Ile jest państw na świecie? Odpowiedź zależy od tego, kto liczy. ONZ ma 193 członków, do których nie zalicza się Tajwan. Ale zakładając konto e-mailowe w serwisie Google, można wskazać jeden spośród 256 krajów zamieszkania, w tym Wyspę Bouveta, która nie jest zamieszkana. Pewne rozwiązanie tego definicyjnego problemu zaproponował Frank Zappa: „Prawdziwy kraj musi mieć własne piwo i linię lotniczą. Dobrze, aby miał też jakąś drużynę piłkarską lub głowice nuklearne, ale bez piwa się nie obejdzie". Nie wyjaśnił jednak, czy chodzi o własną markę, czy o własny styl piwa.
Jeśli o to drugie, to krajów jest na świecie garstka (Polska, dzięki grodziszowi, spełnia definicję), a wśród nich dwa sąsiadujące ze sobą nadreńskie miasta: Kolonia i Düsseldorf. To, że przetrwały w nich endemiczne style piwa, kölsh i altbier, tak odmienne od dominujących w całych Niemczech, ale też od siebie wzajemnie, to ewenement na skalę światową.
Odrębne światy
Piwowarską wizytówką Niemiec są niewątpliwie wszelkiej maści lagery, czyli piwa dolnej fermentacji. Tylko najpopularniejszy z nich, pils, odpowiada za ponad połowę wypijanego między Odrą a Renem piwa. Spośród ale'ów (piw górnej fermentacji) Niemcy sięgają głównie po piwo pszeniczne. Kölsch i altbier stanowią w skali kraju absolutną niszę. W Kolonii i okolicach kölsch zaspokaja 90 proc. zapotrzebowania na piwo, zaś w Düsseldorfie alt około 50 proc. Już te liczby pokazują, że choć miasta te w zasadzie stanowią jedną aglomerację, pod względem gustów piwnych to odrębne światy. W sondażu sprzed dwóch lat 49 procent mieszkańców Düsseldorfu wskazało, że ich ulubionym piwem jest altbier. Zaledwie jedna setna opowiedziała się za kölschem. O przywiązaniu tubylców do rodzimych stylów piwa najlepiej jednak świadczy odpowiedź, jakiej udzielił mi bywalec Uerige – jednego z najsłynniejszych lokalnych brauhausów – gdy zagadnąłem go o trunek figurujący w menu tuż obok alta: „Nie próbowałem, ale to na pewno coś ohydnego". Była to lemoniada.
Dziś kölsch i altbier należą do symboli nadreńskich metropolii, a przed konkurencją innych stylów piwa chroni je lokalny patriotyzm. Nie zawsze tak jednak było. Kultura piwna nad dolnym Renem zaczęła przeżywać rozkwit dopiero w XV w., gdy ochłodzenie klimatu ograniczyło uprawę winorośli. Początkowo wykorzystali to piwowarzy z Niderlandów, zalewając zachodnie Niemcy tzw. keutebier: piwem powstającym na bazie słodu jęczmiennego i pszenicznego, przyprawianym chmielem. Zamiast tego ostatniego nadreńscy piwowarzy wciąż jeszcze stosowali gruit: mieszankę sproszkowanych ziół i korzeni. Jej produkcja, wysoko opodatkowana, była ważnym źródłem dochodów lokalnych władz, dlatego w niektórych zachodnioniemieckich miastach wprowadzono zakaz warzenia niderlandzkiego wynalazku. W Kolonii stracił na tym zarówno budżet, jak i browary, bo mieszkańcy do tego stopnia upodobali sobie nowy rodzaj piwa, że zaopatrywali się weń w okolicznych wsiach. Ostatecznie zakaz zniesiono, co przyczyniło się do rozwoju tamtejszego browarnictwa. Według Detlefa Ricka, autora książki poświęconej nadreńskim browarom, dzięki keutebier kultura piwa wyparła ostatecznie z Kolonii kulturę wina.
Zbawienne przekleństwo
Kolejne poważne zagrożenie dla nadreńskich piwowarów pojawiło się, gdy w XVI w. z Bawarii zaczęła rozprzestrzeniać się moda na piwo dolnej fermentacji. Tym razem, choć władze Kolonii i innych miast wprowadzały zakazy warzenia lagera, i bez tego nadreńscy piwowarzy nie potrafili szybko przestawić się na nową metodę, pozwalającą produkować piwo trwalsze i o czystszym smaku. Dolna fermentacja przebiega w niższych temperaturach (od 6 do 12°C) niż fermentacja górna (od 14 do nawet 30°C), toteż przed upowszechnieniem technologii chłodniczej warzenie lagerów było możliwe wyłącznie w chłodnych piwnicach. A jak wskazuje historyk piwowarstwa Wolfgang Herborn, na równinach Nadrenii drążenie jaskiń było utrudnione ze względu na wysoki poziom wód gruntowych. Nawet Rotschildowie, którzy w latach 30. XIX w. zainwestowali w Kolonii w nowoczesny browar dolnej fermentacji, musieli go przekształcić w cukrownię, gdy okazało się, że warzone tam piwo do bawarskiego pierwowzoru ma się nijak.
Gdy w końcu postęp technologiczny umożliwił produkcję lagera także nad Renem, na podjęcie walki z bawarskimi piwowarami było już za późno. W 1860 r. w Düsseldorfie funkcjonowało 199 browarów, ale już w cztery dekady później ostało ich się zaledwie 43. W Kolonii w tym samym czasie liczba browarów zmalała ze 123 do około 50. Na kilkadziesiąt lat lager podbił nadreński rynek, ale – inaczej niż w innych regionach Niemiec – nigdy całkowicie ale'a nie wyparł. Dzięki temu mieszkańcy Kolonii i Düsseldorfu mieli pod ręką tradycję, do której mogli się odwołać po II wojnie światowej, gdy w wyniku bombardowań bezpowrotnie utracona została duża część historycznego dziedzictwa obu metropolii.