bitwę w polityczny balast, a nie efektowny argument w rozgrywce przeciw Polsce.

Stalin najprawdopodobniej upatrywał w Wasilewskiej kandydata na przywódcę czerwonej Polski. Kiedy u progu roku 1944, tuż przed wejściem Armii Czerwonej na ziemie polskie, powoływano komisję organizacyjną Polskiego Komitetu Narodowego, została wytypowana na jego przewodniczącą. Witos – jako ozdobnik – miał być wiceprzewodniczącym. Ostatecznie Kreml uznał ten pomysł za przedwczesny.

Przez następne miesiące Wasilewska wciąż była u boku Stalina na pierwszej linii politycznego frontu. Takiego dojścia do moskiewskiego władcy nie miał nikt z Polaków. Ostatecznie „nową władzę" zaaplikowano Polsce ponad pół roku później. Wasilewska została wiceprzewodniczącą PKWN. Przewodniczącym figurantem był z przyczyn kosmetycznych „socjalista" Edward Osóbka,ale to Wasi- lewska konsultowała z wyznaczonym przez Stalina Bułganinem najważniejsze posunięcia Komitetu. Nie przypadkiem ona też pacyfikowała Witosa, który i tym razem jako „wiceprzewodniczący PKWN" był tylko przysłowiowym kwiatkiem do kożucha. Kiedy jeden jedyny raz próbował utrudniać przyjęcie katastrofalnego projektu reformy rolnej, Wasilewska odciągnęła go na bok i w sposób niedwuznaczny zasugerowała, że w każdej chwili może wrócić do łagru. Potem już „siedział i głosu więcej nie zabrał".

Stalin był przekonany, że Wanda będzie chciała pracować w Polsce. W czasie jednego z przyjęć na Kremlu podszedł do niej z pytaniem: „No jak, może dość już tego ukraińskiego obywatelstwa?". Nalał do kieliszków jej i sobie, ze zdziwieniem spostrzegając jej zdenerwowanie.

– Po pierwsze, mam obywatelstwo nie ukraińskie, a radzieckie, a po wtóre, czy wy uważacie, że sobie na nie nie zasłużyłam?

– Cóż wy? To znaczy, że chcecie zostać obywatelką radziecką?

– Chyba to dla was jest jasne.

– To znaczy, że wy chcecie pracować w skali światowej.

– Nie, ja chcę pracować w skali Związku Radzieckiego.

– To znaczy w skali światowej. Dla nas to  lepiej.

Na tym stanęło. „Jeszcze wojna trwała, kiedy sprawa została zdecydowana, że do Polski nie wracam, że zostaję w Związku Radzieckim" – wspominała Wasilewska. Przez lata była członkiem Rady Najwyższej ZSRR, pisywała książki (m.in. o Fidelu Castro), służbowej daczy pod Kijowem uprawiała ogórki. Do Polski zaglądała rzadko. Zmarła w 1964 roku w Kijowie.

Autor jest historykiem podziemia antykomunistycznego i „Solidarności". Współautor m.in. „Po dwóch stronach barykady PRL: towarzysze, zdrajcy, bohaterowie, niezłomni". Pracuje w IPN

„Miałam wtedy głos decydujący. Mogło się komuś podobać czy nie podobać, mógł ktoś dyskutować czy nie dyskutować, ale to była linia generalna" – mówiła Wanda Wasilewska o swojej roli w przełomowych latach 1943 – 1944. Dla Stalina to ona, a nie Bierut czy Gomułka, była numerem 1 i – zapewne – murowanym kandydatem na przywódcę czerwonej Polski. Ostatecznie jednak postanowiła pozostać w ZSRR.

W styczniu 1964 roku zorganizowano w Warszawie spotkanie Wasilewskiej z grupą pracowników Zakładu Historii Partii przy Komitecie Centralnym PZPR. W zaufanym gronie mogła mówić o wiele swobodniej niż w oficjalnych publikacjach wspomnieniowych. Powstał materiał niepowtarzalny: kilka miesięcy później, 29 lipca 1964 roku, Wasilewska zmarła na zawał serca. W całości opublikowano go dopiero w latach 80.

Córka socjalfaszysty

Ojciec Wandy, Leon Wasilewski, był działaczem Polskiej Partii Socjalistycznej i jednym z najbliższych współpracowników Józefa Piłsudskiego. Bez wahania zaliczyć go można do grona współtwórców niepodległej Polski. W 1918 roku został ministrem spraw zagranicznych. Jako niekwestionowany znawca stosunków narodowościowych na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej opowiadał się za federacyjnymi koncepcjami Naczelnika Państwa. Przez resztę życia był wierny ideałom niepodległościowego ruchu socjalistycznego, który komuniści przez większą część okresu międzywojennego zwalczali, obdarzając z założenia pogardliwymi określeniami typu: „socjalpatrioci" czy „socjalfaszyści".

Wanda od 1923 roku studiowała polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Działała w Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej. Była zdolną pisarką, nauczycielką, działaczką Związku Nauczycielstwa Polskiego i redaktorką lewicowych pism dla dzieci „Płomyczek" i „Płomyk". W latach 1935 –1937 znalazła się nawet w Radzie Naczelnej PPS. Jednak szybko żeglowała w stronę bolszewizmu. Wprawdzie nigdy nie była członkiem przedwojennej Komunistycznej Partii Polski, ale należała do kierowanej przez Komintern Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom. Jak wielu zachodnich intelektualistów była zafascynowana stalinowskim ZSRR.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą