Wojna Snerga

Adam Wiśniewski-Snerg jest jednym z tych pisarzy science fiction, których twórczość po śmierci zyskała na znaczeniu. W tym roku przypada 40. rocznica wydania jego debiutanckiej, najsłynniejszej i zarazem najlepszej powieści „Robot”.

Publikacja: 09.02.2013 00:01

Wojna Snerga

Foto: Plus Minus

Red

Książka opuściła drukarnię wiosną 1973 roku, ale w księgarniach pojawiła się dopiero latem – wtedy nikt się z niczym nie spieszył. Rozpoczyna ją scena instruowania bohatera, kim jest i na czym polega jego rola, a także przechodzenia przez coś w rodzaju taśmy produkcyjnej, na której roboty z serii BER podlegają końcowym etapom obróbki. Niektóre są likwidowane, gdy „odchylenie od normy przekroczyło wartość  krytyczną". Siła, która powołała osobnika BER-66 do istnienia, mówi o sobie: „my, mniej od ciebie ograniczeni", a także wspomina o stojących wyżej zleceniodawcach. Jest to zasygnalizowanie teorii Nadistot, którą sprecyzowano w dalszych rozdziałach.

Robot BER-66 rusza w nieznaną sobie rzeczywistość, do rozpoznawania której został przeszkolony – jego zadaniem jest zbieranie informacji. Wyposażono go w ciało oraz imitację wolnej woli w takim zakresie, w jakim jest to niezbędne do realizacji zadania. Zakończenie misji wiąże się z unicestwieniem: „Los twój jest ściśle związany z tamtym zamkniętym hermetycznie światem, zostałeś tak skonstruowany, że istnienie twoje tutaj nie miałoby najmniejszego sensu". Wszystkie polecenia i informacje podane są w sposób kategoryczny, aby BER-66 nie miał złudzeń, kto tu rządzi. BER-66 jest w położeniu zwykłego zjadacza chleba zmuszonego do spędzenia niewiadomego czasu na tym padole, w nieznanym celu i bez specjalnej nadziei na zaszczytny koniec. W tym sensie jego los jest metaforą życia ludzkiego.

Drugi walor powieści Adama Wiśniewskiego-Snerga to warstwa wizyjna, opis miasta wyrwanego „z korzeniami" ze swego otoczenia i uniesionego w kosmos wraz z mieszkańcami, którzy dociekają, co właściwie zaszło. Jednocześnie sprawcy porwania budują model miasta w momencie rozpoczęcia operacji, która dla ludzi jest tragedią. Z pewnych powodów (efekty relatywistyczne?) czas w „mieście posągów" biegnie dużo wolniej, a ludzie poruszający się po ulicach, wylatujący w powietrze w wyniku zderzenia itp., zachowują się właśnie jak posągi o dużej masie i bezwładności. Wszystko to Snerg wyliczył według wzorów fizycznych, co zostało dostrzeżone i nawet panowała opinia, że nieznany nikomu autor to występujący pod pseudonimem fizyk.

Oblana matura

Życie nie głaskało Adama Wiśniewskiego po głowie. Ojciec utonął w Wiśle jeszcze podczas okupacji, idąc na ratunek starszemu synowi. Wpływ na to miało osłabienie spowodowane ciężkim pobiciem tydzień wcześniej przez Niemców. Tuż po wojnie w wypadku kolejowym zginęła matka. „Pociąg zatłoczony, oni stali na stopniach. Mijał ich drugi pociąg, ruski. Na platformie była żelazna żerdź. Wystawała. Wszystkich zgarnęła, wszystkich sześcioro". I tak przed ukończeniem dziesięciu lat Adam stracił oboje rodziców. Wychowała go młodsza siostra matki Jadwiga Jędrzejowska.

Na tym nie koniec nieszczęść: za działalność antykomunistyczną dostał się do więzienia starszy brat Stanisław, ów ocalony przez ojca od utopienia. Osadzony we Wronkach, wyszedł dopiero w 1956 roku.

Wydarzeniem, które zaważyło na całym dalszym życiu Adama Wiśniewskiego, była eksternistyczna matura. Po wyśmienicie zdanych egzaminach z fizyki i matematyki oblała go polonistka, kładąc kres wymarzonemu studiowaniu fizyki na uniwersytecie. Zamiast za rok spróbować powtórnie, obraził się na cały świat i wybrał egzystencję samotnika żyjącego dla siebie i po swojemu. Ożenił się z Krystyną Wawer, dziewczyną z sąsiedniej ulicy w Falenicy, ale małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Krystyna nie chciała żyć tak jak Snerg – przybrał ten pseudonim od określenia fizycznego „suma energii" – i po rozwodzie wyjechała do Ameryki.

Wcześniej zdążyła pięciokrotnie przepisać na maszynie powieść, którą Snerg wtedy ukończył. „Praca nad »Robotem« trwała cztery lata. Nie ślęczał nad nim każdego dnia, ale powieść pisana była niezwykle pedantycznie. Każda strona była dyskutowana, rozdziały poprawiane, przepisywane na nowo i na nowo". Biorąc pod uwagę słuszne rozmiary książki, można sobie wyobrazić,  jak tytaniczna była to praca. Tym bardziej że ogromną ilość czasu zajmowały Snergowi obliczenia. Ostatecznie książka, odrzucona w Czytelniku, ukazała się w Wydawnictwie Literackim – sam Lem podobno odradzał jej publikację – dzięki zauroczeniu jednej z redaktorek.

Sformułowaną w „Robocie" koncepcję Nadistot autor nazwał teorią względności życia. Snerg podzielił całe występujące na Ziemi życie na generacje, nadał im numery oraz nazwy. I tak generacja zero, czyli chemiczna, obejmuje minerały, generacja 1 – botaniczna – rośliny; generacja 2, zoologiczna, grupuje zwierzęta, i dopiero generacja 3, psychologiczna, uwzględnia umysły. Podział ten narzuca dwie reguły: każda kolejna generacja żywi się poprzednią, a niższe generacje nie postrzegają przedstawicieli generacji wyższych, czyli swych nadistot. Tak więc rośliny są nadistotami minerałów, zwierzęta nadistotami roślin, a umysły nadistotami zwierząt. Czy umysły mają własne nadistoty, tego rozstrzygnąć nie możemy, jako że postrzeganie ich pozostaje poza naszym zasięgiem. Ta hierarchia bytów przedłuża się w nieskończoność; co znajduje się na końcu, można jedynie domniemywać.

Nadistoty z Hollywood?

Jeśli teoria Nadistot jest słuszna, mielibyśmy nad sobą generację umysłów pozbawionych ciała, które by się nami żywiły (np. naszymi emocjami czy rojeniami sennymi); natomiast nadumysły by nas uprawiały – jak my rośliny. Istota hodowana albo uprawiana nie odróżnia stosowanych przy tym zabiegów od zjawisk, które uważa za naturalne. Cała nasza planeta, jej góry, chmury i oceany, są być może tworem sztucznym, stworzonym ze względu na nas – jak klatki, które budujemy dla królików.

Snerg wierzył, że teoria Nadistot jest jego oryginalnym odkryciem. Nie wiedział, że podobna hierarchia, wzięta od Arystotelesa, była już znana w średniowieczu, jak o tym zapewnia C.S. Lewis w książce „Odrzucony obraz". Jakkolwiek było, Snerg rozwinął ją i dopełnił, czyniąc w tym kontekście ciekawe spostrzeżenia. Pół żartem, pół serio mawiał, że naszymi nadistotami są zboża, skoro nie szczędząc trudu, obsiewamy nimi corocznie wielkie połacie lądu, zbieramy ich ziarna i przechowujemy w spichrzach, by z wiosną cały proceder mógł się rozpocząć od nowa.

W 1999 roku wszedł na ekrany „Matrix" w reżyserii braci Wachowskich. Natychmiast zauważono, że film wykazuje wiele zbieżności z twórczością Adama Wiśniewskiego-Snerga; niektórzy mówili wręcz o plagiacie. Najbardziej spektakularne podobieństwo dotyczy dwóch scen z „Matriksa". W pierwszej Neo zostaje zbudzony z wieloletniego snu-trwania w swoim pojemniku zalanym przezroczystą cieczą. Wychylając się poza jego krawędź, widzi „we wszystkich kierunkach przestrzeni" niezliczoną ilość identycznych pojemników, w których tkwią pogrążone w letargu osobniki takie jak on. Jest to niemal dosłowne przytoczenie sceny z opowiadania Wiśniewskiego-Snerga „Anioł przemocy".

„Odkryła, że leży we wnętrzu szklanego prostopadłościanu. Jej nagie ciało zalewał przeźroczysty płyn. W nagłej ciszy, która nastąpiła po serii jadowitych syków, odezwał się przy jej uchu miły kobiecy głos: – Przykro nam bardzo, ale musieliśmy przerwać wyświetlanie twojego filmolosu. (...) Po 120 latach oczekiwania w kolejce uzyskałaś prawo do jednej doby autentycznego życia. Miejsce zwolnione zostanie za godzinę i dlatego musieliśmy cię obudzić. Przygotuj się! Za kwadrans szybkobieżna winda podniesie twoją kabinę na wysokość czterech kilometrów – aż do samego dachu Europy. Zobaczysz tam prawdziwe słońce, znajdziesz wodę i drzewa. Raz jeszcze przepraszamy za wyłączenie filmolosu. Gratulujemy i życzymy przyjemnych wrażeń!

We wszystkich kierunkach przestrzeni poza szybami ciasnych jak trumny prostopadłościanów spoczywały postacie ludzi pogrążonych we śnie. Tylko Lucyna leżała z otwartymi oczami. Przez kilkanaście minut patrzyła w dal na miliony nagich ciał symetrycznie rozlokowanych w szklanych korytarzach, których ściany emitowały światło i zbiegały się w nieskończoności".

Druga z dyskusyjnych scen filmu ukazuje zmechanizowane zbieranie jaj zawierających ludzkie embriony. Automaty zrywają owe jaja (w scenariuszu: strąki) jak wielkie owoce.

Towarzyszy temu komentarz Morpheusa, który opowiada tę wizję Neo: „Są na Ziemi bezkresne pola, na których istoty ludzkie nie rodzą się, tylko rosną. Długo w to nie wierzyłem, aż zobaczyłem te pola". Kamera ukazuje ciągnące się aż po horyzont owe plantacje ludzi utrzymywanych przy życiu przez podobne do roślin urządzenia.

Scena druga jest wariantem pierwszej. Pod względem zasadniczego celu i działania oba typy pojemników nie różnią się: przechowując ludzkie organizmy, zapewniają im pożywienie i bezpieczeństwo. Nadto dostarczają uwięzionym iluzji doskonałej, iż otacza ich zupełnie inna rzeczywistość, w której mogą wpływać na bieg zdarzeń. Identyczna pod względem realności iluzja jest odtwarzana bohaterce we wcześniejszych partiach opowiadania „Anioł przemocy".

Wspólna filmowi i twórczości Snerga jest też estetyka, jaką się posługują (scena eksmisji Neo z wypełnionego przeźroczystym płynem gniazda, wessania go przez lej, transportu przez rurociąg i wydostania ze zbiornika, scena budzenia Neo w pojemniku lub scena, gdy czarny płyn zalewa pęki przewodów). Skojarzenie z opisami działania Mechanizmu z „Robota" jest bardzo natrętne:

„Podłoga komory zwinęła się w śliski lej. Z jego gardła wykipiała smolista czerń i zalała wszystko. Gdzieś w górze błysnęło światło. Nim zgasło, ujrzałem w jego pomarańczowym blasku prześwietloną na wskroś spienioną falę, która wypchnęła błonę stropu i z rykiem wtargnęła do komory, wciągając mnie w głąb. (...) Ślizgałem się na wstęgach ruchomych czujników we wnętrzu długiej przeźroczystej rury, opasanej konwulsyjnie pulsującym wężem – niczym pierwszy przełknięty kęs w trzewiach głodzonego olbrzyma. Skamieniałem u celu: głęboka źrenica jak wylot groźnej broni w świetlnej smudze zatoczyła wokoło mnie szeroki krąg. Kiedy się zwarła, pochwycony przez mięsiste cęgi zakreśliłem łuk nad przepaścią i wróciłem nad krawędź leja".

Albo inny opis: „Fragment sufitu rozłamał się na dwie połowy, ukazując szklaną kopułę wypełnioną przejrzystym płynem. Warkocze srebrnych kabli zwinęły się w nim, zatrzepotały konwulsyjnie i wyprężając się na wszystkie strony, przyczaiły w postaci wieloramiennego pęku. (...) Ciało zsunęło się w miękkie różowe koryto. Przy akompaniamencie głośnego furkotu, jaki wydawały plastikowe ścięgna, wpełzło do długiej spiralnej nory, skąd ślimakiem transportera pod szeregiem rozdygotanych czujników przecisnęło się znów na zewnątrz i przywarło do lśniącej błony. Miąższ rozwartego poniżej gardła nadął się wokół trupa w oślizgły balon. Ciało skręciło się w nim po raz ostatni i z mlaśnięciem jak wystrzał wpadło w błękitną czeluść".

Estetyka owych lejów, rur, przewodów, mechanicznych macek, ramion, ścięgien i łodyg, kabli zasilających jest w „Matriksie" ważnym elementem scenograficznym, decydującym o sukcesie wizualnym filmu i wywołującym u widza fascynację i niepokój. Użycie tych rekwizytów służy i w „Matriksie", i u Wiśniewskiego-Snerga (zwłaszcza w „Robocie") temu samemu celowi: ukazaniu świata mechanicznego i automatycznego, gdzie człowiek jest tylko nieliczącym się elementem odgórnie zaplanowanych operacji.

Wyjście ostateczne

Po początkowych sukcesach literackich Snerg z trudem wiązał koniec z końcem. Skupił się na jednolitej teorii czasoprzestrzeni, jak nazwał koncepcję, która miała zakasować teorię względności Einsteina. Był przeświadczony, że wpadł na trop wielkiego odkrycia, które zrewolucjonizuje fizykę, a jego samego postawi wśród najwybitniejszych naukowców świata. Niestety, tu dał się we znaki brak odpowiedniego wykształcenia: nie potrafił nadać swej koncepcji rygorów formalnych i wykonać potwierdzających jej słuszność obliczeń. W efekcie pętał się jak intruz po instytutach fizyki, naukowcy unikali go jak ognia, widząc w nim jednego z nawiedzonych szaleńców, którym lepiej nie wchodzić w drogę. Za ostatnie pieniądze sfinansował wydanie broszurki „Jednolita teoria czasoprzestrzeni", w której zawarł swą ideę. Nie wzbudziła najmniejszego zainteresowania. Po śmierci autora znaleziono cały nakład w piwnicy.

W roku 1995 Adam Wiśniewski-Snerg liczył 58 lat, ale nie pracując nigdy etatowo, nie mógł liczyć na emeryturę. Sporo palił, a w pewnym okresie także i pił, zaczął więc szwankować na zdrowiu, a leczyć się nie miał za co. Fiasko poniosła jego teoria czasoprzestrzeni, zawiodła go także literatura. Żona opuściła go już wcześniej; oświadczywszy się dziewczynie, której udzielał lekcji włoskiego, został przez nią odrzucony. Bóg nie dawał mu żadnego oparcia, gdyż Snerg był ateistą. Samotny, rozgoryczony, apodyktyczny, niewidzący przed sobą perspektyw, obrażony na cały świat, który go nie docenił, zrobił bilans, z którego wynikło, że pozostało mu tylko jedno wyjście.

Krytycznego dnia opuścił mieszkanie przyrodniej matki Jadwigi Jędrzejowskiej-Ruff i udał się do swego domu w Falenicy. Tam wyjął listy ze skrzynki i rozrzucił je na trawniku. Czerwonym ołówkiem napisał na kartce datę: 23 VIII 1995, po czym się powiesił.

Autor jest pisarzem SF, krytykiem i publicystą specjalizującym się w tematyce naukowej i cywilizacyjnej. Ostatnio wydał powieść „Trzeci najazd Marsjan".

Książka opuściła drukarnię wiosną 1973 roku, ale w księgarniach pojawiła się dopiero latem – wtedy nikt się z niczym nie spieszył. Rozpoczyna ją scena instruowania bohatera, kim jest i na czym polega jego rola, a także przechodzenia przez coś w rodzaju taśmy produkcyjnej, na której roboty z serii BER podlegają końcowym etapom obróbki. Niektóre są likwidowane, gdy „odchylenie od normy przekroczyło wartość  krytyczną". Siła, która powołała osobnika BER-66 do istnienia, mówi o sobie: „my, mniej od ciebie ograniczeni", a także wspomina o stojących wyżej zleceniodawcach. Jest to zasygnalizowanie teorii Nadistot, którą sprecyzowano w dalszych rozdziałach.

Robot BER-66 rusza w nieznaną sobie rzeczywistość, do rozpoznawania której został przeszkolony – jego zadaniem jest zbieranie informacji. Wyposażono go w ciało oraz imitację wolnej woli w takim zakresie, w jakim jest to niezbędne do realizacji zadania. Zakończenie misji wiąże się z unicestwieniem: „Los twój jest ściśle związany z tamtym zamkniętym hermetycznie światem, zostałeś tak skonstruowany, że istnienie twoje tutaj nie miałoby najmniejszego sensu". Wszystkie polecenia i informacje podane są w sposób kategoryczny, aby BER-66 nie miał złudzeń, kto tu rządzi. BER-66 jest w położeniu zwykłego zjadacza chleba zmuszonego do spędzenia niewiadomego czasu na tym padole, w nieznanym celu i bez specjalnej nadziei na zaszczytny koniec. W tym sensie jego los jest metaforą życia ludzkiego.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski