10 funtów Jane Austen

Wizerunek pisarki ma się pojawić na 10-funtowym banknocie. Tyle właśnie otrzymała za pierwszą powieść pt. „Susan”, która z powodu uprzedzeń wydawcy nie ukazała się drukiem. Taką też kwotą dysponowała na półroczne wydatki...

Publikacja: 06.09.2013 01:01

„Rozważna i romantyczna”, czyli jak epoka regencji okazała się idealnym tłem do romansów

„Rozważna i romantyczna”, czyli jak epoka regencji okazała się idealnym tłem do romansów

Foto: Leemage/AFP

Red

Oglądając filmowe adaptacje książek Jane Austen podziwiamy wnętrza i stroje, w których każda kobieta prezentuje się wspaniale. Obserwujemy bogate życie towarzyskie i flirty; śledzimy ludzkie historie, które zawsze kończą się happy endem.

Kiedy jednak zestawimy twórczość i życie pisarki, widać, że na kartach powieści opisuje ona tylko swoje marzenia. Rzeczywistość, w której żyła, była brutalna i oparta na materialnych kalkulacjach. Od początku życia obserwowała liczne nieudane małżeństwa, które zawierane były pod wpływem konwenansów i życiowego pragmatyzmu. Aby nie rozdrabniać majątków rodzinnych, stworzono w Anglii system majoratu, według którego reguły dobra dziedziczyli najstarsi mężczyźni w danym pokoleniu, jeżeli zaś rodzina nie miała męskiego potomka, majątek przechodził na dalszych męskich krewnych w linii ojca (przykładem: pan Collins z „Dumy i uprzedzenia"). Dopiero kiedy nawet w najdalszej rodzinie nie było synów, dobrami mogły zarządzać kobiety (jak lady Katarzyna de Burgh i jej córka Anna). Dlatego, jak pisała Jane, „dziedziczek jest tak niewiele", zaś dramaty związane z brakiem posagu i niemożliwością połączenia się z ukochaną osobą (zarówno kobiet, jak i mężczyzn) były na porządku dziennym.

W czasach, kiedy takie prozaiczne czynności jak gotowanie wykonywano w całości ręcznie i bez dostępu do półproduktów (kurczaka trzeba było złapać, uśmiercić, oskubać z piór i wypatroszyć, a dopiero przyrządzać na rozpalonym przez siebie ogniu, wcześniej narąbawszy drewna) niemożliwe było pójście za głosem serca i twierdzenie: „poradzimy sobie we dwoje". W wypadku, kiedy młodzi pochodzili z tzw. towarzystwa, społeczna degradacja byłaby nieunikniona. Jeżeli mężczyzna nie był zamożny, a kobieta pozbawiona była posagu, nie mieli możliwości przeżycia i wychowania dzieci. Praca zarobkowa godna gentlemana ograniczała się bowiem do kilku zawodów, w których również, aby awansować na stanowisko pozwalające utrzymać rodzinę, trzeba było wcześniej zapłacić. Dlatego też brat Jane, Henry, żeni się ze starszą o dziesięć lat kuzynką Elizą (zamożną wdową po zgilotynowanym francuskim markizie) – tylko dzięki jej pieniądzom może kupić patent oficerski w pułku milicji oksfordzkiej.

Kobiety, którym rodzice nie mogli zagwarantować osobistego majątku,  skazane były na życie na łasce braci lub innych krewnych. Taka była sytuacja Marianny i Eleonory z „Rozważnej i romantycznej", podobna panien Bennet z „Dumy i uprzedzenia" czy wreszcie samej Jane i jej siostry Kassandry. Jane miała mnóstwo podobnych przykładów w swoim otoczeniu. Matka pisarki również wyszła za mąż bez miłości. Groziła jej bowiem bezdomność albo życie na zmiennej łasce krewnych. Sytuację komplikował fakt, że była jedyną opiekunką swojej matki, której nie chciała narażać na nędzę i tułaczkę.

Z czasem jednak, zgodnie ze stereotypowym porzekadłem, którym często w tamtych czasach epatowano młode panny, „miłość przyszła po ślubie". Było to rzeczywiście głębokie uczucie, podbudowane szacunkiem i wzajemnym przywiązaniem. Rodzina państwa Bennetów nie jest więc autoportretem rodziny Austenów – raczej wyraźną aluzją do tego, co działo się w większości domów osób dobrze urodzonych, niestety nie dość zamożnych. To właśnie dobra wzajemna miłość rodziców ukształtowała światopogląd Jane, która uważała, że nie ma mowy o małżeństwie bez prawdziwego porywu serca.

Zaradny pastor

Austenów ratowała pracowitość ojca. Handlował wełną, hodował świnie, pszczoły, uprawiał ziemniaki i warzywa. Dzieci pewnie niejednokrotnie pomagały w pracach gospodarskich, kiedy więc w ekranizacji biografii pisarki śliczna Jane deklaruje „Pójdę nakarmić świnie" – nic a nic nie przesadza.

Pastor jako absolwent Oksfordu uczył synów okolicznej szlachty. Pani Austen zajmowała się krowami, drobiem, wyrabianiem masła i serów.Mimo tak ciężkiej pracy pastor pomyślał o wykształceniu dzieci. Jane i Kassandra dobrze znały łacinę, a prawdopodobnie i gramatykę grecką. Świadczy to niemal o wolnomyślicielstwie pastora, gdyż w jego warstwie społecznej nie preferowano takiego modelu wychowania córek. Dziewczęta zdobywały bowiem wówczas „liczne talenta", na temat których tak ironicznie wypowiada się pan Darcy w „Dumie i uprzedzeniu": robótki, kaligrafia, rysunek, lekcje muzyki – te jednak niestety sprowadzały kobietę bez charakteru do roli lalki we własnym domu. Pastor zdawał sobie z tego sprawę.

Jane z czasem poważnie zainteresowała się polityką i sprawami kraju (przez większą część jej dorosłego życia Anglia znajdowała się w stanie wojny z Francją i obawiano się inwazji, ponadto Anglii groziła rewolucja). Komentowała wydarzenia na bieżąco, z właściwą jej spostrzegawczością i inteligencją. Niestety jej często błyskotliwe uwagi i komentarze zawarte w listach zniszczyła po śmierci autorki rodzina, chcąc przekazać potomności i coraz liczniejszym rzeszom czytelników wizerunek słodkiej, łagodnej Jane. A pisarka wcale taka nie była.

Charakterna dziewczyna

Uwielbiała plotki i sensacje. Miała cięty język i potrafiła być, delikatnie mówiąc, bardzo bezpośrednia. Bez skrępowania wyrażała własne poglądy. Potrafiła bezkompromisowo potraktować zarówno swoich znajomych, jak rodzinę.  Jej nielicznie zachowane listy pokazujące prawdziwe oblicze pisarki. Relacjonując siostrze wieczorek taneczny przekazuje jej, że bardzo się wymęczyła, gdyż spędzała go w towarzystwie trzech panien... o bardzo nieświeżym oddechu. Pisząc o dzieleniu łóżka ze swą małą bratanicą wyraża nadzieję, że nie zostanie ono przez nią zapchlone. To specyficzne poczucie humoru, w przypływie którego Jane nie zostawiała na swoich ofiarach suchej nitki.

Jej bezpośredniość uwidaczniała się w walce z językową pruderią, która w owych czasach zaczęła przybierać kuriozalny wymiar. Termin „być przy nadziei" zastąpiono na przykład sformułowaniem: „spodziewać się". Nie należało już mówić, iż kobieta jest w połogu (a przekorna pisarka w listach do siostry nigdy nie wyraziła się inaczej) czy też po rozwiązaniu, lecz: „uwięziona w łóżku" lub: „przeżywająca accouchement". Pisarka bez mrugnięcia okiem używa starszych, nieudziwnionych określeń, dzięki temu język jej powieści, szczególnie zaś „Dumy i uprzedzenia", jest piękny, a jednocześnie do dziś łatwy w odbiorze.

Poruszała przy tym tematy, które mimo że dziś zdawałyby się zupełnie niewinne, wtedy uchodziły za niegodne damy. Wiadomo było, że służba romansuje poza zasięgiem wzroku pracodawców, więc w jednym z listów do Kassi pojawia się dykteryjka: „Planujemy nająć solidną kucharkę i młodą, niezrównoważoną pokojówkę, a ponadto statecznego parobka w średnim wieku, który pełniłby podwójny urząd: męża pierwszej i kochanka drugiej. Naturalnie dzieci w którymkolwiek związku – wykluczone".

Nie oszczędzała również wyżej urodzonych ani własnej rodziny. Brat James, którego zaadoptowali zamożni krewni i który okazuje coraz większe przejawy zmanierowania, opisany został bez skrupułów: „Wizyty jego nie dają większego zadowolenia; towarzystwo człowieka tak dobrego i mądrego winno być samo w sobie przyjemnością; jednak mowa jego staje się wymuszona, a opinie w wielu sprawach nazbyt wiernie wzorowane na żoninych; mam wrażenie, że cały czas spędza na przechadzaniu się po domu, trzaskaniu drzwiami i wydzwanianiu na służbę po szklankę wody".

Pretty woman

Uśmiechem pokrywała również gorzkie prawdy. „Biedna pani Stent! – pisze o znajomej w średnim wieku – taki już widać jej los, że zawsze komuś wchodzi w paradę ; trzeba jednak być litościwym, gdyż może przyjść taki czas, że i my staniemy się paniami Stent, niezdolnymi do niczego i nikomu niepotrzebnymi". Słowa te napisała jako kobieta 29-letnia – miała więc świadomość, że raczej pozostanie już samotna. Choć będąc młodą dziewczyną, żyła marzeniami o wielkiej miłości.

Była naprawdę ładną, jakbyśmy powiedzieli dzisiaj: „robiącą wrażenie", a przede wszystkim inteligentną kobietą. Najbardziej pasowałoby do niej określenie... sexy.  Bardzo zgrabna figura podkreślona umiejętnym (bo świetnie znała się na modzie) strojem,  efektowne, błyszczące włosy w kolorze naturalnie kasztanowym i oczy – „może niezbyt duże, lecz wesołe i pełne inteligencji", jak określiła ją jedna ze znajomych, Charlotte Maria Beckford.

Cóż, jeśli Lizzy Bennet przestraszyła pana Darcy'ego celnymi ripostami w ojczystym języku, jakiż popłoch musiała wywołać niezamożna piękna dziewczyna przemawiająca w języku klasyków? Obawy przed urokiem i charyzmą Jane uwidacznia jeden z nielicznych żeńskich komentarzy z epoki. Kobiety obawiały się jej wyraźnie jako konkurentki – osobistej lub dla córek czy też wnuczek. „Była najpiękniejszym, najmniej rozważnym, najbardziej polującym na męża motylem" określa ją – oj, chyba nie bez złości – pani Mitford, znajoma z Bath.

Były to czasy, kiedy rozmowom o kobiecej urodzie poświęcano mnóstwo czasu i kartek papieru. Sama Jane, wielka estetka, z przyjemnością i bez kurtuazji komentowała wygląd innych dziewcząt i kobiet: „Życzliwi, jak zwykle, tak gorliwie wysławiali jej urodę, że cała okolica miała przyjemność przeżyć rozczarowanie" – pisała o jednej z lokalnych piękności. Inną scharakteryzuje: „Panna Langley jest typowym krępym dziewczęciem z szerokim nosem i dużymi ustami, w modnej sukni, z odsłoniętym biustem".

Praktyczna i romantyczna

Była pełna energii i cieszyła się życiowymi drobiazgami. Uwielbiała dobrą kuchnię. W listach pojawia się mnóstwo informacji o cenach żywności, której zakupem często się zajmowała i o jej własnych osiągnięciach kulinarnych: „Zawsze staram się podać potrawy, które mnie samej przypadają do smaku, twierdzę bowiem, że to podstawa dobrej kuchni. Przyrządziłam ragout cielęce, a jutro zamierzam ugotować potrawkę z baraniny!" Mało tego: pojawiają się kulinarne fantazje. „Przepadam za eksperymentami kulinarnymi – wyznaje w jednym z listów. – Lubię na przykład zjeść od czasu do czasu policzek wołowy: przyrządzę go w przyszłym tygodniu i nafaszeruję małymi pierożkami". Kto wie – może dziś byłaby konkurentką Nigelli Lawson?

Była uzdolniona manualnie. Osiągnęła mistrzostwo w hafcie angielskim i szyciu. Zdarzyło się nawet, że rozzłoszczona popruła i poprawiła suknię zepsutą przez zawodową szwaczkę. W Chawton Cottage można zobaczyć prawdziwe dzieło w jej wykonaniu. Duża kołdra szyta jest drobniuteńkim, idealnie równym ściegiem. Ta umiejętność przydała jej się , kiedy żyjąc na granicy ubóstwa musiała oszczędzać na wszystkim, zwłaszcza na kosztownych wówczas strojach.

Starała się jednak zawsze podążać za modą i w licznych wspomnieniach nikt nigdy nie napisał, że strój Jane był kiedykolwiek passé. „Mój czarny czepeczek spotkał się z głośnym uznaniem pani Lefroy i, śmiem sądzić, z cichym podziwem całej reszty towarzystwa" – informuje Kassandrę. Uchodziła wręcz za osobę modną i elegancką (oczywiście biorąc pod uwagę skromne możliwości finansowe). Zawsze dbała o to, aby jej strój wyróżniał się na tle innych. Jakbyśmy dziś powiedzieli – starała się być „trendy". „I ja mam niezłomny zamiar sprawić sobie coś ładnego, gdy tylko będzie mnie na to stać; połowa garderoby, którą posiadam, tak mnie nudzi i zawstydza, że rumienię się na sam widok szafy, w której ją przechowuję".

Nie chodzi tu o płochość i podążanie za modą za wszelką cenę, lecz o fakt, że strój odzwierciedlał pozycję społeczną człowieka. Panny Austen cały czas uczestniczyły – trzeba przyznać, że z godnością – w tym targowisku próżności. Jane opisuje siostrze w licznych listach wybrane u kupców materiały i szczegóły odzieżowych zakupów. Przesyła projekty strojów i pomysły na oszczędzanie – na przykład wymianę podszewki z zimowej pelisy na inną, zrobioną ze starej opończy.

Fenomenalnie czyta się plotkarskie, „dziewczyńskie" listy, w których Jane donosi: „Teraz już nie zaznam spokoju, dopóki nie dostanę słomkowego kapelusika w kształcie czapki do konnej jazdy, takiego jaki ma pani Tilson. Pewna młoda kobieta z sąsiedztwa już go dla mnie szykuje".

Porywy serca

Czy możliwe jest, żeby Jane Austen stworzyła tak żywe opisy fascynacji drugim człowiekiem, nie przeżywszy jej na własnej skórze? Czytając te sceny czujemy napięcie wiszące w powietrzu, słyszymy wręcz przyspieszone bicie serca i szybszy oddech.

Prawdopodobnie jej pierwszą, a co najważniejsze odwzajemnioną fascynacją był bohater filmu „Zakochana Jane", Tomas Lefroy. Poznany w 1795 roku chłopak zrobił na Jane duże wrażenie. Połączyła ich żywotność, inteligencja, oczytanie i tendencja do lekkiego gorszenia otoczenia.

Nie dramatyzujmy jednak od razu, że Jane przeżyła tak straszny zawód miłosny jak ten ukazany w filmie. Znowu pech, bo z listów tamtego okresu zachowały się tak naprawdę dwa. Co sądzić o przekornych komunikatach, które Jane przesyła swojej starszej siostrze? „Tak bardzo mnie skarciłaś w swoim miłym długim liście, który przed chwilą dostałam od Ciebie, że aż boję Ci się powiedzieć jak mój irlandzki przyjaciel i ja się zachowywaliśmy. Wyobraź sobie wszystko, co najbardziej występne i szokujące w dziedzinie tańca i siedzenia obok siebie".

Prawdy nie dowiemy się nigdy. Kassandra spaliła „kompromitujące" siostrę listy. Późniejsze wspomnienia z ust samego Toma, który po kilkudziesięciu latach wyznał swojemu bratankowi, że kochał Jane, nie do końca wyjaśniają sytuację. Mówił o „szczenięcej miłości", ale cóż to oznaczało w ustach osiemdziesięcioletniego staruszka? Czy przelotne zauroczenie atrakcyjną panną czy też płomienne uczucie, które z uwagi na brak materialnych podstaw rzeczywiście było dla dwojga młodych uczuciowym dramatem?

Jane w listach z czasów ich znajomości ironizuje na potęgę: „Tom ma jedną wadę, która, mam nadzieję, minie z czasem – jego poranny surdut jest o wiele za jasny." Czy pisząc 14 i 15 stycznia 1796 roku: „Oczekuję z wielką niecierpliwością na otrzymanie oświadczyn od mojego przyjaciela dzisiejszego wieczora" pokpiwa ze wszystkich zainteresowanych, czy też naprawdę jest zakochaną Jane? Czy autoironia ma spełniać „magiczną" rolę i zaczarować świat tak, aby oświadczyny stały się faktem? Bardzo prawdopodobne. Jeszcze bliższa prawdy jest jednak spekulacja, że Jane bardzo liczyła na ową deklarację, miała jednak świadomość tego, że Tom jest najstarszym z jedenaściorga rodzeństwa, któremu musi pomagać materialnie i dlatego mało prawdopodobne jest, aby w ogóle mógł się zadeklarować. Dlatego też dalej w żartobliwym tonie pisze do siostry: „Nie dbam o niego wcale. Nadchodzi dzień, w którym mamy po raz ostatni flirtować z Tomem Lefroy i kiedy to otrzymasz, będzie już koniec. (...) Moje łzy płyną, gdy piszę takie smutne rzeczy".

Jaki był  tak naprawdę Tom? Dandysem na podobieństwo Willoughby'ego lub Wickhama, młodzieńcem uwikłanym w familijne zależności jak Edward czy też jedyną, prawdziwą miłością, niczym Wentworth dla Anny Elliot? „Więcej niż siedem lat minęło od czasu, gdy ta smutna historia przygnębiającego zainteresowania skończyła się i czas wiele złagodził, być może nawet całe uczucie do niego. Nie pojawił się jednak nikt, kto mógłby mu dorównać (...). Niestety, o ile rozum pozwalał, uświadomiła sobie, że jeśli chodzi o trwałe uczucia, osiem lat nic tu nie zdziała". To słowa Anny z „Perswazji", tak podobnie brzmiące do tego, co także po siedmiu ponad latach od spotkania z Tomem napisała Jane do swojej Kassi. „Siedem lat i cztery miesiące temu też byliśmy w Ridinghouse, żeby zobaczyć występ panny Lefroy. W jakim innym składzie teraz się poruszamy! Ale jak przypuszczam, siedem lat to wystarczająco długo, aby zmianie uległa każda pora na skórze i każde uczucie".

Miłość czy sentymentalne wspomnienie, nad którym Jane pochyliła się z czułością? Czy Tom rzeczywiście swojej najstarszej córce dał na imię Jane ze względu na młodzieńczą miłość, czy też kontynuując tradycję tego imienia w rodzinie jego matki? Czy przekorna pisarka z premedytacją użyła imienia Mab dla klaczy jednego z powieściowych bohaterów wiedząc, że w ten sposób Tom zwracał się w domowym zaciszu do swojej żony, Mary?

Kobieta, która tak kochała dzieci, nie dochowała się swoich –„dzieciątkami" w listach do siostry nazywała własne powieści. Nie mogła wyjść za mężczyznę, który z dużym prawdopodobieństwem był miłością jej życia, lecz połączyły ją z nim więzy rodzinne. Dwie jej bratanice jak na ironię poślubiły Lefroy'ów. Najbardziej „hollywoodzka", jak określają ją niektórzy, pisarka do końca życia egzystowała skromnie, oszczędzając na nawet na korespondencji. Słynne są listy Jane, które pisała drobniuteńkim pismem „normalnie" od góry do dołu, następnie „do góry nogami" między wersami w drugą stronę i jeszcze w poprzek. Pobierano bowiem wówczas opłatę pocztową od wysyłanego arkusza.

Cały majątek zostawiła po śmierci jedynej siostrze. Za wszystkie swoje dzieła warte dziś miliony otrzymała 400 funtów. Zmarła młodo, mając zaledwie 42 lata. Do końca wesoła, autoironiczna i pełna nadziei: „Krótko mówiąc, jeśli dożyję starości, pożałuję zapewne, że nie umarłam właśnie teraz". „Żyję głównie na sofie, (...) a jeśli pogoda dopisze, awansuję na fotel inwalidzki!"

Do niedawna przypuszczano, że przyczyną jej śmierci była choroba Addisona, dziś uważa się, że raczej nowotwór.

W 1818 roku, w rok po jej śmierci, Biblioteka Uniwersytetu w Cambridge, w której przechowuje się wszystkie dzieła, jakie ukazały się drukiem w Anglii, usunęła ze swoich zasobów twórczość Jane Austen, kwalifikując ją jako „mało ważną". Pisarka znalazła się w doborowym towarzystwie: to samo uczyniono wówczas z dziełami Ludwiga van Beethovena.

Oglądając filmowe adaptacje książek Jane Austen podziwiamy wnętrza i stroje, w których każda kobieta prezentuje się wspaniale. Obserwujemy bogate życie towarzyskie i flirty; śledzimy ludzkie historie, które zawsze kończą się happy endem.

Kiedy jednak zestawimy twórczość i życie pisarki, widać, że na kartach powieści opisuje ona tylko swoje marzenia. Rzeczywistość, w której żyła, była brutalna i oparta na materialnych kalkulacjach. Od początku życia obserwowała liczne nieudane małżeństwa, które zawierane były pod wpływem konwenansów i życiowego pragmatyzmu. Aby nie rozdrabniać majątków rodzinnych, stworzono w Anglii system majoratu, według którego reguły dobra dziedziczyli najstarsi mężczyźni w danym pokoleniu, jeżeli zaś rodzina nie miała męskiego potomka, majątek przechodził na dalszych męskich krewnych w linii ojca (przykładem: pan Collins z „Dumy i uprzedzenia"). Dopiero kiedy nawet w najdalszej rodzinie nie było synów, dobrami mogły zarządzać kobiety (jak lady Katarzyna de Burgh i jej córka Anna). Dlatego, jak pisała Jane, „dziedziczek jest tak niewiele", zaś dramaty związane z brakiem posagu i niemożliwością połączenia się z ukochaną osobą (zarówno kobiet, jak i mężczyzn) były na porządku dziennym.

W czasach, kiedy takie prozaiczne czynności jak gotowanie wykonywano w całości ręcznie i bez dostępu do półproduktów (kurczaka trzeba było złapać, uśmiercić, oskubać z piór i wypatroszyć, a dopiero przyrządzać na rozpalonym przez siebie ogniu, wcześniej narąbawszy drewna) niemożliwe było pójście za głosem serca i twierdzenie: „poradzimy sobie we dwoje". W wypadku, kiedy młodzi pochodzili z tzw. towarzystwa, społeczna degradacja byłaby nieunikniona. Jeżeli mężczyzna nie był zamożny, a kobieta pozbawiona była posagu, nie mieli możliwości przeżycia i wychowania dzieci. Praca zarobkowa godna gentlemana ograniczała się bowiem do kilku zawodów, w których również, aby awansować na stanowisko pozwalające utrzymać rodzinę, trzeba było wcześniej zapłacić. Dlatego też brat Jane, Henry, żeni się ze starszą o dziesięć lat kuzynką Elizą (zamożną wdową po zgilotynowanym francuskim markizie) – tylko dzięki jej pieniądzom może kupić patent oficerski w pułku milicji oksfordzkiej.

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski