Wiatr z Zachodu na Wschód

Jestem dotknięty tą samą chorobą co wielu Polaków. Uwielbiam Rosjan. Najlepiej w życiu piło mi się wódkę, gadało, śmiało, płakało, eksplorowało zakamarki ludzkiej duszy właśnie z Rosjanami.

Publikacja: 08.03.2014 08:00

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Tom Tomasz Jodłowski

I nieważne, gdzie to było: w Waszyngtonie, Paryżu, Berlinie, Warszawie czy Niżnym Nowogrodzie; zawsze odczuwałem z nimi magnetyczną więź.

Rozumieliśmy się bez słów. Pojmowaliśmy wszystko w mig. Demony były te same. A i anioły (choć one tak rzadkie) tej samej tożsamości. Bywałem zakochany w rosyjskiej literaturze. Bywałem w muzyce i filozofii. Rosja umiała oczarować tym swoim wyjątkowym bogactwem. Wyjątkową wielkością.

Ale za każdym razem, dając ponosić się temu uczuciu, odczuwałem narastający przez lata chłód towarzyszącej mu smugi cienia. To dochodzące powoli do głosu przekonanie, że owa wielkość, bogactwo, potęga, czyli Rosja w osobie własnej, jest również przekleństwem. Samych Rosjan w pierwszej kolejności. A dopiero później reszty świata.

Pamiętam pewną Rosjankę z Wilna, wspaniałą Zinę Nowikową, która przed laty przyjęła mnie na kwaterę. Była druga połowa lat 80. Ja w drodze do Kaliningradu wysiadłem na chwilę z pociągu, by obejrzeć Ostrą Bramę. Nie wiedziałem, jak ją znaleźć. Jak poruszać się po Wilnie. Pomogła mi starsza kobieta, którą spytałem o drogę. Wskazała, a gdy dowiedziała się, że nie mam noclegu – zaprosiła do siebie.

Zinaida była ze starowierców osiedlonych jeszcze za cara na wileńskim Nowym Świecie. Była ich tam duża gromada. Zachowali swoją wiarę, tożsamość, obyczaje. Także i u Ziny w górnym rogu pokoju jadalnego wisiał zasłonięty firaneczką ołtarz z ikoną. Nie wolno było przy niej gwizdać ani machać ręką. Taki starowierski obyczaj.

Kiedy już zdążyliśmy się zaprzyjaźnić (słodka herbata, stare albumy, Zina za młodu, mąż „wojennyj", syn „matros"), spytałem ją któregoś dnia, czy siedząc całe życie w Wilnie, nie tęskni za światem? Czy nie wybrałaby się do Londynu, Paryża, Ameryki? – A na cóż mi to „synok moj"? – odpowiedziała. – Przecież żyję w Rosji. A Rosja – rozmarzyła się – to wielki kraj. Ma i plaże gorące, i palmy zielone. I suche pustynie. I krąg polarny, gdzie niedźwiedzie białe. I niekończące się lasy Syberii. Na cóż mi się wybierać w świat... – zadumała się Zina, zapominając, że ta sama Rosja rękami carskich siepaczy cięła i rżnęła jej staroobrzędowych przodków.

Wysiedlała i przesiedlała, gdzie tylko się da. Aż znaleźli się na głębokich peryferiach imperium. Zapomniała o tym Zina na chwilę z miłości do ojczyzny. Kochać czy nienawidzić? Płakać czy się śmiać?

Tłumaczył mi to razu pewnego w Waszyngtonie Władimir Wojnowicz, autor nieśmiertelnych powieści o Iwanie Czonkinie: Rosja lubi się śmiać do łez, byle nie z siebie samej. Rosja musi być wielka, bo myśli, że jeśli miałaby być mała, toby jej nie było. Wszystko więc w Rosji ma być skrojone na miarę jej wielkości. Śmiać się z tego nie można, bo śmiech umniejsza. Dlatego jestem w Ameryce, nie w Związku Radzieckim.

To był początek lat 90. Dziś Wojnowicz pewnie znów zastanawia się nad tym samym, malując prymitywistyczne szkice Kremla. – Oni wciąż się boją smuty! – powiedział mi w tajemnicy pewien wybitny rosyjski pianista przy dagestańskim koniaku na pokładzie statku parowego „Siergiej Jesienin" (primo voto „Michaił Kalinin") zacumowanym na Wołdze w Niżnym Nowogrodzie. – Wy, Polacy, mieliście swoją złotą wolność. Ale jej światłem odbitym w Rosji była „wielka smuta". Kraj się rozleciał w drobiazgi. Bandytyzm, przemoc, krew i łzy. Na Kremlu rządzili polscy panowie. Gwałcono, mordowano i grabiono, co się da. Dopiero Romanowowie odbudowali imperium. A potem była albo jego budowa, albo obrona.

– Tak samo myśli Putin! – powiada jeden ze znawców Rosji.  – Dla niego, dla Putina, Rosja to – jak za carów – wielkość albo nicość! Poluzowanie śruby. Wpuszczenie do Rosji świeżego powietrza grozi smutą. Wolność to zagrożenie dla porządku, a Rosja przecież porządkiem stoi. To, że ów porządek gówniany, że w cieniu złotych cerkiewnych kopuł brud i smród, nędza, zniszczenie, korupcja i nepotyzm, to się nie liczy. To tylko koszty. Niezbędne koszty! Rosja musi być wielka. Będzie wielka albo żadna!

Złe to poglądy – tłumaczę sobie. Łatwo jest je wygłaszać wielkim tego świata; gorzej nieść na barkach maluczkim. Rosja bez wolności myśli, słowa, kapitału, Rosja bez hercenowskiego ducha w końcu padnie. Surowce się wyczerpią, podobnie zresztą jak cierpliwość narodu.

Majdan wprowadził nieład – mówi Putin. Po co? – pyta retorycznie. To właśnie ten lufcik, przez który wieje na wschód świeży wiatr. Boją się go na Kremlu. I będą zwalczać. Ale on wiać nie przestanie. Wedrze się w końcu do Rosji i poukłada świat na nowo. Dopiero wtedy, choć może terytorialnie mniejsza Rosja będzie wielka. Doczekamy się?

I nieważne, gdzie to było: w Waszyngtonie, Paryżu, Berlinie, Warszawie czy Niżnym Nowogrodzie; zawsze odczuwałem z nimi magnetyczną więź.

Rozumieliśmy się bez słów. Pojmowaliśmy wszystko w mig. Demony były te same. A i anioły (choć one tak rzadkie) tej samej tożsamości. Bywałem zakochany w rosyjskiej literaturze. Bywałem w muzyce i filozofii. Rosja umiała oczarować tym swoim wyjątkowym bogactwem. Wyjątkową wielkością.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy