Cypr nie zagranica

Kiedy w 1954 r. na Cypr przybywał pisarz, poeta i żołnierz Lawrence Durrell, w porcie Limassol witał go olbrzymi napis „Enosis”.

Publikacja: 28.07.2012 01:01

I dla ciała, i dla ducha:?ceremonia poświęcenia kamienia węgielnego rosyjskiej katedry w Limassol w

I dla ciała, i dla ducha:?ceremonia poświęcenia kamienia węgielnego rosyjskiej katedry w Limassol w prawdziwie wakacyjnym stylu

Foto: EAST NEWS

Nas na lotnisku w Larnace przywitały reklamy Russian Commercial Bank

Enosis było przez niemal cały XX wiek jednym z najbardziej nośnych i najgoręcej dyskutowanych haseł cypryjskich Greków i w ogóle wszelkich Greków, niezależnie od miejsca urodzenia. Enosis, czyli zjednoczenie, przyłączenie do Grecji wszystkich ziem zamieszkanych przez Greków. Russian Commercial Bank to z kolei instytucja finansowa należąca do rosyjskiej grupy VTB, ale jego historia jest ponura. Zaczęła się w roku 1963, kiedy Bank Ludowy Związku Sowieckiego otworzył oddział w libańskim Bejrucie. Rzekomo na potrzeby sowieckich interesów gospodarczych w regionie, ale wszyscy wiedzieli, jakie naprawdę interesy finansował.

Potem bank przeniesiono na Cypr, gdzie w 1995 roku przekształcił się w RCB. Tak oto niegdyś sowiecki, a obecnie rosyjski bank wszedł do Unii Europejskiej tylnymi drzwiami. Dostał się do niej wraz z całym Cyprem 1 maja 2004 roku. Dziś trudno znaleźć na wyspie miasto, w którym nie wisiałyby jego reklamy. Od wołania o enosis po królestwo Russian Commercial Bank doprawdy wiele wydarzyło się na wyspie Afrodyty przez ostatnie sześć dekad.

Ratunek ze Wschodu

Dlaczego właściwie nie lubicie Rosjan? – pyta pan Kotzias, nieduży, spalony na brąz człowieczek nigdy nierozstający się z wymiętym płóciennym kapelusikiem. „My" to nie tylko Polacy. Kotzias zauważył, że przedstawiciele najrozmaitszych nacji przed wynajęciem pokojów pytają z niepokojem, czy w okolicy nie mieszkają aby turyści z Rosji.

Pan Kotzias z wyglądu przypomina trochę albańskich nielegalnych emigrantów, którzy najmują się na greckich plażach do pilnowania sunbedsów i sunszejdów, czyli leżaków i parasoli. Pozory mylą. W rzeczywistości jest właścicielem imponującego zestawu apartamentów do wynajęcia wypełniających kompleks schludnych piętrowych domków z widokiem na leniwe, bladoniebieskie morze. W Pissouri Bay (pół godziny drogi na zachód od Limassol) konkurować z nim może tylko niedaleki pięciogwiazdkowy hotel Columbia Beach. Kotzias nie ma swojej prywatnej beach, ale ma smykałkę do biznesu: choć sezon jeszcze się nie rozpoczął, osiągnął już w pokojach pełne obłożenie, a każdy z klientów jest przekonany, że zostając u Kotziasa, zrobił interes życia. Każdy przy tym – z nami włącznie – obiecał mu, że zachowa sekrety swego dealu dla siebie i nie będzie dzielił się szczegółami z innymi lokatorami. Wygląda na to, że także miejscowy urząd skarbowy jest wyłączony z grona poinformowanych – gotówka krąży z rąk do rąk, a jedynym dowodem przeprowadzenia transakcji są szerokie uśmiechy: Kotziasa i turystów.

– Oni CHCĄ do nas przyjeżdżać! – mówi zwycięsko Kotzias i dyskusja o Rosjanach właściwie jest zamknięta. – Nawet nie musimy ich zapraszać, a oni przyjeżdżają!

Próby wytłumaczenia Kotziasowi, że przez wiele lat Rosjanie przyjeżdżali do Polski i jej sąsiednich krajów, mimo że ich wcale nie zapraszaliśmy, kończy się sukcesem dopiero wtedy, gdy sięgam po analogie tureckie. – Wyobraź sobie, że goszczą u ciebie Turcy, klepią po ramieniu i mówią, że wszyscy jesteście jedną wielką turecką rodziną – mówię. Ta wizja wstrząsa Kotziasem do głębi.

– Widzisz – tłumaczę – a Rosjanie, gdziekolwiek nas, Polaków, spotkają, zaczynają opowiadać o słowiańskim braterstwie, choć okupowali nas tak samo jak Turcy Greków i niczego dobrego nigdy od nich nie zaznaliśmy.

Krótka lekcja historii nie mąci szczęśliwości Kotziasa. Jest szczęśliwy, bo Rosjanie wypełniają dotkliwą dziurę w dochodach, jaka powstała w jego (i nie tylko jego) kieszeni w wyniku kłopotów ekonomicznych Europy Zachodniej. Zawodzą Niemcy i Francuzi, jako jedni z nielicznych nie zawodzą Szwedzi, dużo mniej niż zwykle przylatuje Brytyjczyków. A Rosjanie?

Obywatel Putin się zgadza

Między siódmą a dziesiątą rano w sobotę z lotniska w Larnace startuje dwanaście samolotów. Pięć z nich do Rosji. Wśród destynacji głównie Moskwa, Sankt Petersburg i Jekaterynburg.

Samo lotnisko, choć nieprzesadnie wielkie, jest przestronne i nowoczesne. Odprawia ponad 5 milionów pasażerów rocznie. Nowy terminal otwarto w roku 2008, zamykając tym samym rozdział historii rozpoczęty w 1974, kiedy to po inwazji tureckiej na północny Cypr główne lotnisko wyspy – w Nikozji – znalazło się po okupowanej stronie. Grecy cypryjscy przebudowali wtedy w ekspresowym tempie dawne brytyjskie lotniska wojskowe nieopodal słonego jeziora pod Larnaką i szybko odzyskali kontakt ze światem.

Lotniska w Larnace i w Pafos są najważniejsze dla cypryjskiego biznesu turystycznego. Mimo spowolnienia i tak pękają w szwach. Podpisano już umowę z Chińczykami na budowę nowego, jeszcze większego terminalu w Larnace. Dolary (a może i ruble) przeciw orzechom, że jego głównym klientem będą rosyjskie linie lotnicze.

Cypryjski biznes turystyczny (odpowiedzialny za 12 proc. dochodów kraju) z zapartym tchem czeka na tegoroczne statystyki. Na razie nie jest źle – kryzys kryzysem, ale w roku 2011 turystów na Cyprze było więcej niż rok wcześniej (wzrost z 2,17 miliona do 2,39 miliona osób). Wciąż jednak daleko tej liczbie do rekordowego roku 2001, kiedy Cypr odwiedziło 2,69 miliona turystów, wydając zresztą rekordową w historii wyspy sumę 2,17 miliardów euro.

Gwałtownie zmienia się jednak struktura narodowościowa przyjezdnych. W pierwszym kwartale tego roku średnio o 12 proc. spadała liczba Anglików, o 10 proc. Greków i o 7 proc. Niemców. Ich miejsce zajęli Rosjanie, których przyjeżdża dziś na Cypr ok. 30 proc. więcej niż rok temu. Oznacza to, że Rosja jest w tej chwili drugim (po Wielkiej Brytanii) źródłem cypryjskich przychodów z turystyki, a jeszcze w tym roku (jeśli tendencje się utrzymają) kraje te mogą w owej tabeli zamienić się miejscami.

Nie idzie tylko o turystów. Jedną z najcharakterystyczniejszych cech współczesnego obrazu Cypru jest rosnąca kolonia stałych rezydentów z Rosji. Ta wielotysięczna grupa trudna jest do przeoczenia i rzuca się w oczy znacznie bardziej niż fakt, że na Cyprze zarejestrowanych jest także niemal 6 tys. rosyjskich firm.

Anna Badkhen, rosyjska reporterka znana w Polsce z książki „Kałasznikow kebab", twierdzi, że Cypr to ulubione miejsce przeprowadzek dla tych Rosjan, którym Władimir Putin pozwolił się nakraść. Oczywiście chodzi głównie o szczebel średni. Te naprawdę grube ryby wolą rezydencje w Londynie, posiadłości w Toskanii i jachty we francuskich portach. Właściciele tych ostatnich cumują czasem w porcie Limassol – z całą pewnością przybędzie ich, gdy zakończy się przebudowa i unowocześnienie lokalnej mariny.

Ale tak naprawdę na Cyprze spotkać można spotkać Rosjan najróżniejszych warstw i zasobności portfeli. Przyjeżdżają tu pielgrzymki rozmodlonych staruszek, przyjeżdżają i rodziny z dziećmi. Wielu opowiada, że kiedy poszły w górę ceny na Ukrainie, wolą odpoczywać na Cyprze zamiast na Krymie. Starzy, młodzi, duzi i mali, często z egzemplarzem „Kiprijskawo Wiestnika" pod pachą. To największe rosyjskojęzyczne pismo na wyspie (ukazuje się od 1995 roku). Zestawu reklamodawców może mu pozazdrościć każdy konkurencyjny wydawca. Szwajcarskie banki i tamtejsi producenci zegarków walczą o uwagę czytelnika z dilerami BMW i sprzedawcami luksusowych nieruchomości (szczególnie kolonialnych pałacyków zamieszkiwanych niegdyś przez Brytyjczyków). Z „Wiestnika" dowiaduję się też, że Sankt Petersburg i Limassol zostały miastami partnerskimi, oraz poznaję szczegóły festiwalu kultury rosyjskiej na Cyprze.

Mała Moskwa

Jeśli na rajskiej wyspie Afrodyty znajduje się piekło, to z całą pewnością umiejscowione jest w Limassol, gdzieś pomiędzy resztkami starego miasta a morzem. Przed głównym nadmorskim bulwarem przestrzegają zgodnie niemal wszystkie anglojęzyczne przewodniki. To okolica słynąca z nocnych klubów, w których kupno drinka podczas oglądania erotycznego show może zakończyć się rachunkiem w wysokości kilkuset euro, przy czym osobników niechętnych do płacenia lokalne zbiry eskortują zwykle do najbliższego bankomatu i tłuką tak długo, aż ci wypłacą i oddadzą żądaną kwotę. Wśród prostytutek dominują panie z byłych republik sowieckich, zwane przez miejscowych „natashas". Cóż, takie czasy. W Ameryce Południowej lat temu osiemdziesiąt każda panna lekkich obyczajów zwana była „polacca".

Limassol to nieformalna rosyjska stolica Cypru. Na ulicach sporo rosyjskich restauracji (podczas naszego pobytu akurat otwierała się gruzińska), szyldami wypisanymi cyrylicą kuszą nie tylko witryny kuśnierzy, ale także kniżnyje magaziny, sklepy z wódką i zwykłe spożywczaki, w których królują chłodziarki wypełnione mrożonymi pielmieniami. Czasem pod market podjedzie wypasiony bumer (znaczy się beemka), z którego wyjdzie półnagi facet w spodniach od dresu pilnie potrzebujący o poranku markowego płynnego chleba marki Jim Beam.

Okolice Limassol to także dobitny dowód na to, że Rosjanie ratują nie tylko cypryjską turystykę, ale także budownictwo. Kiedy zjeżdżaliśmy z gór Troodos do Limassol drogą B8, szczególnie w jej górnej części co i rusz pośród lasu można było natknąć się na ukryte w zieleni osiedla zgrabnych jednorodzinnych domów. Kiedyś kupowali je Anglicy, dziś – Rosjanie. Godzinę drogi w górę od dusznego wybrzeża klimat jest swojski – wciąż słonecznie, ale kilka stopni chłodniej, a gęste mieszane lasy przypominają te, które otaczają podmoskiewskie dacze. Podczas gdy my gnamy wynajętą hondą w dół, w przeciwnym kierunku wspinają się pracowicie turystyczne autokary. Co drugi wiezie rosyjską wycieczkę, która wybiera się na całodzienny objazd monastyrów w górach Troodos. Spotkaliśmy wiele takich grup.

Naprawdę drogo jest jednak na przedmieściach Limassol, gdzie stoją wille, jakich nie powstydziłyby się wybrzeża Kalifornii. Widać to doskonale choćby w miejscu, gdzie gigantyczny turystyczny strip ustępuje miejsca zabudowaniom Amatoundy. Tutaj nad samym morzem stoją rezydencje z własnymi plażami, lekkie, przeszklone, czasem niemal wchodzące w fale. To kolejna rosyjska strefa.

Czerwona owca ustępuje

Braterska miłość między Sankt Petersburgiem a Limassol to zaledwie drobny fragment relacji cypryjsko-rosyjskich, których niezmordowanym rzecznikiem i wielkim entuzjastą jest prezydent Dimitris Christofias. To jedyny na stanowisku głowy państwa w UE zdeklarowany komunista, absolwent moskiewskiej Akademii Nauk Społecznych. Sam o sobie mówi, że jest w Unii czerwoną owcą. Osobiście zaangażował się w zdobycie rosyjskich kredytów (idących już w miliardy dolarów), pilnuje także, aby kontrole celne rosyjskich statków handlowych nie były nadmiernie drobiazgowe. To ostatnie doprowadza do szału USA i Wielką Brytanię, które wytykają Cyprowi, że przepuszcza transporty rosyjskiej broni do objętych embargiem krajów Bliskiego Wschodu.

Rosyjskie pieniądze przydają się bardzo w chwili, kiedy system bankowy Cypru bliski jest spektakularnej katastrofy. Miejscowe banki inwestowały w greckie obligacje, udzieliły także kredytów na łączną kwotę ponad 150 miliardów dolarów, z czego dwie trzecie klientom z Grecji, która de facto jest dziś bankrutem. Cypr, który przewodzi dziś Unii Europejskiej, jest jednocześnie krajem który znalazł się pod ścisłą kuratelą tzw. trojki – przedstawicieli Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego. Na środowym spotkaniu z przedstawicielami cypryjskiego rządu, związkowców, banku Laiki i organizacji pozarządowych trojka ogłosiła, że Cypr czeka wieloletnia recesja, a dla uzdrowienia finansów i systemu bankowego potrzeba będzie 11 miliardów dolarów. Wedle analityków „Wall Street Journal" może to być 13 miliardów, a zdaniem agencji Standard and Poor's – nawet 15 miliardów.

Prezydent sprzedaje wyspę

To nie koniec cypryjskich kłopotów. Wyspa cierpi na brak wody i energii elektrycznej. Turcy z północnej części Cypru próbują rozwiązać ten pierwszy problem, budując podmorski wodociąg z Anatolii. Grecy z południa pokładają nadzieję w zacieśnianiu współpracy z Grecją i amerykańskich inwestycjach w instalacje słoneczne. Wszystkich graczy natomiast – Rosjan, Turków, Greków, Amerykanów i Izraelczyków – niezmiernie interesuje eksploatacja złóż gazu odkrytych u wybrzeży Cypru. Tu także Moskwa oferuje pieniądze, technologię i pomoc, a Christofias nie mówi „nie".

Nic dziwnego, że ulubionym zajęciem gazet ukazujących się w okupowanej, tureckiej części Cypru jest oskarżanie prezydenta Dimitrisa Christofiasa o chęć sprzedania wyspy Rosjanom i Żydom. Niedawno hitem wśród plotek politycznych (artykuły na ten temat całkiem na poważnie publikowano na północy) była wieść o tym, że na Cyprze stacjonować będzie 20 tysięcy izraelskich żołnierzy. By uzmysłowić sobie absurdalność tej informacji (mimo to oficjalnie i ostro dementowanej), wystarczy wyobrazić sobie – zachowując proporcje – że któregoś dnia któraś z polskich gazet napisałaby, iż wkrótce nad Wisłą stacjonować będzie 400-tysięczny kontyngent Bundeswehry.

Gdy Cypr przejmował przewodnictwo w UE, w Polsce komentator „Gazety Wyborczej" kpił i wydziwiał – a cóż to za przewodnictwo, skoro kraj maleńki, a kłopoty ogromne. Dziwnie brzmi to w ustach dziennikarza z kraju, który owszem, przewodził ostatnio UE, ale właśnie oskarżony został przez Komisję Europejską o kreatywną księgowość w stylu greckim (chodzi o ukrywanie przez ministra Rostowskiego prawdziwej wysokości długu publicznego). Tymczasem Cypr, choć maleńki, okazuje się dziś dla europejskich mocarstw krajem dużo ważniejszym od Polski, która przez pół roku swej prezydencji mogła pochwalić się jedynie tweetami ministra Sikorskiego i koncertem inauguracyjnym wedle scenariusza Krzysztofa Materny i Kuby Wojewódzkiego.

Czy Dimitris Christofias zrealizuje swój sen o wieczystym sojuszu cypryjsko-rosyjskim? Zostało mu mało czasu. Kadencja kończy się w przyszłym roku, a on ogłosił już, że nie będzie kandydował ponownie. Szedł po władzę obiecując zjednoczenie tureckiego i greckiego Cypru. Poniósł fiasko. Na zielonej linii wciąż muszą stacjonować jednostki ONZ. Jak długo jeszcze? Nie wie nikt.

Tak czy inaczej, z miesiąca na miesiąc Cypr ma coraz bardziej rosyjskie oblicze. Nikt chyba nie zawołał jeszcze „kurica nie ptica, Cypr nie zagranica", ale z pewnością lada moment ktoś to zrobi. I nikogo nie powinno to dziwić. Podczas gdy dla walczących z kryzysem strefy euro biurokratów z Brukseli kraje takie jak Portugalia, Grecja czy Cypr to samo zło i same kłopoty, dla Rosji wyspa Afrodyty jest wspaniałą okazją do wykazania się sercem, wielkodusznością i zasobnością banków (tak moskiewskich, jak i lokalnych instytucji pokroju Russian Commercial Bank). Cypr zawsze marzył o niczym nieskrępowanej wolności, ale jego historia układała się tak, że był czyjś: rzymski, grecki, turecki, angielski – nawet egipski. Czyj będzie teraz? Cholera, o tym nie zdążyłem porozmawiać z panem Kotziasem.

Autor jest publicystą „Uważam Rze" i Radia Wnet

Nas na lotnisku w Larnace przywitały reklamy Russian Commercial Bank

Enosis było przez niemal cały XX wiek jednym z najbardziej nośnych i najgoręcej dyskutowanych haseł cypryjskich Greków i w ogóle wszelkich Greków, niezależnie od miejsca urodzenia. Enosis, czyli zjednoczenie, przyłączenie do Grecji wszystkich ziem zamieszkanych przez Greków. Russian Commercial Bank to z kolei instytucja finansowa należąca do rosyjskiej grupy VTB, ale jego historia jest ponura. Zaczęła się w roku 1963, kiedy Bank Ludowy Związku Sowieckiego otworzył oddział w libańskim Bejrucie. Rzekomo na potrzeby sowieckich interesów gospodarczych w regionie, ale wszyscy wiedzieli, jakie naprawdę interesy finansował.

Potem bank przeniesiono na Cypr, gdzie w 1995 roku przekształcił się w RCB. Tak oto niegdyś sowiecki, a obecnie rosyjski bank wszedł do Unii Europejskiej tylnymi drzwiami. Dostał się do niej wraz z całym Cyprem 1 maja 2004 roku. Dziś trudno znaleźć na wyspie miasto, w którym nie wisiałyby jego reklamy. Od wołania o enosis po królestwo Russian Commercial Bank doprawdy wiele wydarzyło się na wyspie Afrodyty przez ostatnie sześć dekad.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy