Oglądając filmowe adaptacje książek Jane Austen podziwiamy wnętrza i stroje, w których każda kobieta prezentuje się wspaniale. Obserwujemy bogate życie towarzyskie i flirty; śledzimy ludzkie historie, które zawsze kończą się happy endem.
Kiedy jednak zestawimy twórczość i życie pisarki, widać, że na kartach powieści opisuje ona tylko swoje marzenia. Rzeczywistość, w której żyła, była brutalna i oparta na materialnych kalkulacjach. Od początku życia obserwowała liczne nieudane małżeństwa, które zawierane były pod wpływem konwenansów i życiowego pragmatyzmu. Aby nie rozdrabniać majątków rodzinnych, stworzono w Anglii system majoratu, według którego reguły dobra dziedziczyli najstarsi mężczyźni w danym pokoleniu, jeżeli zaś rodzina nie miała męskiego potomka, majątek przechodził na dalszych męskich krewnych w linii ojca (przykładem: pan Collins z „Dumy i uprzedzenia"). Dopiero kiedy nawet w najdalszej rodzinie nie było synów, dobrami mogły zarządzać kobiety (jak lady Katarzyna de Burgh i jej córka Anna). Dlatego, jak pisała Jane, „dziedziczek jest tak niewiele", zaś dramaty związane z brakiem posagu i niemożliwością połączenia się z ukochaną osobą (zarówno kobiet, jak i mężczyzn) były na porządku dziennym.
W czasach, kiedy takie prozaiczne czynności jak gotowanie wykonywano w całości ręcznie i bez dostępu do półproduktów (kurczaka trzeba było złapać, uśmiercić, oskubać z piór i wypatroszyć, a dopiero przyrządzać na rozpalonym przez siebie ogniu, wcześniej narąbawszy drewna) niemożliwe było pójście za głosem serca i twierdzenie: „poradzimy sobie we dwoje". W wypadku, kiedy młodzi pochodzili z tzw. towarzystwa, społeczna degradacja byłaby nieunikniona. Jeżeli mężczyzna nie był zamożny, a kobieta pozbawiona była posagu, nie mieli możliwości przeżycia i wychowania dzieci. Praca zarobkowa godna gentlemana ograniczała się bowiem do kilku zawodów, w których również, aby awansować na stanowisko pozwalające utrzymać rodzinę, trzeba było wcześniej zapłacić. Dlatego też brat Jane, Henry, żeni się ze starszą o dziesięć lat kuzynką Elizą (zamożną wdową po zgilotynowanym francuskim markizie) – tylko dzięki jej pieniądzom może kupić patent oficerski w pułku milicji oksfordzkiej.
Kobiety, którym rodzice nie mogli zagwarantować osobistego majątku, skazane były na życie na łasce braci lub innych krewnych. Taka była sytuacja Marianny i Eleonory z „Rozważnej i romantycznej", podobna panien Bennet z „Dumy i uprzedzenia" czy wreszcie samej Jane i jej siostry Kassandry. Jane miała mnóstwo podobnych przykładów w swoim otoczeniu. Matka pisarki również wyszła za mąż bez miłości. Groziła jej bowiem bezdomność albo życie na zmiennej łasce krewnych. Sytuację komplikował fakt, że była jedyną opiekunką swojej matki, której nie chciała narażać na nędzę i tułaczkę.
Z czasem jednak, zgodnie ze stereotypowym porzekadłem, którym często w tamtych czasach epatowano młode panny, „miłość przyszła po ślubie". Było to rzeczywiście głębokie uczucie, podbudowane szacunkiem i wzajemnym przywiązaniem. Rodzina państwa Bennetów nie jest więc autoportretem rodziny Austenów – raczej wyraźną aluzją do tego, co działo się w większości domów osób dobrze urodzonych, niestety nie dość zamożnych. To właśnie dobra wzajemna miłość rodziców ukształtowała światopogląd Jane, która uważała, że nie ma mowy o małżeństwie bez prawdziwego porywu serca.
Zaradny pastor
Austenów ratowała pracowitość ojca. Handlował wełną, hodował świnie, pszczoły, uprawiał ziemniaki i warzywa. Dzieci pewnie niejednokrotnie pomagały w pracach gospodarskich, kiedy więc w ekranizacji biografii pisarki śliczna Jane deklaruje „Pójdę nakarmić świnie" – nic a nic nie przesadza.
Pastor jako absolwent Oksfordu uczył synów okolicznej szlachty. Pani Austen zajmowała się krowami, drobiem, wyrabianiem masła i serów.Mimo tak ciężkiej pracy pastor pomyślał o wykształceniu dzieci. Jane i Kassandra dobrze znały łacinę, a prawdopodobnie i gramatykę grecką. Świadczy to niemal o wolnomyślicielstwie pastora, gdyż w jego warstwie społecznej nie preferowano takiego modelu wychowania córek. Dziewczęta zdobywały bowiem wówczas „liczne talenta", na temat których tak ironicznie wypowiada się pan Darcy w „Dumie i uprzedzeniu": robótki, kaligrafia, rysunek, lekcje muzyki – te jednak niestety sprowadzały kobietę bez charakteru do roli lalki we własnym domu. Pastor zdawał sobie z tego sprawę.