Nas na lotnisku w Larnace przywitały reklamy Russian Commercial Bank
Enosis było przez niemal cały XX wiek jednym z najbardziej nośnych i najgoręcej dyskutowanych haseł cypryjskich Greków i w ogóle wszelkich Greków, niezależnie od miejsca urodzenia. Enosis, czyli zjednoczenie, przyłączenie do Grecji wszystkich ziem zamieszkanych przez Greków. Russian Commercial Bank to z kolei instytucja finansowa należąca do rosyjskiej grupy VTB, ale jego historia jest ponura. Zaczęła się w roku 1963, kiedy Bank Ludowy Związku Sowieckiego otworzył oddział w libańskim Bejrucie. Rzekomo na potrzeby sowieckich interesów gospodarczych w regionie, ale wszyscy wiedzieli, jakie naprawdę interesy finansował.
Potem bank przeniesiono na Cypr, gdzie w 1995 roku przekształcił się w RCB. Tak oto niegdyś sowiecki, a obecnie rosyjski bank wszedł do Unii Europejskiej tylnymi drzwiami. Dostał się do niej wraz z całym Cyprem 1 maja 2004 roku. Dziś trudno znaleźć na wyspie miasto, w którym nie wisiałyby jego reklamy. Od wołania o enosis po królestwo Russian Commercial Bank doprawdy wiele wydarzyło się na wyspie Afrodyty przez ostatnie sześć dekad.
Ratunek ze Wschodu
Dlaczego właściwie nie lubicie Rosjan? – pyta pan Kotzias, nieduży, spalony na brąz człowieczek nigdy nierozstający się z wymiętym płóciennym kapelusikiem. „My" to nie tylko Polacy. Kotzias zauważył, że przedstawiciele najrozmaitszych nacji przed wynajęciem pokojów pytają z niepokojem, czy w okolicy nie mieszkają aby turyści z Rosji.
Pan Kotzias z wyglądu przypomina trochę albańskich nielegalnych emigrantów, którzy najmują się na greckich plażach do pilnowania sunbedsów i sunszejdów, czyli leżaków i parasoli. Pozory mylą. W rzeczywistości jest właścicielem imponującego zestawu apartamentów do wynajęcia wypełniających kompleks schludnych piętrowych domków z widokiem na leniwe, bladoniebieskie morze. W Pissouri Bay (pół godziny drogi na zachód od Limassol) konkurować z nim może tylko niedaleki pięciogwiazdkowy hotel Columbia Beach. Kotzias nie ma swojej prywatnej beach, ale ma smykałkę do biznesu: choć sezon jeszcze się nie rozpoczął, osiągnął już w pokojach pełne obłożenie, a każdy z klientów jest przekonany, że zostając u Kotziasa, zrobił interes życia. Każdy przy tym – z nami włącznie – obiecał mu, że zachowa sekrety swego dealu dla siebie i nie będzie dzielił się szczegółami z innymi lokatorami. Wygląda na to, że także miejscowy urząd skarbowy jest wyłączony z grona poinformowanych – gotówka krąży z rąk do rąk, a jedynym dowodem przeprowadzenia transakcji są szerokie uśmiechy: Kotziasa i turystów.
– Oni CHCĄ do nas przyjeżdżać! – mówi zwycięsko Kotzias i dyskusja o Rosjanach właściwie jest zamknięta. – Nawet nie musimy ich zapraszać, a oni przyjeżdżają!
Próby wytłumaczenia Kotziasowi, że przez wiele lat Rosjanie przyjeżdżali do Polski i jej sąsiednich krajów, mimo że ich wcale nie zapraszaliśmy, kończy się sukcesem dopiero wtedy, gdy sięgam po analogie tureckie. – Wyobraź sobie, że goszczą u ciebie Turcy, klepią po ramieniu i mówią, że wszyscy jesteście jedną wielką turecką rodziną – mówię. Ta wizja wstrząsa Kotziasem do głębi.