Na moją rzecz przemawia tylko pewna niepowtarzalność historii. Jej indywidualna odrębność w splocie z ludzkimi losami.
Otóż nie jest prawdą, że historia się powtarza. Jeśli nie powtarzają się linie papilarne i rysunek siatkówki oka, a eksperci w dziedzinie foniatrii twierdzą, że cechy indywidualne ma każdy z osobna ludzki głos, trudno, żeby mógł się powtórzyć jakiś proces czy wydarzenie w dziejach. Zwłaszcza że główną siłą sprawczą tychże dziejów są indywidualni ludzie, nie wspominając już o odmiennych odniesieniach kulturowych, cywilizacyjnych czy technicznych. Nigdy historia kreślona przez Aleksandra Wielkiego nie powtórzy się w dziejach Cezara, Zulusa Czaki czy Napoleona, choć wszyscy byli wielkimi wodzami i musieli się zmagać z równie skomplikowaną rzeczywistością swoich czasów. Jeśli zaś wolno szukać uogólnień, są one możliwe wyłącznie na poziomie analogii. Tym zaś zajmują się nie historycy, tylko bajkopisarze, z których to szat próbują się wyzwolić filozofowie historii. Chcą, żeby ich myślenie brać na poważnie, ale to trudne, bo jedyne, co potrafią uchwycić, to krótki moment w czasie. Opisany językiem ich epoki. Jej wyzwań, dylematów i warsztatu.