Zwierzęta i ludzie

Przy okazji wydarzeń na kijowskim Majdanie można się dowiedzieć, że w tej chwili największym zagrożeniem dla Polski jest ukraiński nacjonalizm.

Aktualizacja: 08.02.2014 23:32 Publikacja: 08.02.2014 16:00

Filip ?Memches

Filip ?Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Środowiska, które w naszym kraju o tym donoszą, odwołują się w wymiarze ideowym do dziedzictwa Romana Dmowskiego, a w warstwie emocjonalnej do sentymentów kresowych. To swoista nisza. Dlatego większą siłą propagandowego rażenia dysponują rozmaici dyskutanci na Facebooku, którzy w niezliczonych komentarzach i memach straszą upiorami Stepana Bandery. Mamy zatem istne odrodzenie znanych z okresu PRL opowieści o „bandach UPA", o „łunach w Bieszczadach", nie widać tylko następców Karola Świerczewskiego, którzy – tak jak on – „kulom by się nie kłaniali", bo walka toczy się głównie w Internecie.

Gdyby tropicielom odrodzonego banderyzmu chodziło tylko o ożywienie polsko-ukraińskiej debaty dotyczącej zbrodni wołyńskiej i innych bolesnych spraw, można byłoby temu jak najbardziej przyklasnąć. Ale liczy się kontekst. A ten jest taki, że masy Ukraińców do wystąpień na Majdanie popycha nie obciążona antypolskimi uprzedzeniami pamięć historyczna, lecz frustracja spowodowana katastrofalną sytuacją gospodarczą kraju i brakiem pomysłów władz w Kijowie na wyjście z tej sytuacji.

Ciekawie problem ten ujął na portalu Rebelya Łukasz Kobeszko. Według niego banderowskie slogany na Majdanie są bardzo często używane nieświadomie lub w oderwaniu od ich pierwotnej treści („trochę na zasadzie jak hasło »Cześć i chwała bohaterom«, którego dzisiaj używa w Polsce bardzo wiele środowisk"). Jak twierdzi Kobeszko, oskarżanie Ukraińców o pronazistowskie sentymenty jest narzędziem polityki Moskwy i stanowi opisywany przez Carla Schmitta środek „kryminalizacji wroga".

Tymczasem znamienne jest, że wielu z tych, którzy teraz w naszym kraju maglują temat Wołynia, nie wykazało nigdy zainteresowania chociażby operacją polską NKWD. O zbrodni wołyńskiej mówi się nie tylko w Polsce, ale i na Ukrainie. Tymczasem ludobójczy mord na obywatelach ZSRR narodowości polskiej w latach 1937–1938 stanowi  – mimo wysiłków stowarzyszenia Memoriał – właściwie temat tabu w rosyjskiej debacie publicznej (a Federacja Rosyjska jest sukcesorem Związku Sowieckiego) i jakoś tropicielom odrodzonego banderyzmu to nie wadzi. Zachowują się oni tak, jakby realizowali założenia rosyjskiej polityki historycznej. W ramach niej Ukraina przedstawiana jest jako „bratni kraj" Rosji, czyli niemal jej integralna część, a wszelkie tendencje niepodległościowe i prozachodnie nad Dnieprem traktowane są w kategoriach motywowanej nazistowskimi sympatiami zdrady wewnątrz wielkiej ruskiej rodziny. Skoro tak, to być może o Wołyniu musi być cały czas głośno, a operacji polskiej – cicho.

Intrygujące, że odwołujące się do dziedzictwa Dmowskiego ukrainofobiczne środowiska w ogóle nie biorą pod uwagę ewolucji, którą Narodowa Demokracja przeszła w okresie międzywojennym. Owszem, guru endecji był wtedy zdania, że jeśli powstałoby niepodległe państwo ukraińskie, to – jak wyłuszczał w książce „Świat powojenny i Polska" z roku 1931 – byłby to „niemiecki protektorat", „wrzód na ciele Europy" i „międzynarodowy dom publiczny". Dmowski w tej sytuacji wolał, żeby nasz kraj na wschodzie za sąsiada miał stabilne „państwo potężne, choćby nawet bardzo obce i bardzo wrogie", czyli ZSRR. Tyle że w latach 30. ubiegłego wieku do głosu doszło młode pokolenie endeków, które wysuwało już inną koncepcję polityki wschodniej, czemu dawało wyraz na łamach redagowanego przez Stanisława Piaseckiego tygodnika „Prosto z Mostu".

W roku 1935 Wojciech Wasiutyński opublikował na łamach tego czasopisma „List do Ukraińca" – tekst adresowany do Dmytro Doncowa, na tle poglądów którego Bandera mógłby się wydawać demokratą. Postać Doncowa często bywa dziś przywoływana jako symbol najmroczniejszych kart ukraińskiej historii. Tymczasem Wasiutyński postanowił podjąć z nim dialog. W tekście czytamy: „Jeżeli jest możliwość budowy prawdziwego państwa ukraińskiego, to tylko i wyłącznie wtedy, kiedy centrum zachodniej cywilizacji, środek nowego porządku będzie w Polsce. Kiedy człowiek znad Dniepru będzie mógł wybrać (...) nie rosyjski marksizm, tylko chrześcijaństwo".

Wasiutyński wyjaśniał Doncowowi, że słabością polskich elit politycznych – zarówno sanacyjnych, jak i endeckich – była swoista postawa defensywna, sprowadzająca się do walki o przetrwanie Polaków jako bytu narodowościowego oraz odzyskanie i zachowanie własnego państwa. Publicysta „Prosto z Mostu" postulował podejście ofensywne, wyjście poza materializm cechujący stare pokolenie endeków, ponieważ – jak twierdził – czynnikami tworzącymi naród (a więc coś więcej niż narodowość) nie są „biologia, etnografia, lingwistyka", ale „idea i porządek cywilizacyjny".

Takie inspirowane nauczaniem Kościoła katolickiego ujęcie kontrastowało z tym, co głosił Dmowski, który postrzegał stosunki międzynarodowe w kategoriach zwierzęcej rywalizacji egoizmów narodowych. Jeśli dziś ktoś te stosunki w ten sposób postrzega, musi przyjąć postawę cynika, dołączającego się zawsze do tego, kto silniejszy, przeciw temu, kto jest słabszy, i traktującego Ukraińców i inne narody jak zwierzęta.

Podchodząc do chrześcijaństwa – jak podchodził Wasiutyński – poważnie, trzeba się zdobyć na przezwyciężenie narodowościowego partykularyzmu, który dowodzi własnej słabości. To jest warunkiem nie tylko tego, żeby widzieć w Ukraińcach swoich bliźnich, ale i zaaplikowania im czegoś więcej niż tak marnych i przemijających wartości jak liberalna demokracja.

Środowiska, które w naszym kraju o tym donoszą, odwołują się w wymiarze ideowym do dziedzictwa Romana Dmowskiego, a w warstwie emocjonalnej do sentymentów kresowych. To swoista nisza. Dlatego większą siłą propagandowego rażenia dysponują rozmaici dyskutanci na Facebooku, którzy w niezliczonych komentarzach i memach straszą upiorami Stepana Bandery. Mamy zatem istne odrodzenie znanych z okresu PRL opowieści o „bandach UPA", o „łunach w Bieszczadach", nie widać tylko następców Karola Świerczewskiego, którzy – tak jak on – „kulom by się nie kłaniali", bo walka toczy się głównie w Internecie.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy