Bez powrotu
Od 2007 roku, kiedy wydała siódmą i ostatnią część cyklu, wszyscy zastanawiają się, czy zmieni zdanie i wskrzesi małego czarodzieja? Ona sama twierdzi, że nie ma takiej możliwości, a pieniędzy już nie potrzebuje. Z majątkiem ocenianym na jakiś miliard dolarów jest najbogatszą kobietą na Wyspach Brytyjskich; przebiła nawet królową. Zważywszy że sprzedaż książek o Potterze przekroczyła 450 milionów egzemplarzy i powoli zbliża się do pół miliarda, co czyni cykl najpopularniejszym w historii, nie wydaje się to bardzo zaskakujące. Tym bardziej że wielkimi hitami były także adaptacje filmowe. Zamykająca cykl część druga „Harry'ego Pottera i insygniów śmierci" to czwarty wśród najbardziej kasowych filmów wszech czasów (ponad 1,3 miliarda dolarów).
Nie przytaczam tu tych kwot, by nimi epatować, tylko aby pokazać, o jakich pieniądzach mowa. Dochody z Harry'ego Pottera są znacznie wyższe niż produkt krajowy brutto niezbyt dużego i średnio zamożnego (ale bynajmniej nie biednego) państwa europejskiego, np. Czarnogóry (4,5 mld dolarów). I dopiero kiedy sobie to uświadomimy, możemy zrozumieć skalę wyzwań, jaka stanęła przed Joanne Rowling po zakończeniu cyklu, i finansową wagę jej decyzji. Decyzji, do której nie była wcale zmuszona ani dramaturgią (w ostatniej części Potter się żeni, mamy więc nowe otwarcie), ani podupadającą popularnością bohatera, ani podeszłym wiekiem czy chorobą (pisarka ma 47 lat, co w tym fachu jest właściwie etapem młodzieńczym). Rowling postanowiła po prostu dotrzymać słowa, zamknąć swoją historię w siedmiu tomach, tak jak pierwotnie deklarowała, i nie uległa ani perswazji wydawców, ani oczekiwaniom publiczności. A przecież mogła zmienić zdanie i nikt nie miałby jej tego za złe. Wprost przeciwnie, miliony wielbicieli byłyby jej wdzięczne. Tak jak innym autorom (lub ich spadkobiercom), dzięki którym mogli wrócić do ulubionych bohaterów.
Bourne i pan Tomasz
W literaturze popularnej nierzadkie są przecież nawet zmartwychwstania, poczynając od mitu założycielskiego, czyli wskrzeszenia Sherlocka Holmesa w 1903 roku przez Arthura Conan Doyle'a dziesięć lat po jego śmiertelnym upadku do wodospadu. Ba, znane są wcale liczne przypadki, że bohater bestsellerowej serii działa dalej, mimo iż jego twórca zmarł. Tu za przykład mogą służyć choćby Jason Bourne, znany z książek Roberta Ludluma (ostatnio święcący triumfy w kinach).
Co zabawne, ów heros za życia swojego twórcy pojawił się tylko w trzech powieściach, a po jego odejściu aż w sześciu. Zza grobu Ludlum pisze na tyle dobrze, że jedna z jego powieści będzie nawet ekranizowana. Zresztą i w Polsce mamy przypadek równie spektakularny co autora „Tożsamości Bourne'a". Seria Zbigniewa Nienackiego o Panu Samochodziku za życia autora liczyła raptem 15 tomów, a po jego śmierci rozrosła się do ponad 100! Pisarze zmieniają też swoje decyzje, jak choćby Marek Krajewski, który najpierw oficjalnie zakończył serię o Eberhardzie Mocku, później dopisał jej kolejne części, a następnie dokonał czegoś, co nazywa się fachowo crossover, czyli połączył dwa w jednym. Doprowadził do spotkania nowego bohatera, polskiego komisarza Edwarda Popielskiego ze Lwowa ze starym, czyli Niemcem Mockiem z Breslau. Tym samym akcja wróciła do ukochanego przez pisarza Wrocławia, który był w książkach Krajewskiego bardzo ważnym aktorem.
Najsprawniejsi twórcy literatury popularnej robią wręcz coś w rodzaju sondaży. Np. Harlan Coben (którego książki czytają miliony czytelników, a wśród nich, uwiecznieni z nimi na zdjęciach, Bill Clinton i Donald Tusk) najwyraźniej uznał, że brak mu już pomysłów na kolejne powieści o Myronie Bolitarze i od dwóch lat, oficjalnie nie kończąc serii, publikuje thrillery o jego bratanku Mickeyu. Kto wie, może ludzie polubią go jak stryjka...
Joanne Rowling mogła wybrać każdą z tych dróg. Mogła też pisać prequele (czyli o tym, co działo się przed wejściem na arenę Harry'ego Pottera), crossovery (krzyżować jego drogi z nowymi bohaterami), rebooty (opowieści spoza serii z tą samą postacią) czy po prostu sequele, ale wybrała inaczej. Postawiła na pisarską samodzielność i choćby z tego powodu należy jej się szacunek. Ale nie tylko z tego. Jej „Trafny wybór" to bardzo przyzwoita literatura, podejmująca całkiem poważne problemy. Ma tylko jedną wadę: można odnieść wrażenie, że parę podobnych historii już w życiu czytaliśmy albo oglądaliśmy.