Trzej Królowie i jeden bankier

Bankierskie rody zamawiały „Pokłon Trzech Króli" niemal u każdego ważniejszego artysty swoich czasów. Skąd to zamiłowanie? Bo to jedyny przykład w całej Ewangelii, kiedy ktoś zamożny daje Bogu pieniądze, a w każdym razie złoto i inne cenne podarki.

Aktualizacja: 21.12.2013 00:22 Publikacja: 21.12.2013 00:21

Red

Obsypywanie Najwyższego takimi darami było gestem godnym bankierów, a poza tym w jakiś sposób rehabilitowało potępianą przez Kościół lichwę! Dzisiaj nazywamy to „praniem brudnych pieniędzy" – tyle że kilkaset lat temu sankcje nie były światowe, lecz pozaświatowe.

W 1420 roku, kiedy Gentile da Fabriano maluje „Adorację Trzech Króli", bankier Palla Strozzi był najbogatszym człowiekiem Florencji z kapitałem ponad 100 tysięcy florenów. Rodzina trzyma z Medyceuszami, co ważne, bo jak zawsze połączenie władzy politycznej i gospodarczej dawało wielką przewagę nad konkurencją: pozwalało pozyskiwać intratne kontrakty, nawiązywać zagraniczne więzi, zyskiwać przyjaźń monarchów i zwiększać udział w rynku. Władza dawała też możliwość nękania konkurencji, a nawet wykańczania gospodarczych rywali podatkami.

Przeliczanie zasobów finansowych władców Florencji na dzisiejszą wartość euro czy dolara jest zadaniem karkołomnym. Jaką taką pomocą może być dzisiejsza wartość złota i fakt, że floren nie był „psuty". Pieniądz bity od 1252 roku zawierał 3,53 grama 24-karatowego złota, co oznacza, że wartość samego kruszcu w monecie wynosi dzisiaj około 150 dolarów. Tak więc sam kapitał Banco Strozzi wynosiłby obecnie 15 milionów dolarów, a gdzie depozyty, posiadłości, dzieła sztuki, kosztowności, budynki?

Strozzi kupuje ziemie w okolicy Florencji, gdzie buduje wille niedaleko Medyceuszy. Jest człowiekiem wykształconym i właściwie woli przebywać wśród uczonych humanistów i artystów niż w banku. Za jego pieniądze kopiowane są starożytne łacińskie księgi, tłumaczone teksty greckich autorów, a nawet powstaje pierwsza humanistyczna biblioteka we Florencji. Jako ambasador republiki zjednuje także sobie zaufanie europejskich królów i książąt. W uznaniu zasług na polu charytatywnym i sponsorskim papież nadaje mu Order Złotej Ostrogi – niezwykle cenne wyróżnienie dla ludzi zasłużonych osobistym działaniem, a nie przywilejem urodzenia (tylko stu kawalerów, naprawdę elita).

Jego wsparcie dla klasztoru Vallombrosan skutkuje prawem do zbudowania własnej kaplicy i ufundowania prywatnej mszy. Tam właśnie pochował ojca, Onufrego Strozziego, a marmurowy grobowiec zamówił u najsławniejszego rzeźbiarza tych lat – Ghibertiego – głośnego zwycięzcy konkursu na drzwi do Baptysterium. Dwa lata później finansowy magnat sprowadził Gentile da Fabriano, aby namalował ołtarz.

Adoracja złota

Stoję w Uffizi przed obrazem Gentilego da Fabriana i mrużę oczy od bijącego blasku. To nie malarz, to złotnik, jakiś jubiler zagubiony w gildii aptekarzy (florenccy malarze nie mieli własnego, odrębnego cechu, ale z racji koniecznych im składników chemicznych i zamiłowania do mieszania farb zorganizowani byli w jednym cechu z farmaceutami). To olśnienie nie tylko przepychem barw, ale i elegancją. Artysta miał wszak na imię Gentile.

Im bardziej baśniowy świat, tym większy naturalizm szczegółów rzeczywistości. Realizm detalu służy bowiem bajecznej całości. Cudowność obrazu można mierzyć ilością wzorzystych brokatów, adamaszków i jedwabi piętnastowiecznego rycerstwa. Powala orientalny przepych, liczne złocenia, którymi malarz szafuje bez granic i umiarkowania. Rzucają się w oczy eleganckie detale ubioru, jak szpiczaste ciżemki o długich czubach, barwne pończochy, misternej roboty złociste korony, fantazyjne kapelusze lub turbany dworzan, giermków i heroldów, a także haftowane złotem i purpurą uprzęże oraz rzędy końskie. Nawet wielki pies na pierwszym planie nosi obrożę i kaganiec nabijane złotem. Fabriano nie jest malarzem, jest wirtuozem niuansu i pojedynczej odsłony. Dlatego nie można zapomnieć sceny z pyzatym paziem odpinającym (złotą, a jakże!) ostrogę króla, strzygącego uszami osiołka u żłobu czy rozbawionego Jezuska, który głaszcze po łysej głowie najstarszego Króla (władca zdjął uprzejmie koronę, więc Boża rączka nie skaleczy się o diamenty).

Ale te odtworzone z taką precyzją realistyczne detale tworzą wyśniony świat, który abstrahuje od idei ubogiego żłobu. Dobra Nowina dobrą nowiną, ewangeliczne ubóstwo jest postawą godną szacunku, a jednak Syn Boży nie może się poniewierać jak pierwszy lepszy bezdomny. Rzecz dzieje się w stajence, a mimo to Matce Boga asystują dwie służące ze szlachetnych domów. Ich rysy zdradzają wysokie urodzenie, a suknie są wystarczająco wykwintne, by damy nie najadły się wstydu przed wytwornym orszakiem.

Narracja rozwija się od lewego górnego rogu, od sceny ujrzenia gwiazdy betlejemskiej, biegnie pod półkolistymi niszami bogato złoconej ramy sklepionej u góry niby imitacja trzech kopuł, aby zakończyć się na pierwszym planie adoracją Dzieciątka. Trzej Królowie z orszakiem odwiedzają po drodze Jerozolimę, warownie królującą na wzgórzu jak średniowieczny zamek z fosą i zwodzonym mostem (malarz nie jest antykwariuszem i przedstawia wydarzenie tak, jakby miało miejsce w piętnastowiecznej Toskanii). Jeszcze tylko, na koniec, w prawym półkolu ujrzymy ich, jak wracają do domu, omijając siedzibę podstępnego Heroda. Kompozycją obrazu kieruje ewangeliczna opowieść, dlatego czytamy go nie od środka, lecz jak zawijas.

Monarchowie, rycerze, a nawet bogaty patrycjusz florencki i fundator obrazu ukazani są nie tylko pochlebnie, ale wprost idealnie. Można powiedzieć, że malarską zasadą kieruje superlativus, postaci należą bowiem do najlepszego świata, jak w wierszu Szymborskiej „Miniatura średniowieczna", w którym poetka naśmiewa się z „najfeudalniejszego realizmu":

Po najzieleńszym wzgórzu,

najkonniejszym orszakiem,

w płaszczach najjedwabniejszych.

Do zamku o siedmiu wieżach,

z których każda najwyższa.

Na przedzie xiążę

najpochlebniej niebrzuchaty,

przy xiążęciu xiężna pani

cudnie młoda, młodziusieńka.

Autorka nie opisuje określonej miniatury, nie przedrzeźnia nawet konkretnego malarza, lecz żartuje ze stylu, w słowie oddając malarską tendencję do upiększania świata (styl ten nazwano gotykiem dworskim, międzynarodowym i innymi przymiotnikami). Dlatego wiersz świetnie pasuje także do obrazu da Fabriana. Opowieść o Trzech Mędrcach czy też Magach (dopiero później przemianowanych na władców) wprawdzie nie przewiduje towarzystwa małżonek, ale wspomniane szlachetne panie usługujące Maryi mogą je doskonale zastąpić, przynajmniej wizualnie, zwłaszcza że i Maria nie jest ubrana jak żona cieśli, dzięki czemu cała scena ma charakter dworsko-uroczystego spotkania na szczycie. Także nagromadzenie ludzi, zwierząt oraz bogactw służy przepychowi i pozwala uświetnić niezwykłe zdarzenie w myśl potrzeb ówczesnych odbiorców oczekujących wizualnej laudacji:

Zaraz potem trzej rycerze,

a każdy się dwoi, troi,

i jak który z miną gęstą

prędko inny z miną tęgą,

a jak pod kim rumak gniady

to najgniadszy moiściewy.

Obecny w ostatnim wersie wiersza noblistki ton plebejskiego podziwu ukazuje cel takiego malowania: oczarowanie i olśnienie widza wspaniałością pochodu, a w sensie społecznym – przedstawienia władzy, potęgi i chwały najwyższej warstwy społecznej. Jest to więc rodzaj public relations w wydaniu sprzed pół tysiąca lat. W przypadku malarstwa Gentilego poetycka kpina z gotyku okazuje się częściowo niesłuszna, a wynika to prawdopodobnie z bardziej mieszczańskiego i republikańskiego ducha Florencji niż czysto feudalnych stosunków panujących na północ od Alp. Poetka w imię realizmu domaga się sprawiedliwości społecznej w przedstawianiu świata, skoro pisze:

Kto zasię smutny, strudzony,

z dziurą na łokciu i z zezem,

tego najwyraźniej brak.

Najżadniejszej też kwestii

Mieszczańskiej czy kmiecej

Pod najlazurowszym niebem.

Żart jest podwójny, bo ironia dotyczy także marksistowskiej historii sztuki, wszędzie doszukującej się walki klas. Ideologia postępu wymagała odzwierciedlenia stosunków społecznych także od malarstwa (poetka sama uległa tym błędom i wypaczeniom, więc wiedzę czerpała z pierwszej ręki). Okazuje się, że zarzut jest niezupełnie adekwatny. Oglądając uważnie obraz, zauważymy, że „kwestia mieszczańska" została ujęta w ten sposób, że florencki patrycjusz wrzepił się w wyższą sferę dzięki swej majątkowej pozycji, co jest dowodem na awans społeczny, który mógłby zadowolić nawet Engelsa, a – kto wie? – może nawet pieczeniarzy z „Krytyki Politycznej". Poza Italią mieszczaństwo nigdzie nie wywalczyło sobie takiej pozycji aż do czasów rewolucji francuskiej, tak więc mamy do czynienia z artystycznym zapisem gigantycznego sukcesu społecznego.

Dworność w republice

Czy istnieje mentalne i socjalne objaśnienie malarskiego stylu? Chyba tak, choć ostrożność nie zawadzi, aby nie popaść w okres kolejnych błędów i wypaczeń albo jakiś marksizm po kulturowym liftingu. Sposób malowania wyraża zapewne aspiracje oraz postawę zarówno twórcy, jak i fundatora. Obaj pną się do góry po szczeblach społecznej drabiny i niby dlaczego mieliby się odwoływać do prostego ludu? To nie są zwolennicy średniowiecznej republiki, która sławi dobre rządy jak sławna panorama Lorenzettich „Dobre i złe rządy". Sielski i pracowity lud wyobrażony na freskach sieneńskiego ratusza nie tylko gloryfikuje rządy patrycjatu, ale wyraża pewną sielankową koncepcję życia, być może nawet z jakimiś starożytnymi parantelami na temat bukolicznej szczęśliwości. Szumiące łany zbóż, szarozielone gaje oliwne, a przede wszystkim równe rzędy winorośli otaczające mury Sieny – oto ideał i wzór ludzkiego kosmosu, namalowany ku sławie miasta-republiki.

Ale największą różnicą między późnogotyckim idealizmem a wielkim freskiem Lorenzettich jest demokratyzm przedstawienia wyższych i niższych warstw społecznych, wyraźny u republikańskich Sieneńczyków. W miniaturach średniowiecznych malowanych przez dworskich malarzy chłopi – jeśli się z rzadka pojawiają – namalowani są prymitywnie, nawet karykaturalnie, ponieważ są symbolami prostactwa i półdzikości natury. Tymczasem duch republikański, który emanuje z przedstawienia „Dobrych rządów", wymaga, by i szczęśliwy lud przedstawiał się pozytywnie. W sieneńskim Palazzo Publico humor pędzla nie objawia się niezgrabnością wiejskich i miejskich prostaków: chłopów, woźniców, tragarzy, murarzy czy szewca przy warsztacie. Eksponowana jest raczej pogoda detalu oraz liryzm szczegółów miejskiego i wiejskiego życia. Patrycjat jest – oczywiście – lepiej ubrany, ale pospólstwo nie jawi się odrażająco.

A na obrazie da Fabriana? Wystarczy porównać służbę i panów, by wychwycić różnicę między gębą stajennego a obliczem wielmoży, rozczochraną czupryną a utrefionym włosem, karykaturą a idealizacją. Nawet pochodzący z ludu święty Józef przedstawiany jest mniej pochlebnie i aż narzuca się pytanie, skąd mu przyszedł ten zaszczyt, że został opiekunem Króla i mężem Królowej? I to Niebios! Tu pewien niuans. Gentile namalował Onufrego Strozziego jako starszego sokolnika (strozziere po włosku) tuż za najmłodszym Królem, a dalej na prawo w czerwonej czapce pojawił się także jego syn Palla Strozzi, fundator dzieła. Są to dostojne i inteligentne fizjonomie, choć z racji miejsca w orszaku na to nie zasługują. W dolnych rogach ołtarza malarz umieścił herby Strozzich. Dzieło nie mogło być zatem skromne, skoro służyło wciśnięciu się kupca w arystokratyczne kręgi. Nie tylko na obrazie, ale i w politycznej rzeczywistości.

Na koniec – w obronie realizmu i wyczulenia na kwestię społeczną ze strony malarza – dodajmy, że i szubieniczkę by się znalazło. Wprawdzie nie u samego Gentilego, któremu się zmarło, ale u jego ukochanego ucznia, który dokończył niejedną pracę po śmierci swego mistrza. Otóż Pisanello namalował olbrzymi fresk w kościele Sant'Anastasia w niedalekiej Weronie. W kaplicy Pellegrinich malarz przedstawił św. Jerzego tuż przed walką ze smokiem, w rozmowie z księżniczką.

Dzieło jest w strasznym stanie, ale sceneria za to nie mniej baśniowa niż w „Pokłonie Trzech Króli", szaty też najjedwabniejsze, miasto na horyzoncie zdobne w budowle o dziesiątkach pinakli i rozet, a każda najsubtelniej rżnięta w białym kamieniu. Również zamek został wyposażony w siedem wież, z których każda najwyższa. Rycerz – jak się patrzy: w srebrzystej zbroi i złotogłowiu; księżniczka cała w dostojnych brokatach. Nawet karzeł na koniu – giermek trzymający włócznię Świętego Rycerza – należy do gatunku najkarłowatszych i sama noblistka nie wymyśliłaby bardziej typowego kurdupla przykrytego wielkim szyszakiem. W całej scenie panuje liryzm, nastrój ciszy i elegancji, choć to chwila podejmowania decyzji o straszliwym pojedynku z potworną bestią. Utrefionej czuprynie młodzieńca odpowiada biała cera księżniczki o wyniosłym czole.

Otóż w takim baśniowym krajobrazie, gdzie wszystko jest srebrne, jakby spowite światłem księżyca, wśród suchych kęp jałowca, na lewo od miasta, zanim rozciągną się pola najzieleńsze i morze z korabiem kołysanym falą, stoi sobie szubienica, pod którą przejeżdża kawalkada jeźdźców. Akurat tu fresk jest najmniej uszkodzony. Dwaj wisielcy odmalowani najprecyzyjniej. Widać nie tylko skrępowane z tyłu ręce, ale nawet spuszczone do połowy łydki pludry, co może być związane z faktem, że ten rodzaj śmierci powoduje wypróżnienie. Uznajmy, że ten szczegół ratuje honor włoskiego malarstwa w dziedzinie „najfeudalniejszego realizmu".

Wzloty i upadki bankierów

Pierwsze trzydzieści lat piętnastego wieku to okres największej potęgi i chwały rodziny Strozzich, a głowy rodu w szczególności. Ale gigantyczne posagi dla córek (nie mówiąc już o weselach, które imponowały całemu miastu, a może nawet Italii), równie wystawny pogrzeb ojca, a także rodowa kaplica i zamówione dzieła sztuki mocno nadwyrężyły kapitał zakładowy, który w 1433 roku wynosi już tylko 40 tysięcy florenów. Sam ołtarz „Adoracja Trzech Króli" kosztował 30 tysięcy! Strozzi wyraźnie przesolił w familijnych „działaniach marketingowych" i zadłużał się u innych bankierów. Ale nie brak płynności gotówkowej był przyczyną upadku bogacza.

Polityczno-gospodarcza walka między największymi rodami była solą republikańskiej polityki. Kiedy nie wystarczały mariaże, strategiczne alianse lub ekonomiczna kooperacja – sięgano po sztylet, truciznę lub polityczną broń, jak wygnanie. Dwie bankierskie familie – Albizzi i Bardii – w 1433 roku połączyły się przeciwko de Medici i wygnały z miasta Cosimo de Vecchio. Palla Strozzi zajął postawę neutralną. To był błąd. Rok później Stary Kosma znów rządzi miastem, bo bank Medyceuszy wycofał kapitały do Wenecji, co spowolniło gospodarkę Florencji. Lud był po stronie banity, zwłaszcza że stronnicy nie próżnowali. Na wygnanie idą z kolei rodziny Albizzich i Bardich, a także Strozzich i Brancaccich. Palla Strozzi umiera w 1462 roku w Padwie, nigdy już nie postawiwszy nogi w rodzinnym mieście.

Szesnastowieczny nowelista Mateo Bandello, komentując szafowanie karą śmierci i banicją jako formą represji wobec przeciwników politycznych, powiada, że „gdyby ci wszyscy, których wygnano z Florencji, i ci wszyscy, których nędznie zamordowano, zebrali się w jednym miejscu, utworzyliby miasto znacznie większe od dzisiejszej Florencji".

Palla Strozzi był człowiekiem wybitnym. Zmarł mając lat 90, z tego ostatnie 30 lat swego czynnego życia spędził na wygnaniu, głównie w Padwie. Był nie tylko wielkim mecenasem kultury i postacią wszechstronnie wykształconą, ale człowiekiem niezwykłej witalności. Jego banicja opiewała na lat dziesięć, ale kontrolowana przez Medyceuszy Signoria przedłużała mu ten wyrok trzykrotnie! Mimo to – jak pisze ówczesny księgarz i pamiętnikarz Vespasiano da Bisticci – „nigdy nie złorzeczył ojczyźnie ani nie pozwolił też tego czynić w swojej obecności innym". Imponuje mi ta postawa, bo kto w sercu swoim potrafi odseparować osobistą krzywdę od bólu ojczyzny, a państwo od czynów rządzących? Nawet Dante tego nie potrafił, czego dowodem zaludnienie jego »Piekła«".

Wyrozumiały Kosma Medici pozwala synowi Palli, Filippo Strozzi, na powrót, a nawet na budowę najokazalszego pałacu w mieście (Filippo na emigracji w Rzymie dorobił się fortuny większej od Medyceuszy). Zachował się pamiętnikarski opis tego wielkiego wydarzenia w życiu miasta. Jest to opowieść skromnego kupca, niejakiego Tribaldo de'Rossi, który jest świadkiem kopania fundamentów pod ogromną budowlę Palazzo Strozzi rozpoczętą w 1489 roku. Tribaldo zabiera swoje dzieci, aby były świadkami dumnego wzrostu miasta. Czteroletni synek wrzuca do wykopanego dołu róże, a ojciec dorzuca starego solda z florencką lilijką i nakazuje synowi, aby „zapamiętał sobie tę ważną chwilę".

Obsypywanie Najwyższego takimi darami było gestem godnym bankierów, a poza tym w jakiś sposób rehabilitowało potępianą przez Kościół lichwę! Dzisiaj nazywamy to „praniem brudnych pieniędzy" – tyle że kilkaset lat temu sankcje nie były światowe, lecz pozaświatowe.

W 1420 roku, kiedy Gentile da Fabriano maluje „Adorację Trzech Króli", bankier Palla Strozzi był najbogatszym człowiekiem Florencji z kapitałem ponad 100 tysięcy florenów. Rodzina trzyma z Medyceuszami, co ważne, bo jak zawsze połączenie władzy politycznej i gospodarczej dawało wielką przewagę nad konkurencją: pozwalało pozyskiwać intratne kontrakty, nawiązywać zagraniczne więzi, zyskiwać przyjaźń monarchów i zwiększać udział w rynku. Władza dawała też możliwość nękania konkurencji, a nawet wykańczania gospodarczych rywali podatkami.

Przeliczanie zasobów finansowych władców Florencji na dzisiejszą wartość euro czy dolara jest zadaniem karkołomnym. Jaką taką pomocą może być dzisiejsza wartość złota i fakt, że floren nie był „psuty". Pieniądz bity od 1252 roku zawierał 3,53 grama 24-karatowego złota, co oznacza, że wartość samego kruszcu w monecie wynosi dzisiaj około 150 dolarów. Tak więc sam kapitał Banco Strozzi wynosiłby obecnie 15 milionów dolarów, a gdzie depozyty, posiadłości, dzieła sztuki, kosztowności, budynki?

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą