Clive Staples Lewis urodził się w 1898 r. w Belfaście, stolicy Ulsteru, w Irlandii. Ulster w odróżnieniu od reszty Irlandii był hojnie wspierany przez Anglię. Jego mieszkańców cechowała lojalność wobec Korony w sferze politycznej oraz kalwinizm i antypapieskość w sferze religijnej. Stamtąd Lewis wyniósł niechęć do katolicyzmu, która, mimo bliskiej przyjaźni z katolikiem Tolkienem, została mu do końca życia. Matka Lewisa zmarła, gdy miał dziewięć lat. Modlitwy małego Jacka o jej zdrowie nie przyniosły skutku. W swojej autobiografii „Zaskoczony radością" Lewis wspomina, że traktował wtedy Boga jak czarodzieja – miał dokonać cudu i po prostu sobie odejść. Cud się nie zdarzył. Bolesna strata odcisnęła trwałe piętno na jego życiu – Jack unikał miłości, by nie zostać zranionym powtórnie. Uczęszczał do szkół publicznych, gdzie na co dzień doświadczał przemocy ze strony starszych uczniów. Ze świata realnego uciekał w świat książek. Dopiero gdy ojciec posłał go na nauki do znajomego nauczyciela, Jack mógł rozwinąć skrzydła. Nauczyciel miał na imię Kirk. Cechowało go obsesyjne przywiązanie do logiki i niechęć do mętnych wypowiedzi. „Myśl, że istoty ludzkie miałyby wykorzystywać narządy mowy do czegokolwiek poza przekazywaniem lub dochodzeniem prawdy, wydawała mu się absurdem. Nawet najbardziej swobodna uwaga stanowiła dla niego wyzwanie do dyskusji" – pisał Lewis. Kirk od razu zaimponował chłopcu. W tym czasie Jack stał się racjonalistą i ateistą. Czytał na potęgę i ćwiczył się w logicznej dyskusji. W jednym z listów do ojca Lewisa nauczyciel napisał o chłopcu: „Mając podziwu godne zdolności szczególnie w dziedzinie literatury, nie nadaje się do niczego innego".
Do niewiary w Boga Lewis doszedł na drodze rozumowej. Swojemu przyjacielowi z dzieciństwa tak tłumaczył, czym jest chrześcijaństwo: „Po śmierci hebrajskiego proroka Jozuego (którego imię przekształciliśmy na Jezus), uznanego za boga, rozwinął się kult, który później połączono ze starohebrajską wiarą w Jahwe; w ten sposób powstało chrześcijaństwo – jako jedna z wielu mitologii". Był przekonany, że historia nie ma sensu, a „wszelkie życie okaże się ostatecznie przemijającym i absurdalnym grymasem na idiotycznej twarzy nieskończonej materii". Według niego wszelkie dowody wskazywały, że albo „nie ma żadnego stwórcy, albo jest to duch obojętny na dobro i zło, lub wręcz zły".
Także na drodze rozumowej Lewis przyjął pogląd przeciwstawny – o istnieniu Boga. Studiując filozofów na Oksfordzie, zaczął się skłaniać ku koncepcji heglowskiego absolutu. Później spostrzegł jednak, że nie potrafi wyjaśnić studentom, czym on właściwie jest. Do swojej filozofii wprowadził więc pojęcie bezosobowego Ducha. Łączyła się z nią etyka praktykowania cnót, a nie był w stanie wcielać jej w życie bez świadomego zwracania się do Ducha. Łatwo przeobraziło się ono w modlitwę do osobowego Boga: „martwa filozoficzna formuła – pisał – rozważana do tej pory tylko teoretycznie, zaczęła nagle się poruszać, podnosić i strząsać z siebie całun, a wreszcie wyprostowała się i zamieniła w żywą osobę".
Jak sam przyznał, zawsze chciał raczej unikać cierpienia, niż osiągać szczęście. Przede wszystkim pragnął, by mu „nie przeszkadzano". Dążył do ograniczania zobowiązań. Teraz sytuacja się zmieniła: „Oczekiwano ode mnie całkowitego oddania się, skoku w ciemność". Przełom miał miejsce, gdy siedział sam w swoim pokoju na uniwersytecie: „(...) odczuwam wyraźnie nieprzerwane i nieustępliwe zbliżanie się Tego, którego tak szczerze pragnąłem nigdy nie spotkać. W końcu to, czego tak bardzo się obawiałem, stało się faktem. W letnim semestrze 1929 roku poddałem się, uznałem, że Bóg jest Bogiem, padłem na kolana i zacząłem się modlić". Pierwszy krok został wykonany. W wykonaniu drugiego – przejściu od osobowego Boga do Jezusa Chrystusa – pomogli mu wspomniany już Tolkien oraz G.K. Chesterton, angielski pisarz i apologeta chrześcijaństwa, autor „Wiekuistego człowieka".
Drugi krok był równie trudny jak pierwszy. Lewis nie lubił tłumów w kościołach ani pompatycznych nabożeństw. Sądził, że religia „powinna być sprawą dobrych ludzi, którzy modliliby się w samotności i spotykali po dwóch lub trzech, aby rozmawiać o sprawach duchowych". W końcu przekonała go Ewangelia – przypominała zarówno mity, jak i opisy historyczne. Sama była jednak unikalna i nieporównywalna z niczym innym: „Tutaj i tylko tutaj mit raz jeden stał się faktem, Słowo – ciałem, Bóg – Człowiekiem. Tu już nie mogło być mowy o »jakiejś religii« czy »jakiejś filozofii«. Oto podsumowanie wszystkich filozofii i urzeczywistnienie wszystkich religii".
Lewis czytał Chestertona, lecząc rany w szpitalu po I wojnie światowej, w której brał udział jako żołnierz armii angielskiej. Nie był pacyfistą. Uważał, że tylko za pomocą wojny da się powstrzymać wroga dokonującego agresji. Na wojnie zginął przyjaciel Lewisa Paddy Moore. Przed śmiercią poprosił Jacka, by zaopiekował się jego matką, jeśli coś mu się stanie. Jack dotrzymał słowa. Mieszkał z panią Moore przez ponad 30 lat, aż do jej śmierci. Było to szczególnie trudne w ostatnich latach życia, gdy schorowana kobieta tyranizowała otoczenie. Lewis poważnie traktował przykazanie miłości bliźniego. Dwie trzecie swoich honorariów za książki przeznaczał na fundusz powierniczy, który wspierał potrzebujących. W czasie II wojny światowej użyczył swojego domu na schronienie dla dzieci, które uciekły przed bombardowaniami z miast angielskich.