Harry Potter i bohaterowie bestsellerów

Ani śmierć autora, ani głównego bohatera nie przeszkadza w kontynuacji popularnego cyklu. Chyba że pisarz się uprze, jak Joanne Rowling, która powieścią „Trafny wybór” zaczęła nowe życie

Aktualizacja: 30.11.2012 14:36 Publikacja: 30.11.2012 11:00

Harry Potter i bohaterowie bestsellerów

Foto: PAP

Najwięcej zarabia się na sequelach – to jedna z najważniejszych zasad rządzących show-biznesem. Kto nie wierzy, niech spojrzy na listy bestsellerów i do box office'ów, gdzie królują cykle i kontynuacje. Ta prawidłowość dotyczy zarówno filmów (w pierwszej dziesiątce kinowych hitów USA w 2011 roku jest aż osiem ciągów dalszych!), gier komputerowych, jak i literatury popularnej.

Zobacz na Empik.rp.pl

Wystarczy sprawdzić polskie podsumowanie najlepiej sprzedających się książek beletrystycznych ubiegłego roku, by się o tym przekonać. Kolejne części cykli Stiega Larssona („Millennium"), Camilli Laeckberg (dzieje pisarki Erice Falck z Fjaelbbecki), George'a R.R. Martina („Gra o tron"), Stephenie Meyer („Zmierzch") czy Marka Krajewskiego okupują większość miejsc w czołowej dwudziestce. Przyczyny wydają się oczywiste: popularny bohater nie potrzebuje już wielkiej promocji, odbiorcy czekają na jego kolejne przygody, można na nim zarabiać na kilka sposobów (by pozostać przy Harrym Potterze – na grach komputerowych i filmach).

Nie dziwi więc, że niektórzy twórcy pozostają wierni swoim bohaterom przez całe pisarskie życie, by wspomnieć choćby Terry'ego Pratchetta, który swój „Świat dysku" pisze już od 30 lat (i ma na swoim koncie ponad 40 części), czy naszą Małgorzatę Musierowicz („tylko" 19 tomów „Jeżycjady" przez 35 lat). Ale nie brakuje i takich, którzy mimo wielkich sukcesów ogłaszają zamknięcie cyklu.

Co wtedy? Strategii jest kilka. Joanne K. Rowling wybrała najbardziej radykalną. Postanowiła zacząć wszystko od nowa. Napisała powieść obyczajową bez magii i potworów, której bohaterów z Harrym Potterem łączy tylko wiek (bo dominują wśród nich nastolatki).

Bez powrotu

Od 2007 roku, kiedy wydała siódmą i ostatnią część cyklu, wszyscy zastanawiają się, czy zmieni zdanie i wskrzesi małego czarodzieja? Ona sama twierdzi, że nie ma takiej możliwości, a pieniędzy już nie potrzebuje. Z majątkiem ocenianym na jakiś miliard dolarów jest najbogatszą kobietą na Wyspach Brytyjskich; przebiła nawet królową. Zważywszy że sprzedaż książek o Potterze przekroczyła 450 milionów egzemplarzy i powoli zbliża się do pół miliarda, co czyni cykl najpopularniejszym w historii, nie wydaje się to bardzo zaskakujące. Tym bardziej że wielkimi hitami były także adaptacje filmowe. Zamykająca cykl część druga „Harry'ego Pottera i insygniów śmierci" to czwarty wśród najbardziej kasowych filmów wszech czasów (ponad 1,3 miliarda dolarów).

Nie przytaczam tu tych kwot, by nimi epatować, tylko aby pokazać, o jakich pieniądzach mowa. Dochody z Harry'ego Pottera są znacznie wyższe niż produkt krajowy brutto niezbyt dużego i średnio zamożnego (ale bynajmniej nie biednego) państwa europejskiego, np. Czarnogóry (4,5 mld dolarów). I dopiero kiedy sobie to uświadomimy, możemy zrozumieć skalę wyzwań, jaka stanęła przed Joanne Rowling po zakończeniu cyklu, i finansową wagę jej decyzji. Decyzji, do której nie była wcale zmuszona ani dramaturgią (w ostatniej części Potter się żeni, mamy więc nowe otwarcie), ani podupadającą popularnością bohatera, ani podeszłym wiekiem czy chorobą (pisarka ma 47 lat, co w tym fachu jest właściwie etapem młodzieńczym). Rowling postanowiła po prostu dotrzymać słowa, zamknąć swoją historię w siedmiu tomach, tak jak pierwotnie deklarowała, i nie uległa ani perswazji wydawców, ani oczekiwaniom publiczności. A przecież mogła zmienić zdanie i nikt nie miałby jej tego za złe. Wprost przeciwnie, miliony wielbicieli byłyby jej wdzięczne. Tak jak innym autorom (lub ich spadkobiercom), dzięki którym mogli wrócić do ulubionych bohaterów.

Bourne i pan Tomasz

W literaturze popularnej nierzadkie są przecież nawet zmartwychwstania, poczynając od mitu założycielskiego, czyli wskrzeszenia Sherlocka Holmesa w 1903 roku przez Arthura Conan Doyle'a dziesięć lat po jego śmiertelnym upadku do wodospadu. Ba, znane są wcale liczne przypadki, że bohater bestsellerowej serii działa dalej, mimo iż jego twórca zmarł. Tu za przykład mogą służyć choćby Jason Bourne, znany z książek Roberta Ludluma (ostatnio święcący triumfy w kinach).

Co zabawne, ów heros za życia swojego twórcy pojawił się tylko w trzech powieściach, a po jego odejściu aż w sześciu. Zza grobu Ludlum pisze na tyle dobrze, że jedna z jego powieści będzie nawet ekranizowana. Zresztą i w Polsce mamy przypadek równie spektakularny co autora „Tożsamości Bourne'a". Seria Zbigniewa Nienackiego o Panu Samochodziku za życia autora liczyła raptem 15 tomów, a po jego śmierci rozrosła się do ponad 100! Pisarze zmieniają też swoje decyzje, jak choćby Marek Krajewski, który najpierw oficjalnie zakończył serię o Eberhardzie Mocku, później dopisał jej kolejne części, a następnie dokonał czegoś, co nazywa się fachowo crossover, czyli połączył dwa w jednym. Doprowadził do spotkania nowego bohatera, polskiego komisarza Edwarda Popielskiego ze Lwowa ze starym, czyli Niemcem Mockiem z Breslau. Tym samym akcja wróciła do ukochanego przez pisarza Wrocławia, który był w książkach Krajewskiego bardzo ważnym aktorem.

Najsprawniejsi twórcy literatury popularnej robią wręcz coś w rodzaju sondaży. Np. Harlan Coben (którego książki czytają miliony czytelników, a wśród nich, uwiecznieni z nimi na zdjęciach, Bill Clinton i Donald Tusk) najwyraźniej uznał, że brak mu już pomysłów na kolejne powieści o Myronie Bolitarze i od dwóch lat, oficjalnie nie kończąc serii, publikuje thrillery o jego bratanku Mickeyu. Kto wie, może ludzie polubią go jak stryjka...

Joanne Rowling mogła wybrać każdą z tych dróg. Mogła też pisać prequele (czyli o tym, co działo się przed wejściem na arenę Harry'ego Pottera), crossovery (krzyżować jego drogi z nowymi bohaterami), rebooty (opowieści spoza serii z tą samą postacią) czy po prostu sequele, ale wybrała inaczej. Postawiła na pisarską samodzielność i choćby z tego powodu należy jej się szacunek. Ale nie tylko z tego. Jej „Trafny wybór" to bardzo przyzwoita literatura, podejmująca całkiem poważne problemy. Ma tylko jedną wadę: można odnieść wrażenie, że parę podobnych historii już w życiu czytaliśmy albo oglądaliśmy.

Miasteczko

Akcja powieści rozgrywa się w miasteczku Pagford, gdzieś na angielskiej prowincji, a zaczyna od niespodziewanej śmierci lokalnego działacza społecznego, powszechnie lubianego radnego Barry'ego Fairbrothera (nazwisko znaczące, oznacza porządnego brata). Ten klocek domina wyciągnięty ze skomplikowanej układanki powoduje serię katastrof zwieńczoną prawdziwą ludzką tragedią. Okazuje się, że walka o zwolnione w radzie miasta miejsce rozpala emocje lokalnych elit, staje się problemem społecznym, politycznym i personalnym, bo zbliża się ważne głosowanie nad odłączeniem od zamożnego miasteczka biednej peryferyjnej dzielnicy. Zmarły nagle Fairbrother, który sam pochodził z tej nieciekawej okolicy, stanowczo się temu sprzeciwiał.

Znajdziemy w „Trafnym wyborze" ciekawą galerię pełnokrwistych postaci: lokalnego bogacza, jego bezwolnego syna, synową nimfomankę, rodzinę Hindusów podziwianych przez otoczenie, ludzi z marginesu, pracowników opieki socjalnej, chorego psychicznie nauczyciela. Interesująco pokazane są tu podziały klasowe, angielska prowincja, a nade wszystko problemy czasu dorastania. Przyznać trzeba, że Joanne Rowling (podobnie jak, paradoksalnie, w cyklu o Harrym Potterze) okazuje się jedną z najlepszych literackich specjalistek od młodzieży.

W cyklu o małym czarodzieju dojrzewanie bohaterów obserwowaliśmy na drugim planie, bo na pierwszym była magia i potwory, w „Trafnym wyborze" pozornie też tak jest, bo obserwujemy konflikty w świecie dorosłych. Jednak wielką siłą tej powieści są opisy rozterek młodocianych bohaterów: adoptowanego Fatsa Walla, jego zastraszonego przez ojca przyjaciela Andrew, wyrwanej z Londynu na prowincję Gai, wyśmiewanej przez otoczenie Hinduski Sukh- vinder. To w ich życiu śmierć wspierającego ich, powiązanego z ich rodzicami przyjaźnią Fairbrothera poczyniła największe spustoszenie.

Oczywiście, najbardziej intrygującym pytaniem przy okazji wydania „Trafnego wyboru" jest, czy Joanne K. Rowling jako pisarka poradzi sobie bez Harry'ego Pottera. Wygląda na to, że tak. Trudno powiedzieć, że mamy do czynienia z dziełem wybitnym, podejmującym nieodkryte tematy czy wytyczającym nowe drogi w literaturze popularnej. To tylko i aż dobrej jakości powieść obyczajowa, przeznaczona dla szerokiej publiczności. Książka spodobała się już czytelnikom. Natychmiast po wydaniu wylądowała na 1. miejscu listy bestsellerów „New York Timesa" (detronizując „50 twarzy Greya"). Przez pierwszy tydzień sprzedała się w USA w 375 tysiącach egzemplarzy, a fachowcy szacują, że bez trudu osiągnie poziom 2,5 miliona. Można więc mówić o sukcesie, ale, oczywiście, nie na miarę Pottera. Cóż, nie zdarzyło się jeszcze, by pisarz po zamknięciu popularnego cyklu przeskoczył jego sukces. I nic nie wskazuje na to, żeby w przypadku Rowling miało być inaczej.

Autor  jest pisarzem i publicystą.  W TVN 24 prowadzi poświęcony literaturze program „Xięgarnia"

Najwięcej zarabia się na sequelach – to jedna z najważniejszych zasad rządzących show-biznesem. Kto nie wierzy, niech spojrzy na listy bestsellerów i do box office'ów, gdzie królują cykle i kontynuacje. Ta prawidłowość dotyczy zarówno filmów (w pierwszej dziesiątce kinowych hitów USA w 2011 roku jest aż osiem ciągów dalszych!), gier komputerowych, jak i literatury popularnej.

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał