Jeżeli zerwiemy z tymi źródłami kontakt, przestajemy być cywilizowani. Jeśli nie potrafimy sięgnąć do źródeł, nie umiemy głębiej zrozumieć współczesności. Nie jesteśmy w stanie jej ocenić, bo nie umiemy spojrzeć na nią z perspektywy zewnętrznej. Do tego potrzebna jest znajomość historii dawniejszej niż wczoraj. Bez tej wiedzy możemy być codziennie oszukiwani przez celebrytów dnia dzisiejszego. Uwierzymy, że to oni są najpiękniejsi i najmądrzejsi – bo stracimy pewne kryteria mądrości i piękna, jakie dać może nam nie telewizja i nie „fejs", tylko przypomnienie „Pieśni nad pieśniami", lektura „Uczty", doświadczenie Herodota i Tacyta. Kiedy nie jesteśmy w taką głębszą wiedzę uzbrojeni, polityk czy dziennikarz chwili bieżącej mogą nam spokojnie „sprzedawać" kłamstwa, a my nie umiemy nawet dostrzec, jak płytkie one są, jak głupie. Możemy się przed nimi bronić właśnie narzędziami, jakie podsuwa nam spisana w dziełach klasyków mądrość ludzka, mądrość polityczna.
Tylko żywy kontakt z dorobkiem tradycji klasycznej daje nam szansę na uzyskanie suwerennej pozycji wobec współczesności. Dziennikarze używają słowa „bieżączka": to, co aktualnie ważne, o czym się mówi. I ta „bieżączka" nieustannie nas zalewa. A umiejętność znalezienia punktu odniesienia w tekstach klasycznych nie pozwala nam utonąć w tej przyspieszającej codzienności. Widać to po zmieniających się modach, awatarach poprawności politycznej czy typach celebrytów. Dwa i pół tysiąca lat rozwoju myśli europejskiej pozwala krytycznie spojrzeć na dzisiejszą głupotę.
Pamiętam, jak pewien minister w rządzie Jerzego Buzka mówił, że reformy tego rządu są najbardziej doniosłymi w skali tysiąclecia państwa polskiego. Wielokrotnie to słyszymy w różnych odsłonach: „Polska nigdy nie była tak wysoko uplasowana w świecie", „nigdy nie było nam tak dobrze jak teraz". Tego rodzaju brednie wynikają z absolutnego skrócenia, ze zniszczenia perspektywy historycznej. Bez niej można mówić, co ślina na język przyniesie. Z drugiej strony słychać: „nigdy nie było tak źle jak teraz", „osiągnęliśmy już dno nieskończone". I tu potrzebujemy rozpoznania naszych czasów nie tylko w perspektywie ostatniego wieku, ale też tego, co wydarzyło się w perspektywie kilkudziesięciu wieków historii naszej cywilizacji. To pozwala trzeźwo spojrzeć nie tylko na własne ograniczenia, ale i na własne możliwości. Czerpanie z dorobku klasyków leczy z pychy. Warto to podkreślić, bo zjawiskiem, które najczęściej obserwujemy wraz z wyrzuceniem za szkolne mury klasyków i myśli o historii, jest przekonanie, że „historia zaczyna się ode mnie", „liczy się tylko ten moment".
Od kilku lat na Uniwersytecie Jagiellońskim prowadzę kurs historii myśli politycznej. Zaczynam od klasycznej myśli chińskiej, ale potem zatrzymuję się najdłużej na myśli Platona, Arystotelesa, Cycerona, Augustyna. Studenci dostrzegają potem, że gdy przebiegniemy już bodaj przez ten czas i jego dorobek, to w ciągu następnych dwudziestu wieków myśli ludzkiej nie znajdujemy już wiele nowych refleksji o człowieku w społeczeństwie i polityce, o sprawiedliwości i wolności. Ekscytowanie się kolejnymi modnymi filozofami, jakimś Żiżkiem, Badiou, czy innym akademickim półcelebrytą z „lewego brzegu" – w zestawieniu z wielkim dziełem starożytnych – nie przynosi żadnej zdobyczy intelektualnej. Jeśli ktoś chciałby zrozumieć dzisiejszy sposób funkcjonowania owego światka celebrytów i los ich intelektualnych ofiar, a przy okazji siłę oddziaływania lobby homoseksualnego, nie znajdzie lepszej diagnozy od tej, jaką dał dwadzieścia cztery wieki temu Arystofanes w swej komedii „Chmury". Polecam gorąco. Żaden współczesny dziennikarz, socjolog czy filozof nie zrobił tego lepiej, dowcipniej, dosadniej, z mniejszym lękiem o poprawność polityczną.
Odczytując dziedzictwo klasyków, obcujemy z najwybitniejszymi umysłami w historii. Umysły odkrywcze spotykać będziemy naturalnie także w dalszej historii, choć już może w mniejszym „stężeniu" niż w Grecji wieku V/IV przed Chrystusem. W różnych dziełach późniejszych autorów możemy spotkać jeszcze tak wspaniałe diagnozy, jakie znajdowaliśmy u Ajschylosa czy Sofoklesa. Możemy je przeczytać u Szekspira czy w polskiej literaturze romantycznej. To warto znać – bo to nas otwiera na piękno.