Polska Arkadia

Czy my, Polacy, ze swoją miłością do utraconych Kresów jesteśmy jacyś szczególni?

Publikacja: 14.09.2013 15:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Czy nasza nostalgiczna neuroza jest czymś oryginalnym? Czy wyróżnia nas spośród innych narodów świata? Kreśli jakąś niepowtarzalną rysę, piętnuje albo tylko naznacza?

Lubimy myśleć o własnej wyjątkowości, ale zarazem kłaniamy się stereotypom. A te są jak wszędzie i zawsze oszukańcze i nieprawdziwe. Czy w skomercjalizowanym i pragmatycznym do szpiku kości świecie jest miejsce na sentyment? Stereotyp każe myśleć, że nie. Wedle stereotypu ludzie to konsumenci, producenci, wyborcy, sprzedawcy, nabywcy. Ich światem rządzi statystyka, wyborami marketing. Są liczbami pięknie odnajdującymi miejsce w arkuszu kalkulacyjnym. Czy w takim świecie jest miejsce na arkadię? Odpowiedź musi brzmieć: nie. Arkadia to przesąd, przebrzmiały mit, anachronizm.

A jednak w sposób naturalny buntujemy się przeciw takiej konstatacji. Pieścimy drobne wspomnienia dziadków, chwytamy się strzępów starych fotografii, kawałków wspomnień. Nawet jeśli młodość wyrokuje, że nostalgia to sprawa starych ludzi, gdy tylko dopada nas cień dojrzałości, ów sentyment odzywa się jak czkawka. Czy tacy jesteśmy tylko my, Polacy?

Żarty jakieś. Dla nas arkadia to Wilno, Lwów, Stanisławów, Drohobycz. Ale inni też mają swoje arkadie. Dla Niemców to utracone wyspy Śląska, Sudety, Prusy i Pomorze. Dla Rosjan nie tylko Ukraina i Pribałtyka, ale całe utracone imperium. Dla Rumunów to Mołdawia, dla Węgrów – Transylwania, dla Francuzów – Algieria, dla Hiszpanów – Gwinea Równikowa, dla Portugalczyków Mozambik; właściwie ile w Europie narodów, tyle wersji arkadii. Każda z nich ciągnie za sobą jakieś prywatne wątki, ciągle świeże, choć minęły dziesięciolecia, uczucia, resentymenty, a czasem jawne pretensje.

Pamiętam mojego rówieśnika z Porto nad rzeką Duero, po przeciwnej stronie kontynentu. Luis, o ile mnie pamięć nie myli, urodził się w rodzinie sklepikarza w Maputo, stolicy Mozambiku. Do 12. roku życia nie ruszał się z Afryki. Wychowywał na afrykańskiej ulicy, chodził do kolonialnej szkoły, kąpał w oceanie. Uciekł z rodzicami w 1975 roku, jeszcze jako dzieciak. Rodzice otworzyli biznes na Starym Kontynencie, usiłowali z całej siły wgryźć się w kraj, z którego ich rodzice wywędrowali do Mozambiku pół wieku wcześniej. Nie wiem, czy im się udało. Luisowi nie. Ilekroć siedzieliśmy przy winie, rozmowa prędzej czy później schodziła na Afrykę. Mówił, że ilekroć otwiera rano oczy, pierwsze, co słyszy, to śpiew ptaków w parkach Maputo. A potem dociera do niego przykra świadomość, że jest gdzie indziej, a dom zostawił na zawsze wiele tysięcy mil na południe od równika. Nigdy się nie wyleczył z tego snu, tego marzenia o domu. Bankier, biznesmen, Luis, prześladowany świergotem afrykańskich ptaków. Dziś w Brukseli, bo to przecież wszystko jedno, gdzie się mieszka, jeśli dom daleko.

Arkadia tkwi w nas jak cierń albo zakwita po wielu latach. Jak to bywa z ludzkim wspomnieniem, przygaszona, potrafi nagle rozbłysnąć jasnym światłem, odświeżana wierszem, książką, filmem. Czasami zapomniana, wybita pałką z pamięci – powraca. To Wołyń, o którym tyle ostatnio. Wołyń to arkadia zamordowana. Bolesna. Eschatologiczna. Ale czy przez to mniej piękna? Pewnie jeszcze bardziej poruszająca, bo im krwawsza, im okrutniejsza skorupa wspomnienia, tym bardziej sielankowy ów świat, który okrywa.

Każda arkadia musi mieć swego Wergiliusza. Ileż tego w literaturze polskiej. A jakie nazwiska! Mickiewicz, Norwid, Orzeszkowa, Sienkiewicz. Właściwie nie ma wśród istotnych polskich pisarzy XIX wieku takiego, który by obronił się przed wątkiem arkadyjskim. Sprzyjała temu emigracja. Sprzyjały rozbiory. Tęsknota za lepszą ojczyzną była wszechobecna, nawet jeśli przywdziewała na chwilę szaty rozsądnego pozytywizmu. XX wiek to już nie tylko dziedzictwo tamtej epoki, ale jej prosta kontynuacja. Ileż tęsknoty za krajem lat dziecinnych u Miłosza, ile u Schulza, ile ciepła i uczucia u Vincenza, Mackiewiczów, Gombrowicza nawet, który porzucając swoje miny, przeróżne gęby i pupy, pisze w końcu życia przepiękne „Wspomnienia polskie", jedną z moich ukochanych książek.

Gdzieś w okolicach Cabo da Roca swoje rodzinne Kujawy wspomina Maria Danilewicz-Zielińska, w Neapolu Kielecczyznę chłodny Europejczyk Gustaw Herling-Grudziński. W dalekiej Argentynie pracownik rzeźni Florian Czarnyszewicz ciągnie mickiewiczowską nutę, pisząc znakomitych „Nadberezyńców". Nie minęło ćwierćwiecze i wylała się kolejna fala polskich arkadyjczyków, z Włodzimierzem Odojewskim, Adamem Zagajewskim i (tak, tak!) Jerzym Pilchem na czele.

Dość tego przeglądu, bo można by go ciągnąć w nieskończoność. Ktoś powie, nic to dziwnego, każde pisarstwo rodzi się z tęsknoty. To prawda, nie sięga po pióro, kto nie ma w sobie tęsknoty za jakąś wyidealizowaną krainą. Wielkie pisarstwo rodzi się z wielkiej tęsknoty. Małe uczucia nie dają siły, jaka jest potrzebna do pisania. Niemniej nie każde pisarstwo to ścieżka arkadyjska. Trzeba coś stracić, by poczuć intensywnie naturę tej straty, a że Polska to niekończący się łańcuch klęsk i porażek, indywidualne poczucie straty jest nieustającym towarzyszem naszych pisarzy.

A że za wyimaginowanym obrazem nie stoją zwykle realia? Że owa wymarzona i wytęskniona ojczyzna duchowa to dla obcych zwykły kawałek ziemi, ani brzydszy, ani piękniejszy, ani lepszy, ani gorszy od innych? A cóż to są realia, spytam? Czort z nimi, bo każdy kawałek ziemi nabiera uroku obleczony słowem, upiększony poezją, przeżyty duchowo. Jesteśmy Polacy godnymi dziedzicami tych uczuć, spadkobiercami tych światów. To nasza siła i nasza wyjątkowość.

Czy nasza nostalgiczna neuroza jest czymś oryginalnym? Czy wyróżnia nas spośród innych narodów świata? Kreśli jakąś niepowtarzalną rysę, piętnuje albo tylko naznacza?

Lubimy myśleć o własnej wyjątkowości, ale zarazem kłaniamy się stereotypom. A te są jak wszędzie i zawsze oszukańcze i nieprawdziwe. Czy w skomercjalizowanym i pragmatycznym do szpiku kości świecie jest miejsce na sentyment? Stereotyp każe myśleć, że nie. Wedle stereotypu ludzie to konsumenci, producenci, wyborcy, sprzedawcy, nabywcy. Ich światem rządzi statystyka, wyborami marketing. Są liczbami pięknie odnajdującymi miejsce w arkuszu kalkulacyjnym. Czy w takim świecie jest miejsce na arkadię? Odpowiedź musi brzmieć: nie. Arkadia to przesąd, przebrzmiały mit, anachronizm.

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy