Konformista doskonały

W 2008 roku, w czasie wojny z Gruzją, nad Ławrowem zawisły ciemne chmury. W trakcie tak niedyplomatycznych wydarzeń szef dyplomacji woli pozostawać w cieniu. Podobnie jest teraz przy okazji wtargnięcia na Ukrainę. ?A to rodzi na Kremlu wątpliwości dotyczące jego lojalności.

Publikacja: 07.03.2014 10:35

Reset z Hiilary Clinton (marzec 2009): chyba było zwarcie

Reset z Hiilary Clinton (marzec 2009): chyba było zwarcie

Foto: AFP

Inteligentny, błyskotliwy, z dużym poczuciem humoru, a nawet dystansu do siebie, ale też brutalny, ponury, a chwilami ordynarny. Wszystko to w jednym człowieku. Równo dziesięć lat temu, w marcu 2004 roku, szef rosyjskiego przedstawicielstwa przy ONZ Siergiej Ławrow został mianowany ministrem spraw zagranicznych.

Do tej pory przetrwał dwukrotną zmianę rządów na Kremlu. Prawda, miejscami zamieniał się tandem Putin–Miedwiediew, ale przy tej okazji wyleciało kilku ministrów i urzędników Kremla. Inni zaś odchodzili (jak niegdysiejszy główny doradca Władimira Putina ds. ekonomicznych Andriej Iłłarionow), protestując przeciw agresywnej polityce prowadzonej przez rządzących w kraju i na zewnątrz. Ławrow obronił stanowisko, a protestować nie zamierza, mimo iż jego dusza dyplomaty wzdraga się chwilami przed wypełnianiem poleceń płynących z Kremla. Trudno bowiem rozwijać współpracę z państwami zachodnimi w walce ze światowym terroryzmem, by po tym oskarżać je o stosowanie podwójnych standardów. Prowadzić politykę resetu i bronić rosyjskiej inwazji na Gruzję. Ale szef rosyjskiej dyplomacji jest konformistą doskonałym.

Nomenklaturowy proletariat

Czy miał pan kiedykolwiek ochotę uderzyć swego rozmówcę, z którym prowadził pan negocjacje? – zapytał Ławrowa dziennikarz w jednym z rosyjskich, telewizyjnych show. Warunkiem zabawy było unikanie odpowiedzi „tak" lub „nie". Po chwili zastanowienia minister odpowiedział: – No, chwilami to jest taki nastrój, że z niektórymi można by zrobić wszystko ...

Odpowiedź przerwały gromkie brawa publiczności.

Ale zarówno jego przeciwnicy, jak i (nieliczni) zwolennicy podkreślają ogromną kulturę Ławrowa i niebywałe umiejętności prowadzenia najtrudniejszych nawet negocjacji. Choć w siedzibie ONZ w Nowym Jorku, gdzie długo szlifował swe dyplomatyczne talenty, zyskał przydomek Mister Niet. Tak jak jego radziecki poprzednik Andriej Gromyko, minister spraw zagranicznych ZSRR, który kierował resortem 28 lat. a zaczynał też w przedstawicielstwie w ONZ.

W każdym razie Ławrow nikogo jeszcze w czasie dyplomatycznych negocjacji nie rąbnął, choć ma do tego niezłe warunki fizyczne. Nie wygląda na swe 64 lata (czyli wiek już prawie emerytalny), jest bardzo wysportowany i ma 180 cm wzrostu. Według moskiewskich plotek, przyjmując nominację od Putina w 2004 roku, zastrzegł się, że raz w roku chce mieć urlop, na którym nie będzie mu towarzyszyć ochrona (co jest standardową procedurą, ochroniarze jeżdżą za ministrami na nartach czy na plażę).

Wtedy znika w dzikich górach Ałtaju (w pobliżu granicy z Kazachstanem i Chinami), by wraz z kolegami z uczelni spływać na pontonach po tamtejszych rzekach. Jeden z nich, były kagebista, a obecnie biznesmen Jurij Kobaładze wielokrotnie wspominał, że na spływach Ławrow pełni funkcję „ogniskowego", czyli odpowiedzialnego za zbieranie drewna i utrzymanie ogniska. Wszystko dlatego, że kiedyś w czasie wyprawy cała ekipa zaliczyła wywrotkę na rzece podczas ulewnego deszczu. Stojąc w zimnych strugach pod drzewami i próbując wyłapać bagaże kotłujące się w rzece, marzyli o cieple ogniska. „I wtedy jeden chłopak naszą ostatnią zapałką zapalił ognisko. W dodatku zrobił to, mając złamany palec u nogi". Był to rzecz jasna Ławrow.

Koledzy ze studiów obecnego ministra pochodzą oczywiście z „uczelni dyplomatów i szpiegów", czyli MGIMO (Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych), elitarnej szkoły obowiązkowej dla wszystkich przyszłych pracowników MSZ. Studiujący dzielą się według języków, jakich się uczą – za tym idzie znajomość poszczególnych regionów.

Zdumiewająca rzecz, Ławrow uczył się tam... syngaleskiego, czyli języka, którym posługuje się większość mieszkańców Sri Lanki. Zapytany rok temu przez korespondentkę amerykańskiego „Foreign Policy", skąd ta pasja do syngaleskiego, Ławrow uniósł się:  „Nie będę odpowiadał na to pytanie!". Wyszedł, trzaskając drzwiami zostawiając zdumioną Amerykankę.

Odpowiedź tak niemiła ministrowi wymaga znajomości nieboszczyka Związku Radzieckiego. Społeczeństwo budujące komunizm było silnie podzielone ze względu na dostęp do różnych dóbr, również wykształcenia dla swych dzieci. Sam fakt przyjęcia Ławrowa do MGIMO świadczył o tym, że jego rodzina należała do radzieckiej nomenklatury.

Ale na uczelni również obowiązywał ścisły podział. Na najatrakcyjniejsze kierunki studiów przydzielano dzieci nomenklatury. Atrakcyjne zaś były te, na których uczono angielskiego, francuskiego i niemieckiego (gwarantowały zarobki w walutach wymienialnych na placówce dyplomatycznej w miłym, kapitalistycznym otoczeniu w Europie Zachodniej i USA). Wstępując na studia, Ławrow zapisał się na angielski (do grupy nr 1). Pierwszego dnia w MGIMO dowiedział się jednak, że przydzielono go do ostatniej grupy nr 11, gdzie uczono języków: pusztu (Afganistan, Pakistan), hindu (Indie) i syngaleskiego (Sri Lanka). Władze uczelni sklasyfikowały go jako nomenklaturowy proletariat, by nie powiedzieć, pariasa. Takie wspomnienie musi boleć, nawet mimo upływu lat.

Kim za tym byli rodzice Ławrowa? To jeden z jego sekretów. Według oficjalnej biografii urodził się w 1950 roku w Moskwie. Jednak na początku tego wieku dziennikarze odnaleźli w Tbilisi ludzi, którzy pamiętają rodziców Ławrowa i przysięgają, że minister urodził się w gruzińskiej stolicy (choć wyjechał z niej jeszcze jako dziecko). Jego matka była Rosjanką, ale ojcem tbiliski Ormianin o nazwisku Kałantarjan. Rodzice chyba się rozeszli, bo minister nosi nazwisko matki (lub ojczyma, jak twierdzą gadatliwi Gruzini). W 2006 roku, w czasie spotkania ze studentami w Erewanie, Ławrowa zapytano o ormiańskie korzenie. – Korzenie to ja mam gruzińskie, ale krew ormiańską – odpowiedział z uśmiechem.

Już w Moskwie jego matka pracowała w radzieckim Ministerstwie Handlu Zagranicznego. Status zatem znacznie powyżej radzieckiej średniej statystycznej, ale chyba na dość niskim stanowisku.

Mimo wszystko Ławrow zachował miłe wspomnienia ze studiów. W 1999 roku podczas jednej z wypraw na Ałtaj, popijając przy ognisku i przygrywając sobie na gitarze (znajomi mówią, że lubi grać i śpiewać), skomponował piosenkę o czasie spędzonym na uczelni: „Jak pić, to do dna; Jak uczyć się, to do zachłyśnięcia". Dawny kolega ze studiów, a obecnie rektor MGIMO, postarał się, by stała się ona oficjalnym hymnem uczelni.

Możny protektor

Na pierwszą placówkę trafił na Sri Lankę. Ambasada obsługiwała również pobliskie Malediwy z ich niesamowitymi plażami. Ławrow szybko stał się prawą ręką ambasadora Rafika Niszanowa. Ten niby-dyplomata przed przyjazdem na wyspę był już we władzach partii komunistycznej (Biuro Polityczne) w radzieckim Uzbekistanie. Po powrocie dalej robił karierę partyjną, aż po stanowiska szefa partii w Uzbekistanie i przewodniczącego prezydium radzieckiej Rady Najwyższej.

Wydaje się, że to dzięki tak możnemu protektorowi Ławrow wyprostował ścieżki swego życia. Po powrocie do Moskwy nie zajmował się już nieszczęsną Sri Lanką, lecz organizacjami międzynarodowymi, do których należał ZSRR. Szybko też wyjechał na kolejną placówkę, tym razem do USA – do radzieckiego przedstawicielstwa przy ONZ. Tak zaczęła się jego prawdziwa kariera.

Jako dyplomata radziecki i rosyjski spędził w USA w sumie 17 lat. Tam też urodziła się jego jedyna córka (automatycznie dostała amerykańskie obywatelstwo). Kuluary ONZ stały się dla Ławrowa prawdziwą szkołą dyplomacji (jak i dla jego słynnego poprzednika Andrieja Gromyki). Nudne dla zwykłych śmiertelników posiedzenia wyrobiły mu markę świetnego negocjatora. W czasie drugiego pobytu (już jako dyplomata rosyjski, a nie radziecki, i przedstawiciel w Radzie Bezpieczeństwa) był uważany „za najsilniejszą osobowość w Radzie, z ostrym intelektem, świetną wiedzą i rozumieniem tego, co się dzieje, i z łatwością jednym zabraniem głosu zmieniającym całkowicie przebieg debaty". Tak w każdym razie opisał go dla BBC jeden z brytyjskich dyplomatów.

Jednocześnie jednak „unikał jak ognia przekraczania otrzymanych instrukcji, a nawet sprawiało mu przyjemność niszczenie planów innych ludzi".

„Znacznie bardziej wyróżniał się jako krytyk cudzych propozycji niż człowiek, który buduje wraz z innymi rozwiązania problemów. To była jego właściwa siła" – opisuje go inny dyplomata. „Ławrow nie był skłonny rozwiązywać problemy tak często, jak tego życzyliby sobie inni członkowie (Rady Bezpieczeństwa)". Były przedstawiciel USA w Radzie John Negroponte uważa, że podstawą ówczesnej polityki Ławrowa było „przeszkadzanie Ameryce kiedy można i jak można". A w dodatku utrzymał tę linię polityczną do dziś.

– A czy zdarzało się panu przysypiać na posiedzeniach w ONZ? – zapytał Ławrowa jeden z rosyjskich dziennikarzy. – Och, i takie rzeczy w życiu się zdarzały – odpowiedział niefrasobliwie minister.

Mimo wszystko zdobył sympatię innych dyplomatów w Nowym Jorku, aczkolwiek w dość dziwny sposób. Jesienią 2003 roku ówczesny sekretarz ONZ Kofi Annan wprowadził w budynkach Organizacji zakaz palenia papierosów. Bardzo to zdenerwowało dyplomatów, szczególnie z krajów Trzeciego Świata (gdzie palenie jest powszechne), ale najgłośniej zaprotestował nałogowy palacz Siergiej Ławrow. – No co to jest, sekretarz generalny nie jest właścicielem budynku, tylko jego zarządcą. Nie ma prawa wydawania takich zakazów – żachnął się rosyjski dyplomata. Demonstracyjnie spacerował po kuluarach organizacji z przenośną popielniczką, zbierając dyskretne gratulacje zagranicznych kolegów.

Bardzo możliwe, że tak ostro wyrażony sprzeciw wobec „zachodniego dyktatu" (Kofi Annan powoływał się na zakaz palenia wprowadzony w publicznych gmachach Nowego Jorku przez burmistrza Michaela Bloomberga) przyczynił się do kolejnego awansu Ławrowa. Dziesięć lat temu wszedł na szczyt i został szefem rosyjskiej dyplomacji. W Moskwie rządził już niepodzielnie Putin.

Minister supermocarstwa

Ławrow natychmiast się zorientował, jakie wiatry wieją w rosyjskiej stolicy. Już w 2004 roku wydał polecenie, by rosyjski przedstawiciel użył weta w Radzie Bezpieczeństwa – po raz pierwszy od dziesięciu lat. Sprawa, jakiej dotyczyło, była niewielkiej wagi (przeprowadzenia referendum na Cyprze) i w ogóle nie naruszała rosyjskich interesów (w 1994 roku wetowano rezolucję w sprawie wojny w Jugosławii). Ale używając tej najcięższej dyplomatycznej broni, nowy minister chciał pokazać wszystkim, że Rosja przywróciła już sobie status supermocarstwa i od tej chwili należy się z nią liczyć, tak jak wcześniej z ZSRR. Świetnie wpasował się nastrój panujący w moskiewskich elitach z ich hasłami „Rosja wstaje z kolan" i „Z nami należy się liczyć".

Jako minister miał jednak wpływ na zagraniczną politykę jedynie na drugorzędnych odcinkach. Najważniejsze decyzje przygotowywano na Kremlu i obwieszczano mu je. Ławrow nie należy bowiem do tzw. wewnętrznego kręgu, czyli najbliższych współpracowników prezydento-premiero-prezydenta Władimira Putina. Ten jest zarezerwowany dla jego dawnych kolegów z KGB. „Pozycja szefa MSZ została znacznie zmarginalizowana (jako twórcy polityki zagranicznej) w czasie ostatniej dekady", potwierdza Sarah Mendelson z waszyngtońskiego ośrodka CSIS.

Z biegiem lat Ławrow zaczął być zapraszany do willi prezydenta na niektóre prywatne spotkania, na których ustalano najważniejsze decyzje. Po jednym z nich Ławrow jęknął: – A to o mnie mówią, że jestem antyzachodni i antyamerykański!

W ciągu dziesięciu lat tylko raz zaprotestował przeciw kremlowskim decyzjom. Poszło o adopcję rosyjskich dzieci przez zagraniczne pary. MSZ przez rok przygotowywał projekty zmian ustaw, wprowadzających pewne ograniczenia, by w ostatniej chwili się dowiedzieć, że Putin w ogóle zakazał takiej adopcji. Ławrow się żachnął, ale w końcu podporządkował decyzji.

Moskiewska intryga

Cały też czas jest dyplomatyczną twarzą coraz twardszej (a chwilami i nonsensownej) rosyjskiej polityki zagranicznej. Mimo to na Kremlu cały czas mieli wątpliwości, czy minister jest wystarczająco twardy. Od czasu do czasu pojawiają się plotki o szykowaniu jego dymisji. Ciemne chmury zawisły nad Ławrowem w 2008 roku, w czasie wojny z Gruzją. W czasie tak niedyplomatycznych wydarzeń (obecnie również, przy okazji wtargnięcia na Ukrainę) szef dyplomacji woli pozostawać w cieniu. A to rodziło na Kremlu wątpliwości dotyczące jego lojalności.

Kłopotom Ławrowa z 2008 roku towarzyszyła dość osobliwa intryga. W trakcie kryzysu rozmawiał telefonicznie m.in. z ówczesnym brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Davidem Milibandem. Skończyło się skandalem. „Daily Telegraph" opisał jej przebieg. Ławrow miał krzyczeć do Milibanda: „Who are you to fuck lecture me !?" („a kto ty k... jesteś, by mnie pouczać !?"). Ławrow musiał się tłumaczyć, że wcale nie mówił: „fuck lecture" tylko „fucking lunatic" („pie.. szaleniec"), a chodziło mu o prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego. Miliband zaś źle zrozumiał angielski rosyjskiego ministra.

Zdziwieni znajomi rosyjskiego ministra przysięgali, że Ławrow w ogóle nie przeklina i chociaż jest miłośnikiem dobrych dowcipów, nie toleruje tych „pieprznych". Jeszcze większe było zdziwienie, gdy pojawiły się informacje, że treść rozmowy wypłynęła wcale nie w Londynie, lecz w Moskwie. Być może była to intryga mająca kolejny raz udowodnić wewnętrznemu kręgowi, iż szef dyplomacji – choć dyplomata – podziela ich system wartości i gotów jest na wszystko dla wspólnej sprawy. Ale możliwe, że Ławrowowi po prostu puściły nerwy – zupełnie jakby nie był dyplomatą.

Ale też sytuacja, w jakiej się wtedy znalazł z powodu polityki prowadzonej przez Kreml, była nie do poza-?zdroszczenia. Ówczesne zawieszenie broni rosyjsko-gruzińskie wynegocjowano przy pośrednictwie francuskiego prezydenta. Jak było do przewidzenia, Kreml go nie przestrzegał. Rozwścieczyło to porywczego Nicolasa Sarkozy'ego. „Le Monde" twierdzi, że skończyło się to tym, iż na jednym ze spotkań Sarkozy złapał wyższego o głowę Ławrowa za klapy marynarki, wrzeszcząc: „Ty kłamco!".

Raczej Mołotow niż Gorczakow

Trudno być dyplomatą w putinowskiej Rosji. Ale też Ławrow ma do tego naturalne predyspozycje. – Jeśli on ma jakiś moralny kompas, to mój licznik Geigera go nie wykrył. Jego kodeksem moralnym jest rosyjskie państwo – mówił John Negroponte. Ale też dokładnie tego uczono studentów na MGIMO: ich przeznaczeniem jest służyć Rosji, niezależnie od tego, jaka ona jest. – No tak, świetnie uczono ich „jak", nigdy nie nauczono ich „co" – podsumowała ten problem jedna z moskiewskich ekspertek.

Próbując sobie dodać blasku, Ławrow (ale i Putin) lubi się powoływać na przykład szefa carskiej jeszcze dyplomacji księcia Aleksandra Gorczakowa. Po widowiskowej klęsce Rosji w wojnie krymskiej (w 1855 roku) Gorczakow cierpliwie przywracał krajowi mocarstwowy status i wpływy w Europie. Współcześni rosyjscy dyplomaci i politycy odwołują się do niego, uważając, że obecna epoka – po rozpadzie ZSRR – jest bardzo podobna do czasów, w których działał książę. – Przywrócił Rosji szacunek wyłącznie dyplomacją, nie używając ani jednej armaty – mówił Ławrow we wspomnianym już wywiadzie dla „Foreign Policy". Zapytany o komentarz do tej wypowiedzi pierwszy minister spraw zagranicznych Rosji Andriej Kozyriew skrzywił się: – Lepiej przecież udawać, że kontynuujesz tradycje Gorczakowa niż tradycje Mołotowa.

Tym bardziej że Ławrow nie przywrócił szacunku do Rosji. Dlatego pewnie, że ona sama – w odróżnieniu od Gorczakowa – lubi używać armat.

Inteligentny, błyskotliwy, z dużym poczuciem humoru, a nawet dystansu do siebie, ale też brutalny, ponury, a chwilami ordynarny. Wszystko to w jednym człowieku. Równo dziesięć lat temu, w marcu 2004 roku, szef rosyjskiego przedstawicielstwa przy ONZ Siergiej Ławrow został mianowany ministrem spraw zagranicznych.

Do tej pory przetrwał dwukrotną zmianę rządów na Kremlu. Prawda, miejscami zamieniał się tandem Putin–Miedwiediew, ale przy tej okazji wyleciało kilku ministrów i urzędników Kremla. Inni zaś odchodzili (jak niegdysiejszy główny doradca Władimira Putina ds. ekonomicznych Andriej Iłłarionow), protestując przeciw agresywnej polityce prowadzonej przez rządzących w kraju i na zewnątrz. Ławrow obronił stanowisko, a protestować nie zamierza, mimo iż jego dusza dyplomaty wzdraga się chwilami przed wypełnianiem poleceń płynących z Kremla. Trudno bowiem rozwijać współpracę z państwami zachodnimi w walce ze światowym terroryzmem, by po tym oskarżać je o stosowanie podwójnych standardów. Prowadzić politykę resetu i bronić rosyjskiej inwazji na Gruzję. Ale szef rosyjskiej dyplomacji jest konformistą doskonałym.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą