Pięćdziesiąt lat temu, 11 października 1962 roku, rozpoczął się Sobór Watykański II. Jak niemal każdy poprzedni – a w każdym razie jak każdy sobór realnie znaczący – Vaticanum II wprowadziło w świat Kościoła równocześnie porządek i zamęt. Porządek – ponieważ po burzliwych debatach przyjęte zostały pewne rozstrzygnięcia kościelne obowiązujące wszystkich, w kwestiach, które od dawna oczekiwały rozwiązania autorytatywnego i zarazem wspólnego. Zamęt – ponieważ każdy taki „przeskok" w tradycji trochę dezorientuje, daje okazję do ujawnienia się ciasnoty konserwatystów i pychy reformatorów.
Wśród obfitej twórczości soborowej jedynie niewielka część odbierana była jako sporna: niektóre sformułowania konstytucji o liturgii, nauka o kolegialności biskupów, nowe akcenty w nauce o Kościele, „katolickie zasady ekumenizmu", dialogowe nastawienie do religii niechrześcijańskich, a przede wszystkim – najeżona trudnościami teologicznymi i prawnymi nauka o wolności religijnej. Kontrowersyjne było milczenie soboru w kwestii komunizmu (fakt ten był jednak szalenie uspokajający dla „obserwatorów" sowieckich...), biorąc pod uwagę, że równocześnie omawiano wiele zagadnień, z bombą atomową włącznie.
Pod wszystkimi dokumentami soboru widniały podpisy liderów zarówno „konserwatystów", jak i „liberałów". Nikt nie wyjeżdżał z soboru z poczuciem pełnej wygranej opcji, które uważał za najlepsze dla Kościoła czy wręcz jedynie słuszne. Ale jak zwykle jedni wyjeżdżali z poczuciem, że „mimo wszystko zrobiliśmy krok naprzód!", drudzy zaś z niepokojącym przeświadczeniem, że „byłoby źle, ale powstrzymaliśmy katastrofę". Większość jednych i drugich zdolna była do przyznania, że sobór stał się kryterium obowiązującym wszystkich, że kończy to „przeciąganie liny" między stronnictwem zmiany i stronnictwem porządku.
Dogmaty tracą na znaczeniu
Zadaniem soborów nie jest jedynie powtarzanie innymi słowami tych samych sformułowań. Mogą one dokonywać rozwoju doktryny: nie zmieniając „tego, co zawsze", czynią bardziej wyraźnym bądź naświetlają to, co z jakiegoś powodu pozostawało dotąd w mroku „różnych zdań". Takie zadanie stanęło również przed Vaticanum II: nie zmieniając istotnej treści depozytu wiary, przystąpił do uwyraźnień i naświetleń doktrynalnych, które już poczynając od Leona XIII (papieża w latach 1878–1903) okazywały się coraz bardziej potrzebne, a w zderzeniu z totalitaryzmami stały się niezbędne. Sobór, choć nie zawsze doskonale, wzmacniał po prostu rozwiązania i kierunki działania wprowadzone do liturgii, teologii i nauki społecznej przez Leona XIII, Piusa X, Piusa XI i Piusa XII. Jednak nie sposób było wędrować w tych kierunkach w nieskończoność, na złamanie karku.
Statystyki soborowych głosowań dawały jednoznaczny sygnał: w przypadku około dwustu ojców z tak zwanego skrzydła konserwatywnego możliwości dalej idących zmian zostały wyczerpane. To, co znalazło się w oficjalnych dokumentach, było maksimum zmian możliwych do przyjęcia dla tej części Kościoła. Rzecz nie w liczbach: ta „opozycja" została przegłosowana, mimo że w toku debat była w stanie prezentować bardzo rzeczowe zastrzeżenia. Można ubolewać, że istnienie tego mocnego głosu nie zostało wzięte poważnie.
Późniejsza „realizacja postanowień soboru" to temat zasadniczo odrębny od zagadnienia samego Vaticanum II. Treści dokumentów soborowych, wypracowane w trudzie i sporze jako wspólna droga Kościoła, bywały w praktyce traktowane jako zielone światło do daleko głębszych zmian. Jakiś niepisany pakt lojalności został zerwany, chociaż nieustannie żądano lojalności. Niezależnie od rozkręcanego systemu synodalnych konsultacji, władza Stolicy Apostolskiej używana bywała w stylu zupełnie „przedsoborowym" – żelazną ręką łamano wątpliwości – a równocześnie w aurze absolutyzmu oświeconego, liczącego się bardziej z „ekspertami" niż z dziedzictwem.
Epatując rzekomym wstrętem do „jurydyzmu", przedstawiano dokumenty Vaticanum II jako „eseje, a nie dokumenty". A przecież fragmenty tych samych tekstów były otaczane nabożeństwem większym niż dogmaty. Ujawniła się niezwykła moc struktur wyjętych ze zwykłej odpowiedzialności, osobistej czy instytucjonalnej: sekretariatów, nadzwyczajnych komisji, grup roboczych.