Abdykacja szkoły

Polskie szkoły przestały kształtować młodych ludzi. Nie wpajają dobrego wychowania ani szacunku dla ojczyzny, nie proponują pozytywnych wzorców i norm. Wszystko to w imię „tolerancji”

Publikacja: 26.05.2012 01:01

Abdykacja szkoły

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Kiedy spotykam się z koleżankami nauczycielkami, które dopiero co przeszły na emeryturę, możemy tylko narzekać na stan szkolnictwa i żałować, że tak się zepsuła polska szkoła – żali się „Rzeczpospolitej" Barbara Kamińska, rocznik 1916, żołnierz Armii Krajowej, polonistka. Swoją karierę nauczycielską rozpoczęła w 1933 roku od uczenia alfabetu niepiśmiennych żołnierzy. – Nauczyciel był darzony respektem. Tuż po wojnie uczyłam w pewnym technikum, gdzie nie brakowało trudnej młodzieży, ale nawet tam nauczyciel był święty. Szkoła była ogromną pomocą wychowawczą dla rodziców. Dziecko było wychowywane 24 godziny na dobę, spójnie – wspomina Kamińska.

Matura bez krawata

Jak jest dzisiaj? – Szkoła zupełnie odpuściła sobie wychowanie młodych ludzi – mówi „Rzeczpospolitej" Jakub Śpiewak, pedagog, prezes Fundacji Kidprotect. pl. – I nie do końca jest to wina szkoły. Dawniej wychowywało się np. na polskim, bo omawiając literaturę, uczniowie dyskutowali o postawach, dylematach moralnych bohaterów. Dziś tylko rozwiązują testy – zwraca uwagę Śpiewak i dodaje, że winna jest trwająca permanentnie od 20 lat reforma edukacji. – Polega ona na tym, że chce się wszystko standaryzować. Tymczasem wychowania nie da się ustandaryzować. Nikt nie zadał sobie podstawowego pytania, po co robimy te reformy, jaki ma być ten młody człowiek wychodzący ze szkoły. A jeśli się nie wie dokąd się zmierza, to na pewno się tam nie dojdzie – mówi Śpiewak i dodaje, że problem jest o tyle poważny, że nie tylko szkoła, ale również rodzina odpuściła sobie wychowanie.

Zespół Szkół Zawodowych nr 1 w Skierniewicach, popularna budowlanka. Przeciętna szkoła w przeciętnym polskim mieście. Tyle że tu kształcą się przyszli majstrzy – posadzkarze, cieśle, ogrodnicy, technicy budowlani, specjaliści od robót wykończeniowych i urządzeń sanitarnych.

Szkoła ma długą tradycję. Powstała w latach 20. i już w 1936 roku, w pierwszą rocznicę śmierci marszałka Piłsudskiego, otrzymała jego imię. Po wojnie przemianowano ją na Zygmunta Berlinga. Do Piłsudskiego budowlanka wróciła w 2007 roku. Ale na pierwszy rzut oka widać, że dziś ma dwóch patronów. Tym oficjalnym jest Józef Piłsudski, a trochę mniej oficjalnym firma produkująca chemię budowlaną.

Choć to okres matur, na korytarzu jakoś tego nie widać. Nie ma białych koszul, krawatów, marynarek i młodych ludzi nerwowo zakuwających na chwilę przed wejściem na salę. Ot, zwykły szkolny harmider. Że z budowlanki wyjdzie się z konkretnym fachem w ręku, nie ma wątpliwości – czy z odpowiednim wychowaniem, jak na abiturienta z dyplomem przystało?

Tu już sami uczniowie mają problem z odpowiedzią. Nie trzeba ich długo namawiać do dyskusji o wychowaniu. – Polonistka zwraca uwagę na nasz język. I jeszcze wicedyrektor na lekcjach geografii. Szczególnie zwraca uwagę chłopakom, żeby szanowali dziewczyny, dba o ich kulturę osobistą – wyliczają dumnie pierwszoklasiści i długo się zastanawiają nad tym, gdzie w szkolnym życiu znaleźć przejawy wychowania. Na pewno godzina wychowawcza, bo sama nazwa na to wskazuje. – Aaa, było coś tam o narkotykach i paleniu papierosów, jakieś spotkanie z policją, ale to nie było wychowawcze – rzuca jeden z chłopaków. – Co roku odklepuje się to samo spotkanie, na którym mówią, co nam grozi za posiadanie i handel. Straszą nas – wyjaśnia.

Na stronie internetowej szkoła zamieściła wiele zdjęć z zajęć, na których uczniowie stoją w strojach historycznych. Chwali się, że część młodych ludzi należy do grupy rekonstrukcyjnej. W szkole organizuje się konkursy historyczne. Ale uczniowie i tak narzekają, że choć dba się, by znali daty ważnych wydarzeń z historii, to z nikim nie rozmawiają o ich znaczeniu. – A dawniej było inaczej – wspomina Barbara Kamińska. – Panował wtedy tak wielki duch patriotyczny, że marzyłam, by przyszły czasy, gdy i ja będę mogła wykazać się w życiu swoją miłością do Polski.

Urszula Sajewicz-Radtke, psycholog z sopockiego wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, nie dziwi się opiniom uczniów. – Funkcja wychowawcza szkoły jest dziś bardzo ograniczona – mówi. – Najstraszniejsze są słowa, jakie można czasem usłyszeć o nauczycieli: nie mają czasu na wychowanie, bo mają dużo materiału do zrobienia z uczniami. Skoro w szkole młodzież dostaje tylko wiedzę, to w zasadzie mogłaby do niej nie chodzić i uczyć się przez Internet. Szkoła powinna przekazywać normy, uspołeczniać – wylicza Sajewicz-Radtke.

Jak upokorzyć ucznia

Jan Wróbel – nauczyciel, dyrektor I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie i publicysta, zwraca uwagę, że szkoła abdykowała i nie stawia sobie realnych celów wychowawczych. – Bardzo wielu nauczycieli uważa, że ich zawód się sprofesjonalizował. Przychodzą do szkoły jako matematycy, historycy, fizycy, a nie po prostu jako nauczyciele młodzieży – mówi „Rz". – Tymczasem nauczyciel wychowuje uczniów na swoich lekcjach, na matematyce czy na geografii, pokazując im swój stosunek do życia. Dorośli są dla uczniów latarnią morską. Wszystkie godziny w szkole są godzinami wychowawczymi. A Sajewicz-Radtke dodaje, że niechęć nauczycieli do wychowywania to efekt ich złego kształcenia. – 30 godzin pedagogiki i 30 godzin psychologii na studiach to żart. W tak krótkim czasie nie da się przygotować nauczyciela do pracy. W efekcie są oni świetnymi biologami czy chemikami, ale nie są wychowawcami, nauczycielami z powołania. Zresztą dziś to zawód ostatniego wyboru, decydują się na niego zazwyczaj ci, którym nigdzie indziej się nie udało. Choć oczywiście nie dotyczy to wszystkich.

O tym, jak są nieprzygotowani do zawodu, świadczą chociażby ich dyskusje na nauczycielskim forum 45minut.pl. Sposoby na trudnych uczniów? Rzucanie piórnikiem czy docinki z seksualnym podtekstem w stosunku do konkretnych uczniów. Podobno bardzo skuteczne, bo niewybredna uwaga raz rzucona na forum klasy sprawia, że delikwent pokornieje, bo jak ognia boi się kolejnego upokorzenia. Niektórzy pedagodzy twierdzą, że nie decydują się na żadne działania wobec nieznośnych uczniów, bo nie chcą wejść w konflikt z rodzicami czy dyrekcją. Ich strategia to przetrwanie kolejnej lekcji, kolejnego miesiąca, kolejnego roku szkolnego.

Gdy nie wychowuje ani szkoła, ani dom, to wychowuje grupa rówieśnicza. A to nie wychodzi nikomu na dobre

– Nauczyciele nie mają instrumentów do wychowywania. Boją się uczniów, ich rodziców i swoich przełożonych. Nie ma wychowania wolnego od konfliktów, a nauczyciele wiedzą, że w razie czego nikt nie stanie w ich obronie – ocenia prof. Ryszard Legutko, były minister edukacji narodowej. – Nie może być tak, że jeżeli nauczyciel chce wyciągnąć konsekwencje wobec młodego człowieka, który pali papierosy albo pije alkohol, to naraża się na konflikt z dyrekcją, która mówi mu: „proszę dać spokój, bo będziemy mieć same kłopoty". Gdyby obecna szkoła zaczęła nagle rzeczywiście wychowywać, to opór i protesty byłyby ogromne, postępowe media by szalały – uważa.

Sajewicz-Radtke uważa, że to nie młodzież jest coraz trudniejsza. Trudne są wyzwania współczesnego świata, z jakimi musi zmierzyć się nauczyciel. Musi być zorientowany w tym, co dzieje się w Internecie i na rynku gier komputerowych, bo tym żyją uczniowie. Większość za tym nie nadąża. – Dziś dla młodych nauczyciel nie jest punktem odniesienia, a szkoła jest zmorą – mówi prof. Aleksander Nalaskowski, pedagog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Nauczyciele wpadli w pułapkę. Wielu boi się poruszać tematy kontrowersyjne, bogoojczyźniane, bo uczniowie mogliby pomyśleć, że nie są trendy, nie potrafią mówić ich językiem. Choć uczniowie, z którymi rozmawialiśmy, sami podkreślają, że chętnie by podyskutowali z nauczycielem o historii, polityce, etyce. Byleby było to ciekawe i byle potraktowano ich przynajmniej jak prawie dorosłych, a nie urządzano okolicznościowe akademie czy odczyty.

Che zamiast godła

Ale są i takie szkoły, gdzie o wychowaniu nawet się nie wspomina. Częściej padają słowa „akceptacja", „tolerancja" czy „nauka samodzielnego myślenia". I o ile w skierniewickiej budowlance przedwojenna nauczycielka znalazłaby punkty wspólne ze szkołą z czasów swojej młodości, o tyle takie placówki jak warszawskie prywatne Wielokulturowe Liceum Humanistyczne im. Jacka Kuronia z pewnością mogłyby nią wstrząsnąć.

Inność tego miejsca już od progu zapowiada rząd starych foteli kinowych w miejscu, gdzie zwykle stałaby ławka. Nad fotelami wisi ogłoszenie, które przypomina wszystkim chętnym o możliwości wzięcia udziału w seminarium feministycznym.

36-letni dr Piotr Laskowski, historyk i współzałożyciel liceum, wyglądem przypomina raczej studenta. Po szkole chodzi w krótkich spodenkach, T-shircie i tenisówkach. Prowadzi nas korytarzem do dużego przedpokoju, który pełni funkcję świetlicy i biblioteki. Choć trudno w to uwierzyć, wszystkie książki są ogólnodostępne, nikt nie musi rejestrować wypożyczenia. Czy książki nie giną? – Powiedzmy, że czasem są wypożyczane długoterminowo – śmieje się dr Laskowski.

Na półkach znaleźć można klasyczną literaturę, ale jest tam też kącik opisany jako „gender". Rzut oka na tę półkę u niejednego nauczyciela zaowocowałby skokiem ciśnienia. Obok „Dużej Książki o Aborcji" autorstwa Kazimiery Szczuki i uczącej w „Kuroniu" języka polskiego Katarzyny Bratkowskiej znaleźć można „Wielką Księgę Cipek", głośny hit wydawnictwa Czarna Owca.

Dr Laskowski zaprasza nas do jednej z sal, gdzie kilkoro uczniów ma się podzielić z nami swoimi refleksjami na temat wychowania. Szkolna klasa jest tak pstrokata, że wygląda właściwie jak wnętrze squatu. Tam, gdzie zwykle w szkole wisi godło i krzyż, namalowano kontury Kuby, które wypełniają wizerunki Che Guevery i tęczowa flaga. Ze ściany spogląda też na uczniów Lenin z muszką w kropki.

Jedna z uczennic, przekomarzając się z kolegą, bez skrępowania rzuca „k... a". Dr Laskowski, a właściwie Jasiu, bo tak woli być nazywany przez uczniów, nie reaguje. Tłumaczy, że raczej nie walczy z przeklinaniem, a jeżeli niecenzuralne słowa nie padają w agresywnym kontekście, to nie widzi w tym problemu.

Z dyskusji z młodzieżą wynika, że nie oczekują od nauczycieli wpajania żadnych sztywnych norm ani wzorców. – Każdy jest inny, więc nie można do wszystkich przystawiać tej samej miary. Nieważne, czy chodzi o zachowanie czy np. ubiór – argumentuje uczennica klasy II „Judasz".

To nazewnictwo to kolejna ciekawostka. W „Kuroniu" nie ma klasycznego podziału na klasy a, b, c, itd. Uczniowie wymyślają ksywki. Oprócz „Judasza" w szkole są też klasy o nazwach „Suchar" i „Pazur". Co z wychowaniem patriotycznym? Uczniowie mówią, że szkoła nie narzuca im żadnej „narracji historycznej" i każdy z nich może patrzeć na historię tak jak chce. – A poza tym jak można wpajać patriotyzm, skoro mamy też wśród nas obcokrajowców? – zauważa chłopak z „Suchara". Uczniowie wolą zastąpić słowo „wychowywanie" terminem „ukierunkowanie". – W tej szkole ukierunkowuje się nas przede wszystkim na krytyczne myślenie. To jest najlepsze wychowanie – mówi dziewczyna z „Suchara".

– Staramy się uczyć życia we wspólnocie. Odwołujemy się przy tym do dwóch tradycji pedagogicznych: naszego patrona i do tradycji korczakowskiej. Staramy się przekazać im, że jest mnóstwo rzeczy, które nie są ustalone raz na zawsze, ale podlegają dyskusji, uczymy refleksji – mówi dr Laskowski.

Jakie efekty przynosi uczenie refleksji? O uczniach z „Kuronia" z pewnością od czasu do czasu jest głośno. Refleksja skłoniła ich do gniewu, który zaowocował zorganizowaniem „marszu oburzonych" na ulicach Warszawy w październiku ubiegłego roku. Pojawili się reprezentacji wszystkich większych organizacji lewicowych i lewackich, nie wyłączając trockistów.

Bardzo krótkie spodnie

Ale publiczne szkoły także w dużej części nie sprawdzają się pod względem wychowawczym – uważa Iwona Wiąckowska, mama dwóch synów. Jeden już studiuje, drugi chodzi do liceum. – Dlatego my, rodzice, powinniśmy świadomie je wybierać, zdecydować na tę, która chce współpracować z rodzicami, jest otwarta na inicjatywę z ich strony.

Sęk w tym, że większość rodziców nie chce ze szkołą współpracować i nie stawia jej żadnych wymagań wychowawczych. W połowie ubiegłego roku Instytut Badań Edukacyjnych przepytał rodziców dziesięciolatków z całej Polski o ich wyobrażenia na temat dobrej szkoły. Dla 38,5 proc. jest nią taka, która ma wysoko wykwalifikowaną kadrę. 37,6 proc. wskazało na poziom nauczania, osiągnięcia dzieci i stawianie im wysokich wymagań. Dalej są bezpieczeństwo (34,5 proc.) i duży wybór zajęć pozalekcyjnych (24,9 proc.). Tylko dla niecałych 5 proc. dobrą szkołę cechuje współpraca z rodzicami.

– Najważniejszy dla rodziców jest jednak poziom nauczania, wychowanie schodzi na dalszy plan – mówi Justyna Matejczyk, dyrektor XXXIII LO im. Mikołaja Kopernika w Warszawie, jednej z najlepszych szkół w stolicy. – Dlatego też szkole coraz trudniej jest wychowywać. Pewne zachowania są akceptowane w domu, więc bardzo trudno z nimi walczyć w szkole – zwraca uwagę dyrektor. Dodaje, że to konsekwencja trendu stawiania na wybujały indywidualizm i wolność jednostki. Zaczyna się to w domu i przechodzi do szkoły.

Matejczyk opowiada, że w prowadzonym przez nią liceum przywiązuje się wagę na przykład do stroju, w jakim młodzież przychodzi na lekcje. – Dziewczynom, które zjawiają się w nadmiernie krótkich spodenkach, mówimy, że to nie wypada, że w dorosłym życiu, kiedy zaczną pracę, będzie je obowiązywał dress code. Ale czy takie działanie może być skuteczne, jeśli w domu akceptuje się taki strój jako strój szkolny? – pyta Matejczyk. I opowiada, że dawniej byłoby nie do pomyślenia, żeby na egzamin maturalny stawić się w obszarpanych dżinsach lub plażowej sukience. Dziś zdarza się to coraz częściej.

A to tylko wierzchołek problemów z kulturą osobistą uczniów. Na nauczycielskich forach nie brakuje opowieści zdesperowanych nauczycieli, którzy nie wiedzą, co robić z delikwentami nagminnie słuchającymi muzyki na lekcji, pozwalającymi sobie na niewybredne żarty z nich, sypiących wulgaryzmami czy lekceważącymi polecenia. – W dzisiejszej szkole brakuje poczucia stosowności – mówi prof. Legutko. – Porzucono wpajanie przywiązania do ojczyzny, bo wywoływało to wściekły opór.

Bez idei

Jeśli nie szkoła, to kto? – Rodzina też nie wychowuje. Rodziców po prostu nie ma, pracują ponad miarę, są zajęci – mówi Jakub Śpiewak. – I choć pytani w sondażach, czy rozmawiają z dziećmi, w większości udzielają twierdzącej odpowiedzi, to dzieci mówią zupełnie co innego. Bo nie są głupie. Wiedzą, że zapytanie: „no, co tam w szkole, synu?", to żadna rozmowa.

Prof. Nalaskowski tłumaczy, że skoro nie wychowuje szkoła i nie wychowuje dom, to wychowuje grupa rówieśnicza. – Oczywiście nie znaczy to, że od razu musi chodzić o jakąś złą grupę rówieśniczą. Ale taka sytuacja nie wychodzi na dobre ani dziecku, ani społeczeństwu – mówi pedagog z Torunia i dodaje, że młodzież nie wyznacza sobie żadnych dalekich celów, żyje z dnia na dzień, nie sięga do korzeni i ignoruje historię.

Śpiewak nie ma złudzeń: z badań prowadzonych przez Fundację Kidprotect.pl wynika, iż kompetencje wychowawcze polskich rodziców są na bardzo niskim poziomie. – Umiejętności wychowawcze trzech czwartych badanych rodziców według szkolnej skali można ocenić na dwóję lub co najwyżej tróję – mówi. – Rodzice muszą się wreszcie zatrzymać. Zacząć rozmawiać z własnymi dziećmi. W wolny weekend trzeba robić coś razem, tymczasem w wielu domach wygląda to tak, że rodzic i dziecko są pod jednym dachem, ale w innych pokojach i każdy przed swoim komputerem.

Także Sajewicz-Radtke potwierdza, że w dużej części rodzin sytuacja wychowawcza nie jest najlepsza. – Nieliczni rodzice biorą w swoje ręce odpowiedzialność za dzieci. Przeważają ci, którzy mają roszczeniową postawę wobec szkoły, nie interesują się własnymi dziećmi. Pracuję w szkole i nieraz zdarza się, że o 17, kiedy jest zamykana świetlica, sześcioletnie dziecko wciąż czeka, aż rodzic je odbierze. I to nie zdarza się raz na jakiś czas, ale regularnie, kilka razy w tygodniu. Wielu rodziców szkołę traktuje jak przechowalnię – kwituje.

Prof. Nalaskowski zaś przekonuje, że z wychowaniem mogą poradzić sobie rodzice, którzy mają kręgosłup moralny, stawiają na wartości chrześcijańskie i przykład własny. – Największym wrogiem wychowania jest bezideowość – podkreśla.

Kiedy spotykam się z koleżankami nauczycielkami, które dopiero co przeszły na emeryturę, możemy tylko narzekać na stan szkolnictwa i żałować, że tak się zepsuła polska szkoła – żali się „Rzeczpospolitej" Barbara Kamińska, rocznik 1916, żołnierz Armii Krajowej, polonistka. Swoją karierę nauczycielską rozpoczęła w 1933 roku od uczenia alfabetu niepiśmiennych żołnierzy. – Nauczyciel był darzony respektem. Tuż po wojnie uczyłam w pewnym technikum, gdzie nie brakowało trudnej młodzieży, ale nawet tam nauczyciel był święty. Szkoła była ogromną pomocą wychowawczą dla rodziców. Dziecko było wychowywane 24 godziny na dobę, spójnie – wspomina Kamińska.

Matura bez krawata

Jak jest dzisiaj? – Szkoła zupełnie odpuściła sobie wychowanie młodych ludzi – mówi „Rzeczpospolitej" Jakub Śpiewak, pedagog, prezes Fundacji Kidprotect. pl. – I nie do końca jest to wina szkoły. Dawniej wychowywało się np. na polskim, bo omawiając literaturę, uczniowie dyskutowali o postawach, dylematach moralnych bohaterów. Dziś tylko rozwiązują testy – zwraca uwagę Śpiewak i dodaje, że winna jest trwająca permanentnie od 20 lat reforma edukacji. – Polega ona na tym, że chce się wszystko standaryzować. Tymczasem wychowania nie da się ustandaryzować. Nikt nie zadał sobie podstawowego pytania, po co robimy te reformy, jaki ma być ten młody człowiek wychodzący ze szkoły. A jeśli się nie wie dokąd się zmierza, to na pewno się tam nie dojdzie – mówi Śpiewak i dodaje, że problem jest o tyle poważny, że nie tylko szkoła, ale również rodzina odpuściła sobie wychowanie.

Zespół Szkół Zawodowych nr 1 w Skierniewicach, popularna budowlanka. Przeciętna szkoła w przeciętnym polskim mieście. Tyle że tu kształcą się przyszli majstrzy – posadzkarze, cieśle, ogrodnicy, technicy budowlani, specjaliści od robót wykończeniowych i urządzeń sanitarnych.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy