W połowie grudnia miesięcznik dla mężczyzn „GQ" opublikował fragment reportażu traktującego o rodzinie Robertsonów – gwiazdach telewizji amerykańskiej, znanych z nadawanego przez stację telewizji kablowej A&E reality show „Duck Dynasty". Skąd tytułowe kaczki? Bo głównym zajęciem, a zarazem hobby całego klanu jest polowanie na te dzikie zwierzęta na błotach i mokradłach rodzinnej Luizjany w miejscowości West Monroe. To tam pojechał reporter miesięcznika i tam udało mu się usłyszeć „słowa prawdy" od głowy rodu, 67-letniego Phila, których nie zdołał wychwycić i ocenzurować na czas przydzielony dziennikarzowi piarowiec z kanału A&E. Artykuł, którego podtytuł brzmiał „Jakim cudem rodzina pożeraczy wiewiórek, cytujących bez przerwy Biblię i rzucających mądrości myśliwych dorobiła się 14 milionów fanatycznych wyznawców?", wywołał burzę.
Prorok z Luizjany
Pośród mokradeł, w swoim królestwie dzikiej przyrody Phil powiedział bez ogródek, co myśli o współczesnym świecie, Bogu, grzechu, a zwłaszcza o homoseksualistach. Dla wielu czytelników, zwłaszcza tych politycznie poprawnych, musiało to stanowić nie lada szok. Ot, choćby krótki wykład o współczesnym grzechu: zdaniem głowy rodu występek w Ameryce bierze się „z zatarcia podziału na dobro i zło", jest konsekwencją wyrugowania z życia publicznego Boga i religii. Współczesne grzechy? Zdaniem starego Robertsona „zaczęło się od zachowań homoseksualnych... A potem stosunki ze zwierzętami, sypianie z wieloma kobietami...". Phil zakończył parafrazą słów świętego Pawła z listu do Koryntian, zapowiadając: „Nie łudźcie się. Ani cudzołożnicy, ani bałwochwalcy, ani męskie prostytutki, ani mężczyźni współżyjący ze sobą, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego. Nie, nie łudźcie się".
Już fragment reportażu – całość miała zostać opublikowana w styczniowym numerze miesięcznika – rozpętał burzę. Do akcji szybko wkroczyły organizacje aktywistów gejowskich. Jedna z nich, GLAAD, w ostrych słowach potępiła bohatera „Duck Dynasty": „Phil i jego rodzina mienią się być chrześcijanami, ale kłamstwa Phila na temat całej społeczności stoją w jawnej sprzeczności z tym, w co wierzą prawdziwi chrześcijanie. Najwyraźniej nic nie wie on o gejach ani o większości mieszkańców Luizjany i wszystkich Amerykanach, którzy popierają prawo do trwałych związków kochających się gejów i lesbijek" – brzmiało oświadczenie, po którym padła groźba bojkotu stacji. „Gotowość Phila do formułowania tak jadowitych i ekstremalnych stereotypów jest plamą na honorze stacji A&E i jego sponsorów, którzy powinni przemyśleć na nowo swoje związki z osobą wyrażającą publiczną pogardę dla osób reprezentujących LGBT i ich rodzin", zagrzmieli aktywiści gejowscy.
Słowem – kolejna bitwa rozgrzewająca do czerwoności „żołnierzy" wojny kulturowej, jaka od wielu lat rozpala Amerykę. Starcie tradycyjnej, wiejskiej i małomiasteczkowej Ameryki, głównie z Południa i tzw. Pasa Biblijnego – która kocha Boga, tradycyjną rodzinę i swobodny dostęp do broni palnej – z wielkomiejską, metroseksualną elitą, która czuje się w obowiązku zwalczać nietolerancyjne jej zdaniem i przepełnione nienawiścią do inności „buractwo".
Już 18 grudnia władze stacji A&E odpowiedziały na apel. Zadeklarowali, że „są rozczarowani" komentarzami Phila, „którego prywatne poglądy nie odzwierciedlają stanowiska stacji A&E, która zawsze mocno popierała środowisko LGBT i była jego sojusznikiem". Stacja zdecydowała się więc „zawiesić bezterminowo uczestnictwo Phila w produkcji kolejnych odcinków", co oznaczało, że głowa rodziny otrzymała zakaz udziału w kręconych właśnie ostatnich odcinkach piątej serii reality show.
Dopiero wtedy jednak spór o to, w jaki sposób można publicznie mówić o homoseksualistach, zaczął się na dobre.