Niepokorni pogromcy kaczek

Serial reality show „Duck Dynasty" rozwinął się inaczej, niż planowali producenci: zamiast stać się zabawą dla mieszczuchów, którzy mogliby się pośmiać z życia „rednecków" z Południa, stał się oglądaną przez miliony apologią tradycyjnego życia.

Publikacja: 10.01.2014 18:54

Red

W połowie grudnia miesięcznik dla mężczyzn „GQ" opublikował fragment reportażu traktującego o rodzinie Robertsonów – gwiazdach telewizji amerykańskiej, znanych z nadawanego przez stację telewizji kablowej A&E reality show „Duck Dynasty". Skąd tytułowe kaczki? Bo głównym zajęciem, a zarazem hobby całego klanu jest polowanie na te dzikie zwierzęta na błotach i mokradłach rodzinnej Luizjany w miejscowości West Monroe. To tam pojechał reporter miesięcznika i tam udało mu się usłyszeć „słowa prawdy" od głowy rodu, 67-letniego Phila, których nie zdołał wychwycić i ocenzurować na czas przydzielony dziennikarzowi piarowiec z kanału A&E. Artykuł, którego podtytuł brzmiał „Jakim cudem rodzina pożeraczy wiewiórek, cytujących bez przerwy Biblię i rzucających mądrości myśliwych dorobiła się 14 milionów fanatycznych wyznawców?", wywołał burzę.

Prorok z Luizjany

Pośród mokradeł, w swoim królestwie dzikiej przyrody Phil powiedział bez ogródek, co myśli o współczesnym świecie, Bogu, grzechu, a zwłaszcza o homoseksualistach. Dla wielu czytelników, zwłaszcza tych politycznie poprawnych, musiało to stanowić nie lada szok. Ot, choćby krótki wykład o współczesnym grzechu: zdaniem głowy rodu występek w Ameryce bierze się „z zatarcia podziału na dobro i zło", jest konsekwencją wyrugowania z życia publicznego Boga i religii. Współczesne grzechy? Zdaniem starego Robertsona „zaczęło się od zachowań homoseksualnych... A potem stosunki ze zwierzętami, sypianie z wieloma kobietami...". Phil zakończył parafrazą słów świętego Pawła z listu do Koryntian, zapowiadając: „Nie łudźcie się. Ani cudzołożnicy, ani bałwochwalcy, ani męskie prostytutki, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego. Nie, nie łudźcie się".

Już fragment reportażu – całość miała zostać opublikowana w styczniowym numerze miesięcznika – rozpętał burzę. Do akcji szybko wkroczyły organizacje aktywistów gejowskich. Jedna z nich, GLAAD, w ostrych słowach potępiła bohatera „Duck Dynasty": „Phil i jego rodzina mienią się być chrześcijanami, ale kłamstwa Phila na temat całej społeczności stoją w jawnej sprzeczności z tym, w co wierzą prawdziwi chrześcijanie. Najwyraźniej nic nie wie on o gejach ani o większości mieszkańców Luizjany i wszystkich Amerykanach, którzy popierają prawo do trwałych związków kochających się gejów i lesbijek" – brzmiało oświadczenie, po którym padła groźba bojkotu stacji. „Gotowość Phila do formułowania tak jadowitych i ekstremalnych stereotypów jest plamą na honorze stacji A&E i jego sponsorów, którzy powinni przemyśleć na nowo swoje związki z osobą wyrażającą publiczną pogardę dla osób reprezentujących LGBT i ich rodzin", zagrzmieli aktywiści gejowscy.

Słowem – kolejna bitwa rozgrzewająca do czerwoności „żołnierzy" wojny kulturowej, jaka od wielu lat rozpala Amerykę. Starcie tradycyjnej, wiejskiej i małomiasteczkowej Ameryki, głównie z Południa i tzw. Pasa Biblijnego – która kocha Boga, tradycyjną rodzinę i swobodny dostęp do broni palnej – z wielkomiejską, metroseksualną elitą, która czuje się w obowiązku zwalczać nietolerancyjne jej zdaniem i przepełnione nienawiścią do inności „buractwo".

Już 18 grudnia władze stacji A&E odpowiedziały na apel. Zadeklarowali, że „są rozczarowani" komentarzami Phila, „którego prywatne poglądy nie odzwierciedlają stanowiska stacji A&E, która zawsze mocno popierała środowisko LGBT i była jego sojusznikiem". Stacja zdecydowała się więc „zawiesić bezterminowo uczestnictwo Phila w produkcji kolejnych odcinków", co oznaczało, że głowa rodziny otrzymała zakaz udziału w kręconych właśnie ostatnich odcinkach piątej serii reality show.

Dopiero wtedy jednak spór o to, w jaki sposób można publicznie mówić o homoseksualistach, zaczął się na dobre.

Przez lata rodzina Robertsonów zdążyła zbudować prawdziwe imperium. Jego podwaliny położył 67-letni dzisiaj Phil, który na początku lat 70. zaczął produkować gwizdki, pomagające myśliwym wabić dzikie kaczki. Wabiki rozchodziły się tak dobrze, że Phil z rodziną zaczęli wychodzić na swoje. Obecnie Duck Commander Inc. (własność Phila i jego syna Willa) przynosi miliony dolarów, a oprócz wabików (najtańsze sprzedawane są po 35 dolarów sztuka) produkuje inne akcesoria myśliwskie.

Gwizdki i media

Ale sławę przyniosła Robertsonom telewizja. Najpierw była seria DVD dla myśliwych, potem program w kanale Outdoor. Tam wypatrzyli ich ludzie ze stacji A&E, proponując stworzenie reality show, opowiadającego o codziennym życiu klanu na mokradłach Luizjany. Pierwszy odcinek pokazano w marcu 2012 r. Po roku „Duck Dynasty" stał się najbardziej oglądanym show telewizji kablowej w całej Ameryce, z widownią sięgającą 14 milionów widzów.

„Duck Dynasty" to zabawna, pełna dowcipu opowieść o kochającej myślistwo i dziką naturę rodzinie. Cecha charakterystyczna: czterej główni bohaterowie noszą brody, do złudzenia przypominające zarost prezentowany przez członków słynnej grupy rockowej ZZ Top (ich muzyka ilustruje zresztą czołówkę programu). Do tego maskujące (do polowania na kaczki) amerykańskie bandany na głowach i niekończące się rozmowy, które stale kręcą się wokół polowań, rodziny oraz biznesu. Wszystko to podlane sosem południowej obyczajowości: bez przekleństw, za to z obowiązkową wspólną kolacją przy stole, poprzedzoną modlitwą dziękczynną do Boga.

Phil Robertson jest najstarszym uczestnikiem telewizyjnego show. Nestor rodu to absolutny fanatyk polowania na kaczki: w czasie 10-tygodniowego sezonu nie myje się ani nie przebiera, aby lepiej wtopić się w naturę i lepiej polować. Syn Phila, 41-letni Willie, to biznesowa twarz dynastii: to on zawiaduje firmą i podejmuje poważne decyzje finansowe. Jego brat Jase własnoręcznie wytwarza gwizdki. Pomaga im wszystkim Si Robertson. To brat Phila (co za tym idzie, wuj Williego i Jase'a), jego „najlepszy przyjaciel oraz wspólnik". Ten były żołnierz z Wietnamu (co mocno ukształtowało jego osobowość) pomaga przy produkcji gwizdków i wygłasza swoje mądrości, nie rozstając się z zielonym, plastikowym kubkiem na napoje chłodzące.

Są też oczywiście postacie kobiece. Najważniejsza to Kay Robertson – żona Phila i matka Williego i Jase'a – która, jak przystało na kobietę z Południa, trzyma całą rodzinę w kupie i doskonale gotuje. Do tego – żony młodszych Robertsonów, które też pomagają w rodzinnym biznesie. Głównym bohaterom towarzyszą inni członkowie rodziny oraz pracownicy i przyjaciele.

Oprócz Boga dla Robertsonów istnieje tylko jedna świętość: dziesięciotygodniowy sezon polowania na kaczki, które przylatują do Luizjany nawet z odległej Kanady. Świętość tak wielka, że w młodości Phil – świetny zawodnik w drużynie futbolu amerykańskiego już w szkole średniej – zaledwie po roku odrzucił szansę gry wśród najlepszych, porzucając uniwersytet Luisiana Tech, gdzie otrzymał stypendium sportowe i gdzie wróżono mu karierę w zawodowej lidze NFL. Wszystko dlatego, że mecze drużyny kolidowały z sezonem polowania na kaczki, przypadającym na ostatnie dwa miesiące roku.

Rodziną silni

Gdy tylko za sprawą artykułu w „GQ" i reakcji środowisk LGBT wybuchł skandal, Phil wydał oświadczenie. Napisał w nim, że „sam jest produktem lat 60. i jego życie koncentrowało się wokół seksu, narkotyków i rock and rolla". Do czasu, gdy „osiągnął dno i wybrał Jezusa na swojego Zbawcę". To częsta formuła używana przez „narodzonych na nowo" protestantów, ale dobrze oddaje przełom w życiu najstarszego z rodu Robertsonów. Jak sam przyznaje, jego ówczesne życie wypełniał alkohol, łykanie różnego rodzaju prochów, romanse i bójki.

Dzięki wierze powrócił do żony i trzech synów i na stałe osiadł w Luizjanie. „Dzisiaj moją misją jest wychodzenie do ludzi i mówienie im, dlaczego wybrałem Jezusa i o czym uczy Biblia. Oczywiście, nigdy nie będę traktował nikogo bez szacunku tylko dlatego, że jest ode mnie inny" – napisał w oświadczeniu, dodając, że „tak jak Bóg kocha wszystkich".

Przeciwnicy „Duck Dynasty" uznali to oświadczenie za brak skruchy. Większość mediów zaczęła wyrażać  oburzenie na rednecka, rutynowo potępiając jego homofobię i nietolerancję, przyklaskując decyzji kanału A&E i wzmagając presję na reklamodawców, apelując, by przyłączyli się do bojkotu. Do tego doszło dość naciągane oskarżenie o rasizm, bowiem Phil – wspominając swoją młodość „biednego, białego śmiecia" (white trash) pracującego razem na polu z czarnoskórymi biedakami – nie dokonał rytualnego potępienia segregacji rasowej na Południu. Zarzut błahy, ale podczas medialnej nagonki. Zapowiadało się, że Phil do „Duck Dynasty" już nie wróci.

Stało się inaczej, bo rodzina zachowała się solidarnie, stawiając ultimatum: albo filmujemy z Philem, albo wcale. „Choć niektóre wypowiedzi Phila można było uznać za grubiańskie, jego przekonania opierają się na tym, co mówi Biblia" – oświadczyli synowie i żona.  Głos zabrali też widzowie „Duck Dynasty". Pod petycją o przywrócenie Phila (IStandWithPhil.com – „stoję murem za Philem") podpisało się w kilka dni ćwierć miliona chętnych. Internet zaroił się od komentarzy i wyrazów poparcia. Ich siła była tak duża, że pewna sieć handlowa, która pod wpływem apelu GLAAD zaczęła usuwać ze swoich sklepów gadżety z podobiznami „Duck Dynasty", wycofała się z tej decyzji zaledwie po jednym dniu.

Do boju ruszyli także konserwatywni politycy z Sarah Palin na czele, która do swych fanów na Facebooku napisała, że „wolność słowa jest niczym gatunek zwierząt zagrożony wyginięciem", a zamach hejterów jest atakiem na wszystkich konserwatystów. Sam Phil w Boże Narodzenie wzmocnił przekaz, deklarując, że „jeśli jesteś facetem, znajdź sobie kobietę. Weź ją za żonę i tyle. Zwykły rozsądek mówi, że do rozmnażania potrzebni są kobieta i mężczyzna. Od samego początku Jezus mówił: kobieta i mężczyzna". W mediach zaczęły pojawiać się przecieki, że od początku kręcenia serialu narastają tarcia między Robertsonami a producentami ze stacji A&E, którzy starali się jakoby wycinać z nagrań, gdzie tylko się da, słowo „Jezus" wypowiadane przez uczestników show.

Stacja A&E znalazła się między młotem a kowadłem. Zachowała się zgodnie z kanonem politycznej poprawności, zawieszając Phila Robertsona, zyskując poklask i uznanie lewicowych elit za szybkość działania. „Duck Dynasty" przez dwa lata stał się jednak prawdziwą fabryką pieniędzy. Program wszedł na antenę wiosną 2012 r., ale prawdziwa eksplozja popularności nastąpiła po emisji w grudniu 2012 r. specjalnego, świątecznego wydania. Czwarty z sezonów pobił rekord wszech czasów dla reality show w telewizji kablowej – 13,8 miliona widzów. Ta popularność przekłada się na wielkie pieniądze. Dwie duże korporacje będące właścicielami stacji – Walt Disney Corp. i Hearst Corp. – nie mogły odpuścić wartego już 400 milionów dolarów rynku gadżetów (plus 80 milionów z reklam za pierwsze trzy kwartały zeszłego roku).

T-shirt z Walmartu

Gadżety „Duck Dynasty" można na południu Ameryki spotkać wszędzie. W zeszłym roku ogłoszono, że najpopularniejszym ubraniem sprzedawanym w sieci Walmart były T-shirty z podobizną brodaczy z Luizjany. A supermarkety Walmartu, którego slogan reklamowy brzmi „kupuj taniej, żyj lepiej", to symbol biedniejszej Ameryki, przede wszystkim tej z Południa. Jeśli spojrzeć na mapę, widać, że zasięg sklepów firmy założonej w Arkansas (raczej nieobecnej w dużych miastach na Północy) pokrywa się z granicami „tradycyjnej Ameryki".

Sieć Walmart oferuje, jak chwali się firma, ponad tysiąc gadżetów z logo lub wizerunkami bohaterów „Duck Dynasty". Począwszy od kapci i piżam, poprzez słuchawki, szklanki i otwieracze do butelek, aż po książki wydane przez członków obsady, które również biją rekordy popularności. „Happy, happy, happy" (czyli „po trzykroć szczęśliwy") Phila, „Si-cology" („Si-ologia"), czyli zbiór mądrości życiowych wujka Si, wreszcie „Duck Commander" Willa – wszystkie stały się bestsellerami o łącznym nakładzie ponad dwóch milionów egzemplarzy. Do tego kartki bożonarodzeniowe, ba, zbiorek „kolęd dla rednecków".

A przecież Walmart to tylko jedna z wielu sieci rozprowadzających gadżety „Duck Dynasty". Serial stał się prawdziwym fenomenem kulturowym. – Oni się modlą po każdym odcinku. To jest właśnie typowy Midwest, „Ameryka Środka", z którą  utożsamiają się kupujący w Walmarcie. To ludzie ze wsi i małych ośrodków. Dla nich Robertsonowie to ucieleśnienie amerykańskiego snu: własną pracą stali się milionerami. Ale jednocześnie każdy, kto pracuje za 8 dolarów na godzinę, może czuć się kimś takim samym, jak oni – tłumaczył na łamach „Forbesa" Charlie Anderson, szef agencji marketingowej Shoptology.

Cały ten cud finansowy stanąłby pod znakiem zapytania, gdyby doszło do zerwania współpracy między rodziną Robertsonów a stacją A&E. Ten argument przemówił do decydentów. 28 grudnia, zaledwie w dziewięć dni po pierwotnej decyzji, stacja A & E nieco półgębkiem poinformowała o „odwieszeniu" Phila. Zgrabnie napisany komunikat prasowy pozwolił szefostwu stacji na zachowanie twarzy. Podkreślono w nim, że „»Duck Dynasty« to nie show o jednym człowieku. To program o rodzinie... rodzinie, którą pokochała Ameryka. Jak nieraz widzieliśmy, rodzina gromadzi się, żeby modlić się o jedność, tolerancję i przebaczenie. To trzy wartości, do których w  A&E przywiązujemy ogromną wagę". GLAAD nie kryła rozczarowania.

Do kamer!

Piętnastego stycznia na ekranach pojawi się więc kolejny, piąty już sezon „Duck Dynasty", a na wiosnę rozpocznie się filmowanie kolejnej edycji. Na sam koniec roku padły pojednawcze słowa. „Zbliża się nowy rok i jesteśmy gotowi zacząć na nowo", powiedział w telewizji Fox News Will tuż przed wybiciem północy. Dorzucił, że „rodzina i stacja A&E mają się świetnie", co oznacza pewnie, że obie strony myślą teraz tylko o nakręceniu kolejnego sezonu przygód rodziny myśliwych z Luizjany. Szóstego i ostatniego w kontrakcie. Co dalej? Dowiemy się pewnie za kilka miesięcy, gdy będzie jasne, czy oglądalność i zyski z gadżetów rosną. Jedno jest pewne: Robertsonowie będą w komfortowej sytuacji. To oni będą dyktować warunki.

GLAAD nie zamierza zasypiać gruszek w popiele: zgodnie z zapowiedzią dalej zamierza naciskać na firmy emitujące reklamy poprzedzające kolejne odcinki „Duck Dynasty". Czy okażą się skuteczni? Fachowcy przewidują, że część reklamodawców może się po cichu wycofać.

Z kolejnej potyczki wojny kulturowej zadowoleni wydają się wszyscy. Aktywiści gejowscy – bo mimo porażki protestu mogą podnosić kwestię nietolerancji, co działa zapewne odstraszająco na artystów o słabszych nerwach oraz dobrze wpływa na ilość wpłat na konto kampanii. Konserwatyści – bo obronili „swoich". Stacja A&E – bo „Duck Dynasty" wzmocniło rozpoznawalność marki: można się spodziewać kolejnych rekordów oglądalności. Półki sklepowe zostały wyczyszczone z gadżetów, 24-godzinne telewizyjne kanały informacyjne miały „temat" w tradycyjnie słabo oglądanym sezonie przedświątecznym, a Robertsonowie zyskali nieśmiertelność w popkulturze.

Całą sprawą najmniej przejęty wydaje się sam sprawca zamieszania.

Nie ma wątpliwości, że reality show prędzej czy później się skończy. Co wtedy? Nic nowego. Pozostanie na mokradłach, będzie polował i dalej głosił Słowo Boże. „Jesteśmy głosicielami Biblii, którzy przypadkiem znaleźli się w telewizji", powiedział najsławniejszy pogromca dzikich kaczek. I można mu wierzyć na słowo.

W połowie grudnia miesięcznik dla mężczyzn „GQ" opublikował fragment reportażu traktującego o rodzinie Robertsonów – gwiazdach telewizji amerykańskiej, znanych z nadawanego przez stację telewizji kablowej A&E reality show „Duck Dynasty". Skąd tytułowe kaczki? Bo głównym zajęciem, a zarazem hobby całego klanu jest polowanie na te dzikie zwierzęta na błotach i mokradłach rodzinnej Luizjany w miejscowości West Monroe. To tam pojechał reporter miesięcznika i tam udało mu się usłyszeć „słowa prawdy" od głowy rodu, 67-letniego Phila, których nie zdołał wychwycić i ocenzurować na czas przydzielony dziennikarzowi piarowiec z kanału A&E. Artykuł, którego podtytuł brzmiał „Jakim cudem rodzina pożeraczy wiewiórek, cytujących bez przerwy Biblię i rzucających mądrości myśliwych dorobiła się 14 milionów fanatycznych wyznawców?", wywołał burzę.

Prorok z Luizjany

Pośród mokradeł, w swoim królestwie dzikiej przyrody Phil powiedział bez ogródek, co myśli o współczesnym świecie, Bogu, grzechu, a zwłaszcza o homoseksualistach. Dla wielu czytelników, zwłaszcza tych politycznie poprawnych, musiało to stanowić nie lada szok. Ot, choćby krótki wykład o współczesnym grzechu: zdaniem głowy rodu występek w Ameryce bierze się „z zatarcia podziału na dobro i zło", jest konsekwencją wyrugowania z życia publicznego Boga i religii. Współczesne grzechy? Zdaniem starego Robertsona „zaczęło się od zachowań homoseksualnych... A potem stosunki ze zwierzętami, sypianie z wieloma kobietami...". Phil zakończył parafrazą słów świętego Pawła z listu do Koryntian, zapowiadając: „Nie łudźcie się. Ani cudzołożnicy, ani bałwochwalcy, ani męskie prostytutki, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego. Nie, nie łudźcie się".

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy