Życie na bogato

Ile można mieć zamków, pałaców, jachtów, bentleyów? Czy można kąpać się ?jak Kaczor Donald w wannie pełnej banknotów? ?Dzisiejszy luksus ma ?charakter utracjuszowski.

Publikacja: 08.02.2014 00:34

Jest taki dowcip: nowy ruski kupił sobie krawat i pokazuje go znajomemu: zobacz, zapłaciłem tylko 60 euro. Na co drugi: co ty, zwariowałeś? W sklepie na rogu można taki sam kupić za 600 euro.

Dowcip dowcipem, rzeczywistość niewiele od niego odbiega. Kupić tanio każdy może. Ale kiedy się jest bogatym, to do czego służą pieniądze, jeśli nie do pokazania? Jedna z naszych nie wiadomo z czego znanych celebrytek, 18-letnia Wiktoria Grycan, ma konto na Instagramie pełne swoich zdjęć w drogich ciuchach. Torebka Chanel za pięć tysięcy funtów, szpilki Casadei, torebka Givenchy po kilka tysięcy... Niektóre to podróbki, ale co z tego? Mało kto się pozna, a wszyscy będą zazdrościć. Informacja o cenie musi być. Grunt to pokazać, że się jest przy kasie. Fotka pań Grycan na składzie waliz Louis Vuitton, każda po parę tysięcy euro, też robi swoje. Louis Vuitton wydał wprawdzie oświadczenie, że nie ma z tym nic wspólnego, ale news poszedł w świat.

Gasnącej gwieździe Dorocie Rabczewskiej alias Dodzie lans jest potrzebny jak deszcz po suszy. Ale tylko „na bogato"– buty Louboutina, Zahy Hadid, bransoletki Hermesa. Pozować na ściance czy na imprezie w czymś tanim? Wykluczone, w grę wchodzą inwestycje wyłącznie po kilka, kilkadziesiąt tysięcy. Kupowanie w blasku fleszy, fotografowanie się ze zdobyczami w Nowym Jorku, Mediolanie, Paryżu czy chociażby w warszawskim sklepie na Moliera weszło już w zwyczaj celebryckiego kręgu. „Małgorzata Socha zachwyciła się kolekcją Balmain i Herve Leger", doniósł portal Afterparty, zamieszczając okolicznościową fotografię. Justyna Steczkowska i Karolina Malinowska także przymierzały na Moliera ciuchy i buty, chętnie pozując z nimi do zdjęć. Blogerka mody Jessica Mercedes na swoim blogu szpanuje na Manhattanie obwieszona reklamówkami znanych domów mody.

O tym, jak banalne stało się ostentacyjne wymachiwanie „luksusem", świadczy serial telewizji Viva Polska „Miłość na bogato". Opowiada o grupie młodych, zamożnych ludzi, którzy przyjeżdżają do Warszawy. Imprezy, seks, strumienie szampana to ich życie. To nic, że pokazany tu „luksus" jest tandetnym i prostackim wyobrażeniem o wspaniałym życiu skrojonym na miarę oczekiwań równie prostackich odbiorców. Sukces serialu mimo miażdżących recenzji i wyśmiania przez internet dowodzi, że właśnie „życie na bogato" jest atrakcyjne dla widzów. Pieniądze i ich skutki, nie szkodzi, że żałosne i wulgarne. Niby obciach, ale na dnie zawiść... Serial będzie rozpowszechniany w Danii, a może i w innych krajach.

Ślub? Tylko w Wersalu

Instagramowe popisy naszych gwiazdeczek to betka w porównaniu z dokonaniami prawdziwych bogaczy. Rosjanie zawsze uwielbiali przepych, tam jest on rutyną, oczekuje się go od kogoś, kto ma pieniądze. Nikt się nie wstydzi życia w bogactwie. Jak ciekawe dla gawiedzi jest życie rosyjskich i ukraińskich miliarderów, świadczy liczba przekazów, które to relacjonują. Książka „Rublowka" Walerija Paniuszkina, dokumentalny film niemieckiej dokumentalistki Irene Langeman, serial dokumentalny „Życie w przepychu" przedstawiają życie oligarchów w słynnej już na cały świat podmoskiewskiej dzielnicy, gdzie bogaci czują się bezpiecznie, wśród swoich, nie bojąc się zamachów ani porwań. Kawior na śniadanie (łyżeczka za 1000 euro), szafa pełna futer z soboli, butelka Chateau Margot za 2300 euro wlana do dania z wołowiny. Lekcja golfa na jachcie, przejażdżki prywatnym odrzutowcem, nieruchomości na każdym kontynencie to podstawowe powinności i sfery działania oligarchy. Ten niedostępny świat plutokracji, która żyje na Rublowce jak w parku narodowym, przedstawiła także Marie Freyssac w książce „Moje życie u miliarderów rosyjskich". Młoda Francuzka zatrudniła się jako guwernantka w Moskwie. Francuscy czytelnicy są bardzo ciekawi życia bogatych Rosjan.

Do grona globalnej plutokracji w satelitarnym tempie dołączyli Chińczycy. Startując z równie niskiego pułapu jak Rosjanie, równie szybko doszli na szczyty i aspirują jeszcze wyżej. Przy Stephenie Hungu, spekulancie nieruchomościowym z Hongkongu, blednie nawet Roman Abramowicz. Chińczyk odkrył swoje powołanie, zwiedzając zamek w Wersalu. W pałacu Burbonów wnętrza uderzyły go nie tylko bogactwem, ale oryginalnością: w nich wszystko jest robione na miarę. Postanowił, że u niego też tak będzie. Hotel w Makau, który właśnie buduje, nazwał Ludwik XIII – od króla, który zaczął wznosić Wersal. Otwarcie zaplanowano na rok 2016. Każdy z 230 apartamentów będzie kosztował 100 tysięcy euro za noc, dwa razy więcej niż pokój w genewskim President Wilson, najdroższym obecnie tego typu obiekcie.

Europa staje się azylem dla egzotycznych fortun, które chcą zatwierdzić swój status za pomocą historycznego otoczenia. Mieć pałac na piaskach Kuwejtu czy Bahrajnu to za mało. We Francji, kraju, gdzie jedna dziesiąta majątku narodowego znajduje się w rękach jednej stutysięcznej społeczeństwa, znaleźli swój przyczółek szejkowie z Bliskiego Wschodu. Na Avenue Foch mieszkają Katarczycy i Saudyjczycy gotowi zapłacić nawet 50 milionów euro za dom. Cudzoziemcy kupują także i odnawiają stare posiadłości. W Bordeaux Chińczyk o nazwisku Wang kupił za 30 milionów euro zamek Belfont Belcier, domenę, w której powstaje słynne wino Saint Emilion. W 2007 roku brat emira Kataru nabył za 60 milionów euro od rodziny Rothschildów Hotel Lambert, siedzibę Biblioteki Polskiej, niegdyś własność Czartoryskich. Miał zamiar przerobić siedemnastowieczny pałac na luksusową rezydencję. Plany przebudowy – m.in. zainstalowanie windy do samochodów – wywołały we Francji oburzenie. Ale do przebudowy ostatecznie nie doszło, bo w lipcu ubiegłego roku zabytek spłonął. W Londynie, w najmodniejszej dzielnicy Chelsea, gdzie czterech na dziesięciu mieszkańców nie jest Anglikami, dom kosztuje od trzech do sześciu milionów funtów.

W pierwszych latach nowego tysiąclecia ogromne pieniądze przyniosły fundusze hedgingowe, lokaty o wysokim oprocentowaniu i wysokim stopniu ryzyka. Żonglowano niezrozumiałymi dla niefinansistów instrumentami: swapami, forwardami, opcjami egzotycznymi. Fundusze wygenerowały grupę błyskawicznych młodych miliarderów, którzy parę lat przeżyli na hedonistycznym rauszu, w przekonaniu, że posiedli czarnoksięską władzę nad pieniądzem. Nadzieja przemysłu artykułów luksusowych, kupowali zachłannie rezydencje, samochody, samoloty, jachty, ubrania, biżuterię.

– Fundusze hedgingowe to głównie Stany i Wielka Brytania – mówi Ryszard Petru, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. – To prawda, szybki przyrost majątku wywołał u niejednego zawroty głowy. Takie szybkie kariery zwykle znajdują ujście w wielkim luksusie. Jednak w Polsce takie przypadki można policzyć na palcach jednej ręki.

Wilki i inne rasy

Jak kończą się zbyt szybko i niezbyt uczciwie zdobyte pieniądze, pokazuje film „Wilk z Wall Street". Jego bohater wpada w spiralę rozpusty i szaleństwa. Jesteśmy świadkami jego powolnej degradacji i upadku.

Mniej rzucający się w oczy gatunek miliarderów stanowią ci mniej ostentacyjni, którzy nie fotografują się z blond modelkami i nie obnoszą z milionami. Długowłosy Xavier Niel, założyciel Free-Iliad, akcjonariusz dziennika „Le Monde", jest fanem rocka, nosi plecak, a przemieszcza się nie bentleyem, lecz taksówką. Ale to tylko fasada... Remontuje własny pałac w paryskiej 16-tej dzielnicy,  kupił nieruchomość na wyspie Cité, wybudował hotel w Courchevel. W Chantilly, gdzie ma posiadłość, kupił pole golfowe, aby nikt mu nic nie wybudował pod nosem.

Liczba milionerów na świecie w ciągu ostatnich 10 lat podwoiła się, osiągając sumę 220 miliardów dolarów w sprzedanych towarach. Do gry weszły gigantyczne i wygłodzone po długim konsumpcyjnym poście rynki – Chiny, Rosja i Indie. Te nowe pieniądze nie ukrywają się specjalnie. Petromiliarderzy, fortuny informatyczne i giełdowe, choćby nawet starały się o dyskrecję, i tak dostaną się do rankingów. Ale cóż to jest w porównaniu z grupą milionerów show-biznesu? Te najnowsze pieniądze świata są także najgłośniejsze. Ciężarówki sprzętu nagłaśniającego działają na scenie i poza nią. Mają kaprysy i wymagania. Tandetne skandalistki, starletki reality show i seriali, raperzy, rockmani. Ociekający kasą, do obrzydzenia ostentacyjni. Kim Kardashian i jej narzeczony Kanye West mają ambicje wykraczające poza występy w tabloidach. Złote sedesy w rezydencji to za mało, swój prestiż trzeba legitymizować czymś poważniejszym. Postanowili wziąć ślub w Wersalu. Niestety prośba nie spotkała się ze zrozumieniem dyrekcji pałacu Burbonów. Nie zniechęceni odmową narzeczeni szukają dalej odpowiedniej lokalizacji w okolicach Paryża. Ślub we Francji to ich cel. Ślub z najwyższej półki, o którym mówić się będzie przez lata.

Co jest takiego we współczesnym bogactwie, czego nie byłoby już kiedyś? Przecież gdyby nie ono, nie powstałyby dzieła sztuki i architektury. Nie byłoby budowli i dzieł sztuki zbudowanych przez Medyceuszy, Wenecję zbudowano na fortunach kupców, armatorów i handlarzy pośredników w handlu między Europą a Wschodem. Wiadomo, jaki był koniec zbytków dynastii Burbonów, ale to, co po sobie zostawili, przetrwało pokolenia. Wprawdzie magnackie fortuny zdobywano kosztem wyzysku biednych, ale dawne pokolenia snobów i bogaczy zostawiły po sobie dorobek trwały w postaci dzieł sztuki i architektury. A na co idą współczesne fortuny? Rezydencje piłkarzy na sztucznym półwyspie w Dubaju z żyrandolem wielkości samochodu prędzej zapadną się pod wodą, niż będą je zwiedzać wycieczki.

– Bogactwo czy relatywne bogactwo było kiedyś dostępne dla bardzo wąskiego kręgu osób – mówi prof. Jerzy Wilkin z UW. – Przez wieki standardem egzystencji większości ludzi była bieda. Upowszechnianie bogactwa, a pamiętajmy, że zawsze jest ono względne, zaczęło się w XIX wieku, w wyniku niespotykanego wcześniej przyspieszenia wzrostu gospodarczego. W krajach, w których duże znaczenie miała etyka protestancka, a były to kraje, gdzie w tamtym okresie rozwój gospodarczy był największy, chwalenie się bogactwem było źle widziane, chociaż nie potępiano bogacenia się. Tryumf konsumeryzmu i upowszechnianie nowobogackiego stylu zaznaczył się wyraźnie w drugiej połowie XX wieku i trwa do chwili obecnej.

– Ostentacyjna konsumpcja na bardzo luksusowym poziomie stanowi cechę przede wszystkim nowobogackich i rekompensuje im kompleksy spowodowane brakiem tradycji, prestiżu osiąganego z innych powodów niż tylko pieniądz, akceptacji w starych i tradycyjnych elitach, świadomości braku własnej „kultury" – wyjaśnia prof. Krzysztof Zagórski z Akademii Leona Koźmińskiego. – Ogromne pałaco-zamki z przełomu XIX i XX wieku w stylu „gargameli", jakie zobaczyć można na Florydzie, dawno już są przerobione na hotele i nie służą za siedziby wielkim miliarderom amerykańskim. Ci wprawdzie mają ogromne majątki i przysłowiowe odrzutowce, ale po prostu ich używają, a nie chwalą się nimi.

Kaczor Donald ?wśród banknotów

Ale ile można mieć zamków, pałaców, jachtów, bentleyów? Czy można kąpać się jak Kaczor Donald w wannie pełnej banknotów? Może nie aż tak, ale parcie na luksus jest niewątpliwie cechą naszych czasów. Tylko że dzisiejszy luksus ma charakter utracjuszowski, konsumpcyjny. Składają się na niego łatwo rozpoznawalne, krótkotrwałe, modne drobiazgi, którymi łatwo się pochwalić w mediach. Samochody, buty, ubrania, torebki, zegarki. To, czym chwalą się polskie celebrytki na Instagramie, to, co kiedyś stanowiło przywilej elity, a dziś niepostrzeżenie stało się masówką, mcluksusem. Pisze o tym amerykańska dziennikarka Dana Thomas w książce „Jak luksus stracił swój blask". „Nasz biznes to nie sprzedaż torebek, to sprzedaż marzeń", powiedział jej Robert Polet, prezes firmy Gucci. Kiedyś luksus istniał naprawdę. Ludzi, których było na niego stać, kupowali futra, jachty, biżuterię i sztukę. Istniały tylko świetnie wykonane, piękne przedmioty. Logo, brandy nie istniały. Gwiazdy nie były „ambasadorkami" marek.

W demokracji na zegarek Cartier stać wciąż mniejszość, dla większości sfabrykowano iluzję, że są inne luksusy. Markowe torby, okulary, buty. Jak się opublikuje na Facebooku zdjęcie w drogich szpilkach, można wrócić do swego mieszkania w bloku z przyjemnym poczuciem, że wskoczyło się na wyższy szczebel społecznej drabiny. Mcluksus ze sklepu na lotnisku czy ze sklepu na Moliera, gdzie można kupić szpilki za parę tysięcy, daje złudzenie. Jest pozorem, oszustwem próżności. Jego magia jest irracjonalna. Bo czym byłby ten przedmiot bez otoczki eleganckiego sklepu, gdzie się go kupuje, bez logo? Marketing zna teorię, że przedmiot, który kosztuje tanio, nie wzbudza zainteresowania. Dopiero gdy zostaje opatrzony ceną dwu- lub trzykrotnie wyższą, staje się godny pożądania.

Skąd ta potrzeba ostentacji? W Polsce aż do czasów powojennych utrzymywał się dziewiętnastowieczny inteligencki etos skromności. Miał podłoże historyczne: w Rzeczypospolitej, pierwszej i drugiej, ceniono bardziej wartości duchowe niż dobra materialne – te drugie łatwo było stracić w czasach zaborów i wojen. Ten system wartości przetrwał zwłaszcza w warstwie inteligenckiej, która miała u nas rodowód ziemiański, nie mieszczański, jak na zachodzie Europy. Ceniono zalety ducha i umysłu, nie pieniądze. Czyżby w ciągu 20 lat to wszystko nagle znikło? Czy dzisiaj szpanować pieniędzmi, demonstrować rezydencje w „Vivie" to już nic zdrożnego?

Powszechna dostępność telewizji i innych mediów sprawiły, że „obrazy świata bogatych" trafiły pod strzechy, odpowiada prof. Wilkin. – Kiedyś bogaci afiszowali się bogactwem w wąskim kręgu osób, bo dostęp do ich świata był ściśle ograniczony. Teraz kamery i mikrofony wchodzą wszędzie, czasem na siłę, ale najczęściej zachęcane przez bogatych i nowobogackich. Nie wystarczy być bogatym, trzeba poinformować o tym innych, by poczuć się lepszym, godnym zazdrości, wybrańcem losu itd. Bogactwo i obnaszanie się z tym jest wkomponowane w strategie marketingowe współczesnych korporacji, niekoniecznie nakierowanych na bogatych. Dobrze jest reklamować zwyczajne dżinsy na tle wspaniałych wnętrz, drogich samochodów i biżuterii. Rywalizacja w konsumpcji stała się, w moim przekonaniu, przekleństwem naszych czasów. Związana jest ona z kryzysem wartości. Ta rywalizacja wpędza wiele osób w zadłużanie się na całe życie. Ludzie chcą osiągnąć lansowany przez innych poziom konsumpcji, często konsumpcji zbytecznej. Destrukcyjny wpływ w upowszechnianiu tej tendencji mają instytucje finansowe, „sprzedające złudzenia" i pułapki zadłużeniowe.

Pieniądze lubią ciszę

Ale może luksusowa konsumpcja jest przynajmniej dobra dla gospodarki, stymuluje ją? Czy gdyby ludzkość zadowoliła się miską kaszy, gospodarka zaczęłaby pikować w dół? – pytam Ryszarda Petru.

– Konsumpcja zagranicznych produktów konsumpcyjnych, biżuterii, zegarków, nawet nieruchomości rzeczywiście napędza gospodarkę, ale nie naszą, tylko krajów, gdzie te rzeczy się produkuje. Marże na dobrach luksusowych są bardzo wysokie, zgarniają je więc Francuzi, Włosi, Szwajcarzy. Tymi, którzy przynoszą korzyści naszej gospodarce, są ci, którzy kupują apartamenty w Sopocie czy Zakopanem, samochody, ale ci są już średnio zamożni na standardy europejskie. Znam wielu zamożnych polskich przedsiębiorców, poniżej pierwszej dziesiątki. Nie znam żadnego, który obnosiłby się z bogactwem na wzór rosyjsko-bizantyjski. Z jednym zjedliśmy zupę ogórkową w stołówce, inny chodzi w dżinsach, inny podkreśla, że nie ma zegarka Rolex. Do swego majątku doszli ciężką pracą, a nie relacjami z rządem, nie mają potrzeby obnosić się z nim. Bogactwo ludzi musi być proporcjonalne do bogactwa kraju. I u nas tak jest. Rosyjska ostentacja mnie razi – deklaruje mój rozmówca. I dodaje: nawet jeżeli przyjmiemy, że stymulacja postaw konsumpcyjnych sprzyja produkcji dóbr i rozwojowi gospodarczemu, to w skali ogólnogospodarczej ciągle jeszcze głównie dotyczy to konsumpcji na poziomie  niższym i średnim, w tym „średnio-wyższym". Wprawdzie rynek dóbr luksusowych zyskuje na znaczeniu, ale nie jest jeszcze (i może nigdy nie będzie) motorem napędowym gospodarki. Superkonsumpcja superluksusowych dóbr nie ma też wielkiego znaczenia motywacyjnego dla konsumpcji masowej. Takie znaczenie mogą mieć wzory konsumpcyjne pozostające w granicach wyobrażalnej osiągalności. Opowieści o prywatnych odrzutowcach, jachtach z wielką załogą itp. mają taką samą funkcję jak dawniej  opowieści o książętach i królach, które także nie miały żadnej funkcji motywacyjnej. Warto natomiast podkreślić, że są trzy modele zachowań na „najwyższym poziomie bogactwa". Ostentacyjna konsumpcja, mecenat – bogacze fundujący muzea, uniwersytety i filharmonie – i spokój, który nieraz wiąże się z tym drugim. To chyba nasz Kulczyk powiedział, że duże pieniądze lubią spokój, a wielkie pieniądze ciszę.

– Agresywne obnoszenie się z bogactwem jest najbardziej widoczne w krajach określanych jako emerging market economies, do których należą byłe kraje socjalistyczne – dodaje prof. Wilkin. – W nich występują też największe rozpiętości dochodów. Rosja, Ukraina czy Chiny są tego najlepszą ilustracją. Wielkie bogactwo występuje tam obok powszechnej biedy. W Polsce również wzrosły rozpiętości dochodów w ubiegłych 25 latach, ale mieścimy się w połowie stawki krajów pod tym względem. Warto rozpocząć dyskusję o tych zjawiskach w kontekście edukacji, kultury, etyki i innych zagadnień związanych z wartościami społecznymi, stylem życia i pragnieniami, które warto realizować.

Jest taki dowcip: nowy ruski kupił sobie krawat i pokazuje go znajomemu: zobacz, zapłaciłem tylko 60 euro. Na co drugi: co ty, zwariowałeś? W sklepie na rogu można taki sam kupić za 600 euro.

Dowcip dowcipem, rzeczywistość niewiele od niego odbiega. Kupić tanio każdy może. Ale kiedy się jest bogatym, to do czego służą pieniądze, jeśli nie do pokazania? Jedna z naszych nie wiadomo z czego znanych celebrytek, 18-letnia Wiktoria Grycan, ma konto na Instagramie pełne swoich zdjęć w drogich ciuchach. Torebka Chanel za pięć tysięcy funtów, szpilki Casadei, torebka Givenchy po kilka tysięcy... Niektóre to podróbki, ale co z tego? Mało kto się pozna, a wszyscy będą zazdrościć. Informacja o cenie musi być. Grunt to pokazać, że się jest przy kasie. Fotka pań Grycan na składzie waliz Louis Vuitton, każda po parę tysięcy euro, też robi swoje. Louis Vuitton wydał wprawdzie oświadczenie, że nie ma z tym nic wspólnego, ale news poszedł w świat.

Gasnącej gwieździe Dorocie Rabczewskiej alias Dodzie lans jest potrzebny jak deszcz po suszy. Ale tylko „na bogato"– buty Louboutina, Zahy Hadid, bransoletki Hermesa. Pozować na ściance czy na imprezie w czymś tanim? Wykluczone, w grę wchodzą inwestycje wyłącznie po kilka, kilkadziesiąt tysięcy. Kupowanie w blasku fleszy, fotografowanie się ze zdobyczami w Nowym Jorku, Mediolanie, Paryżu czy chociażby w warszawskim sklepie na Moliera weszło już w zwyczaj celebryckiego kręgu. „Małgorzata Socha zachwyciła się kolekcją Balmain i Herve Leger", doniósł portal Afterparty, zamieszczając okolicznościową fotografię. Justyna Steczkowska i Karolina Malinowska także przymierzały na Moliera ciuchy i buty, chętnie pozując z nimi do zdjęć. Blogerka mody Jessica Mercedes na swoim blogu szpanuje na Manhattanie obwieszona reklamówkami znanych domów mody.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy