Ale kto pierwszy schował wstydliwie szydło do worka i dlaczego? Komu ono wyszło z worka na oczach całego miasteczka? Dziś nikt już nie wie, co to jest szydło, nikt nie szyje worków, a jednak... szydło z worka wychodzi. Nie zawsze je widać, choć czasem wystarczy tylko nastawić uszu.
Kilka osób z Komitetu Obywatelskiego Solidarności z Ukrainą zaprosiło mnie na spotkanie. Chodziło o to, jak można głośniej i dobitniej wyrazić „nie" dla Roku Polskiego w Rosji. Jeśli o mnie chodzi, nie mam się nad czym zastanawiać. Jest agresor. Wprowadził swoje wojska na teren nie swojego kraju. W takim czasie nie wykonuje się wobec niego żadnych gestów przyjaźni. Sprawa jest prosta i nawet niewarta felietonu. Na tym spotkaniu dostałam jednak link do debaty, która odbyła się w Radiu TOK FM. Warto było słuchać uważnie głosu skrajnej lewicy. W dyskusji wiodący udział miał Roman Pawłowski, krytyk teatralny „Gazety Wyborczej". Warto się przyjrzeć wszystkiemu, co mówił i jak.
Debata nosiła tytuł: „Puszkin tak, Putin nie". Brzmi efektownie. Ale co znaczy? Rozumiem, że Puszkin, czyli sztuka, „tak". Ale co oznacza „Putin nie?". Jak „ludzie sztuki" mogą to wyrazić? Współczesna sztuka to znak. Skrót. Co jest więc lepszym znakiem dla „Putin nie", pełne loże i szampan czy pusta sala? Zostawmy zresztą tytuł.
W czasie dyskusji pada sugestia, że może zrobić ten polski rok w Rosji, ale wystąpić na scenach offowych, mniej reprezentacyjnych. Pawłowski chwyta za mikrofon w obronie oficjalnych sal. A jak argumentował? Cytuję: „To, co jest najbardziej krytyczne w rosyjskim teatrze, to są spektakle w wielkich teatrach. [...] To najbardziej krytyczny głos w sprawie mechanizmów władzy".
Czyli tak: trzeba jechać do Rosji po to, żeby w wielkich salach dać swój głos krytyczny tak jak teatry rosyjskie, które od lat obnażają grozę Kremla. Krytyczny głos najlepiej roznosi się w profesjonalnej, wielkiej sali. No tak. Ale przecież Władimir Putin ma się coraz lepiej. Rosyjska publiczność go nie wygwizduje. Rodzi się więc pytanie: Czego ten krytyczny głos dokonał? Skoro niczego, to czego my dokonamy? Publiczność się wzruszy, zrobi owację, westchnie: „wot żyzń", i pójdzie do domu. Sztuka na wojnie to pisk myszy. No chyba że... chyba że z tą wojną, z tą agresją, z tym „Putin nie" – wszystko to nie jest takie proste.