Napisał książkę wciągającą, zabawną i wzruszającą. A jeśli dodamy, że rzecz dotyczy ponurych lat 50. ubiegłego wieku, a ściślej – epoki stalinizmu, to musimy też dorzucić, że pisanie o tamtym czasie w nowy sposób jest bardzo dużym wyzwaniem, któremu warszawski prozaik z powodzeniem sprostał. Po raz kolejny okazuje się także, że nie trzeba wymyślać cudów, bo najlepsze historie pisze samo życie, a Ławrynowicz z maestrią je oddaje. Czy to zaskoczenie? Autor dał się już przecież poznać jako prozaik wytrawny, którego talent i tym razem sprostał ambitnemu zamierzeniu.

Jesteśmy świadkami wydarzeń, które rozgrywają się w podwarszawskim Miedzeszynie w kamienicy przy ul. Patriotów 41. Dom, wybudowany przez Żydów przed wojną, po śmierci ich pierwotnych właścicieli w Zagładzie zamieszkuje kilka polskich rodzin. Ich historie budują fabułę książki, jesteśmy z nimi w dobrych i złych chwilach ich życia. Dobrych – kiedy Grzegorkom rodzą się bliźniaki, a podwójny wózek wręcza im sam towarzysz Bolesław Bierut. Dzieci otrzymują imiona Bolesław i Józef, oczywiście. Dobrych, kiedy do ostatniego mieszkania wprowadza się piękna pani Julia, świetna aktorka, która na skutek miłosnej intrygi rywalki z teatru nie może uzyskać angażu.  Dobrych, gdy sierota Wojtek, syn Kosiakowej handlującej pumeksem i mydełkami pod warszawskim zoo, spotyka swego konia na biegunach i galopuje na nim w siną dal. I wreszcie dobrych, kiedy jesteśmy na ślubie i weselu Anny Matysek oraz cudem ocalałego z obozu i ubeckiej katowni Andrzeja. Jest gorzej i całkiem źle, kiedy Wojtka Kosiaka zabierają do domu dziecka, bo chora psychicznie matka zostaje zamknięta w Tworkach. I źle, kiedy ubek Ignac Witka, którego obawiają się inni mieszkańcy kamienicy, zostawia żonę i dzieci, bo wdał się w biurowy romans z sekretarką. Źle jest też na wrzosowisku w Rembertowie, które odwiedza Mamcia w poszukiwaniu grobu swego zamordowanego przez komunistów syna.

W jaki sposób pisać o życiorysach ludzi tak boleśnie przeciętnych jak urzędnik Przastek z żoną Mariolą z domu Paluszek? Nie mam pojęcia, wiem tylko, że Ławrynowicz czyni z tych życiorysów barwny fresk, który czyta się jednym tchem. A przecież ci wszyscy ludzie, mieszkańcy kamienicy przy Patriotów 41 w Miedzeszynie, są dotknięci przez wojnę i komunizm, potwornie poranieni. Pod piórem Marka Ławrynowicza ich dramaty zmieniają się jednak w gawędę, a tę chłoniemy z wypiekami na twarzy. I to jest chyba największy atut tej prozy. Hitler i Stalin dokonali strasznych zbrodni, ale przeminęli. A Danilukowie, Grzegorkowie, Gębarowski i inni, dorośli i dzieci, są tak naprawdę dużo ciekawsi od krwawych dyktatorów. Pokazują nam swoje serca i są nam bliscy, ponieważ autor zdołał nas przekonać, że szare życie zwykłego człowieka, do tego żyjącego w stalinizmie, jest tak ciekawe jak najlepiej napisana powieść.

Marek Ławrynowicz, „Patriotów 41" Zysk i S-ka, Poznań 2014