Jest to raczej gra polityczna. I trudno się temu dziwić. W przypadku nieprzezwyciężalnych różnic dzielących dwie strony pozostaje im tylko troska o to, żeby jakoś współistnieć. A jedną z podstawowych funkcji polityki jest cywilizowanie wszelkich konfliktów.
Jeszcze przed drugą wojną światową napięcie między chrześcijaństwem a judaizmem nie było żadnym tematem tabu. Sytuację zmienił Auschwitz. Kościół katolicki podjął - skądinąd słusznie - krytyczną refleksję nad swoim stosunkiem do religii mojżeszowej. Tyle że w pewnym momencie przybrało to już w wielu przypadkach charakter samobiczowania, oddalonego od teologii i podporządkowanego politycznej poprawności. Mnóstwo Żydów zaś zaczęło hołdować głównie idei walki z antysemityzmem - idei, która de facto zastąpiła im przymierze łączące ich z Bogiem. Tym samym okazało się, że Auschwitz uderzył w lud Bożego wybrania bardziej duchowo niż fizycznie. Przeświadczenie o tym, iż koszmar może powrócić, wywołuje lęki, które powodują koncentrację na konieczności biologicznego przetrwania.
A przecież Emil Fackenheim, znany rabin i filozof, sformułował po Holokauście 614. przykazanie Tory. Jest ono na gruncie judaizmu niekanoniczne (Tora zawiera przykazań 613), ale jednak bardzo trafnie wskazuje najistotniejsze zagrożenie, przed jakim stoją Żydzi. Owszem, Fackenheim wyraźnie stwierdza, że trzeba zrobić wszystko, żeby naród żydowski nie zginął (aby Hitler nie odniósł swojego pośmiertnego zwycięstwa). Ale jednocześnie dodaje, że Żydzi nie mogą zaprzeczać wierze w Boga i uważać Go za martwego, niezależnie od tego, jak bardzo się z Nim spierają. To uświadamia nam, że Żydem można być wyłącznie w przymierzu ze Stwórcą, inaczej traci się swoją tożsamość.
Warto więc sięgnąć po najnowsze wydanie kwartalnika "Kronos" (1/2013) poświęcone przede wszystkim kabale chrześcijańskiej, czyli spotkaniu chrześcijaństwa z judaizmem na płaszczyźnie zrodzonej w średniowieczu żydowskiej wiedzy tajemnej. Były bowiem takie czasy, kiedy to refleksja religijna, a nie poprawność polityczna, znajdowała się w centrum dialogu chrześcijańsko-żydowskiego.
W Polsce za najbardziej spektakularny przejaw tego dialogu należy uznać XVIII-wieczny frankizm. O tym nurcie religijnym możemy przeczytać w "Kronosie" frapujący esej jednego z najwybitniejszych znawców tematu, wykładowcy Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, Pawła Maciejki. Jakub Frank był ekscentrycznym guru sekty wywodzącej się z sabataizmu - prądu łączącego w sobie wątki judaizmu, chrześcijaństwa, gnozy i kabały. W 1759 roku frankiści nawrócili się formalnie na katolicyzm. Ale krok ten był tylko środkiem prowadzącym do określonego celu.