Dla Madziarów nie był to zwykły mecz, to była prawdziwa wojna. „Wszyscy mówiliśmy w miarę dobrze po rosyjsku" – wspominał po latach najmłodszy gracz węgierskiej reprezentacji Ervin Zador. „Plan był więc prosty: gdy tylko była okazja, Sowieci słyszeli z naszych ust najgorsze epitety. Wiedzieliśmy, że stracą nerwy, a jak stracą nerwy, zaczną grać gorzej".

Tak też się stało. Węgrzy wygrywali 4:0 i pewnie zmierzali po zwycięstwo. W basenie i wokół niego atmosfera była jednak coraz gęstsza, waterpoliści obu stron faulowali się bez opamiętania, a kilka tysięcy węgierskich kibiców (głównie imigrantów) miało wyraźną ochotę wskoczyć do wody i dopomóc rodakom w akcie zemsty.

Została minuta regulaminowego czasu gry. Ervin Zador usłyszał gwizdek – myślał, że to sędzia właśnie zakończył mecz. Gwizdał jednak jeden z podekscytowanych kibiców. Zador na ułamek sekundy odwrócił głowę – w tym momencie jeden z zawodników ZSRS wyskoczył w górę i wymierzył mu cios pięścią w twarz. Zakrwawionego Zadora wyprowadzono z basenu, a sędzia postanowił zakończyć spotkanie. Sowieckim graczom towarzyszyła w drodze do szatni policja – gdyby nie eskorta, prawdopodobnie doszłoby do linczu.

Cały tekst o sporcie i polityce w Plusie Minusie