Na studiach jeszcze pod koniec lat 80. uczyliśmy się z jego podręcznika ekonomii politycznej socjalizmu. Choć może stwierdzenie, że „uczyliśmy się", jest pewnym nadużyciem, bo zasad socjalistycznej ekonomii nie potrafiliśmy ani w ząb zrozumieć, w odróżnieniu od ekonomii kapitalizmu, która była logiczna i jasna. Nawet dla polonistów, a warto wspomnieć, że przedmiot ten wykładał nam sam Roman Kuźniar (tak tak, ukształtowały mnie nie tylko zajęcia u Ireneusza Krzemińskiego i Magdaleny Środy).
Nazwisko profesora Langego, wypisane wielkimi białymi literami na granatowej okładce wymawialiśmy z angielska jako Lendż (nieprawidłowo zresztą), kojarząc je raczej z uroczą amerykańską aktorką Jessiką Lange, aby uczynić bardziej seksowną trudną do zrozumienia teorię gospodarki socjalistycznej. Jednak z tamtych czasów zapamiętałem tylko, że Oskar Lange swoją teorię gospodarki socjalistycznej wymyślił parę lat przed II wojną światową – zakładała ona między innymi, że specjalna komisja rządowa powinna ustalać ceny towarów na poziomie rzeczywistych kosztów produkcji, tak aby nie dopuścić do ich zawyżania i wyzysku konsumentów przed producentów (według koncepcji Langego byliby to rzecz jasna producenci państwowi).
Wojnę i kilka następnych lat Oskar Lange spędził w USA, najpierw jako uniwersytecki wykładowca i agent NKWD ps. Friend, a następnie także jako dyplomata rodzącej się PRL. W 1947 roku wrócił do kraju przyglądać się, jak jego koncepcje ekonomiczne (pobłogosławione wcześniej osobiście przez Józefa Stalina) wcielane są w życie. Jak teoria wyglądała w praktyce, nie trzeba chyba już dziś przypominać.
Choć może niektórym byłoby warto. Bo lansowany ostatnio pomysł jednego podręcznika dla pierwszoklasistów pochodzi prosto z innego jedynie słusznego podręcznika – autorstwa Oskara Langego właśnie. Po pierwsze: państwo uznało, że wie lepiej niż rodzice i nauczyciele, jakiego podręcznika potrzebuje uczeń, i taki podręcznik zamierza przygotować. Po drugie: państwo uważa, że wstrętni kapitalistyczni wydawcy, wykorzystując nieludzkie zasady wolnego rynku, wyzyskiwali dotąd rodziców. Aby temu przeciwdziałać, centralna komisja rządowa ustali teraz cenę podręcznika na poziomie rzeczywistych kosztów produkcji.
Komisarze będą mieli roboty co niemiara, bo po podręczniku dla pierwszoklasistów w następnych latach – według zapowiedzi – mają powstać książki dla kolejnych klas. Już dziś możemy nazwać ich komisją Hilarego Minca, bo nie ulega wątpliwości, że patronem jednego podręcznika jest pierwszy przewodniczący peerelowskiej Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego.