Im więcej Polaka, tym lepiej

Publikacja: 08.03.2013 19:00

Polskę trapi kryzys demograficzny, o czym głośno w mediach, mało jednak słychać o jego strategicznych konsekwencjach. Państwo, aby się rozwijać i umacniać, potrzebuje obywateli: jeśli nie zostanie zachowana „masa krytyczna", kraj zaczyna obumierać i wystawia się na ciosy z zewnątrz. W takiej sytuacji nie ma co kaprysić, niemal każda metoda pozyskiwania obywatela jest dobra, choćby nawet niektórzy uznali ją za dwuznaczną moralnie.

Historia zna przykłady skrajnie nieetycznych czynów poprawiających bilans demograficzny państw; dziś o etyce cicho, a pozytywne skutki tych akcji trwają. Rzecz jednak nie w tym, by pochwalać barbarzyńskie metody lub je kopiować, ale rozważyć, co należy czynić, by Polaków przybywało, biorąc pod uwagę interes państwa, a nie tylko postawy światopoglądowe.

1

Jednym z przykładów skrajnie kontrowersyjnego pozyskiwania obywateli (wówczas poddanych) były polowania na ludzi. Rajdy rosyjskich armii na Litwę w latach 50. XVII w. skończyły się wywiezieniem blisko połowy jej populacji do państwa moskiewskiego. Ludzie ci zostali osiedleni na tamtejszych pustaciach, by je uprawiać. Deportacja zachwiała strukturą demograficzną Wielkiego Księstwa i osłabiła Rzeczpospolitą, Rusi moskiewskiej zaś przydała bogactwa.

Innym przykładem jest akceptacja rozwiązłości kobiet, a nawet wielożeństwa przez państwo, społeczeństwo i Kościół katolicki w Paragwaju, kiedy w jednoczesnej wojnie z Brazylią, Argentyną i Urugwajem w latach 60. XIX w. państwo to straciło 90 procent mężczyzn. Gdyby Paragwajki prowadziły się wówczas przyzwoicie, zgodnie z kanonem religijnym i społecznym, ich naród w ogóle by nie przetrwał.

Dziś nie ma potrzeby uciekać się do takich skrajności, ale dane demograficzne twardo pokazują, że jest źle. Dzietność statystycznej obywatelki Rzeczypospolitej w wieku rozrodczym wynosi 1,3 potomka, do prostej zastępowalności pokoleń potrzeba zaś 2,2. Nie dotyczy to zresztą wszystkich Polek, bo te, które wyemigrowały do Wielkiej Brytanii, biją rekordy. Wskaźnik dzietności przekracza wśród nich 3, najwyraźniej więc mamy złą politykę pronatalistyczną i rodzinną.

Nawet jednak gdybyśmy ją poprawili, gdyby państwo wzbogaciło się na tyle, by dopłacać do dzieci, nieustannie spada w Polsce, podobnie jak w innych krajach wysoko rozwiniętych, jakość męskiego nasienia, co jest wielkim zagrożeniem dla płodności. Promowanie imigracji, ale także niekonwencjonalne metody zapładniania wydają się koniecznością, przy pełnym szacunku dla etycznych argumentów ich przeciwników.

2

Tymczasem o in vitro słyszymy albo w kontekście prawa kobiety do posiadania dzieci, albo niemoralności tej metody w świetle nauczania Kościoła. Z punktu widzenia interesów państwa i jedno, i drugie jest drugorzędne. Metoda ta doprowadza do narodzin, a więc przysparza obywateli. Wydaje się zatem akceptowalna, choć szaleństwem byłoby głoszenie, iż jest jakimś dobrem.

Nie inaczej w wypadku sporu o aborcję, trochę dziś zresztą przycichłego. Prawo kobiety do decydowania o własnym ciele kontra prawo człowieka poczętego do życia: niewątpliwie to znaczący dylemat moralny, ale znowu – dla państwa liczy się to, czy jest obywatel, czy też go nie ma. Zakaz aborcji może mieć także funkcję czysto pragmatyczną, niezależnie do etycznej. Podobnie jak in vitro wydaje się zatem akceptowalny.

Mniej kontrowersyjne jest pozyskiwanie imigrantów. Potrzebujemy ich, ale nie ma co udawać – jednych bardziej, innych mniej. Z punktu widzenia państwa wskazany będzie staranny dobór przybyszy. Lepiej, by byli młodzi, wykształceni i kulturowo oraz etniczne jak najbliżsi Polakom, czyli pochodzili z Ukrainy, Białorusi, Rosji. Wprawdzie państwa te także cierpią na poważny kryzys demograficzny i takie „podkradanie" obywateli je osłabia, ale to ich problem, nie nasz, niechaj też same go rozwiązują po swojemu.

3

Ludzie są głównym potencjałem państw. To nic, że bezrobocie wśród młodych Polaków sięga dziś 25 proc. i wydaje się, że jest nas wręcz za dużo. Ale czy tak będzie także za ćwierć wieku, kiedy obecne noworodki wejdą na rynek pracy? Młoda populacja oznacza zasoby energii i intelektu, których skali nie jesteśmy nawet w stanie oszacować. Kurczący się, starzejący naród nie będzie ich miał, choćby robotyzacja i postępy w medycynie sprawiły, że Polska wraz z innymi krajami rozwiniętymi zapełni się krzepkimi osiemdziesięciolatkami, a gros pracy będą wykonywały maszyny.

Siła państwa jest w większym stopniu pochodną stanu zamieszkującej je populacji niż okoliczności geopolitycznych i gospodarczych. Nie mamy na nie wielkiego wpływu: na dzietność, jak najbardziej.

Polskę trapi kryzys demograficzny, o czym głośno w mediach, mało jednak słychać o jego strategicznych konsekwencjach. Państwo, aby się rozwijać i umacniać, potrzebuje obywateli: jeśli nie zostanie zachowana „masa krytyczna", kraj zaczyna obumierać i wystawia się na ciosy z zewnątrz. W takiej sytuacji nie ma co kaprysić, niemal każda metoda pozyskiwania obywatela jest dobra, choćby nawet niektórzy uznali ją za dwuznaczną moralnie.

Historia zna przykłady skrajnie nieetycznych czynów poprawiających bilans demograficzny państw; dziś o etyce cicho, a pozytywne skutki tych akcji trwają. Rzecz jednak nie w tym, by pochwalać barbarzyńskie metody lub je kopiować, ale rozważyć, co należy czynić, by Polaków przybywało, biorąc pod uwagę interes państwa, a nie tylko postawy światopoglądowe.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą