Tydzień temu z okazji zbliżających się świąt Narodzenia Pańskiego ogłosił on radośnie: „Narodziło się Żydziątko w Betlejem!". A potem popłynął przewidywalnym w przypadku rozmaitej maści pięknoduchów narzekaniem na polską pobożność ludową, w ramach której Święta Maria z Nazaretu ubierana jest w strój krakowski czy góralski. „Przy ciągłym niedouczeniu religijnym Polaków katolików stale straszy tego rodzaju antysemityzm: Maryja Żydówką? Wypluj to słowo!" – szydził dyżurny teolog „Wyborczej".
Biorąc pod uwagę inne teksty Turnaua oraz jego redakcyjnych kolegów i koleżanek, można dojść do wniosku, że najpoważniejszym grzechem Polaków jest antysemityzm. A skoro tak, to siedem grzechów głównych schodzi właściwie na dalszy plan. Hucpa? Tak. Bądź co bądź sprawdzianem wiary chrześcijańskiej jest zachowanie wobec konkretnego bliźniego, a nie abstrakcyjnego Obcego. Skąd przypuszczenie, że Polak katolik nie okaże miłosierdzia Żydowi?
Dramatyczne dzieje XX wieku są dowodem na to, że w tej sprawie nie ma żadnych reguł. Tacy polscy nacjonaliści jak ksiądz Marceli Godlewski, Zofia Kossak-Szczucka czy Jan Mosdorf, którzy w okresie międzywojennym wskazywali ludność żydowską II RP jako wrogą Polakom mniejszość etniczną, w czasie okupacji niemieckiej z narażeniem własnego życia nieśli jej ratunek. Działo się tak między innymi dlatego, że serio traktowali swój katolicyzm. Posiłkując się myślą Carla Schmitta, można stwierdzić, że ktoś, kto jest w sensie politycznym wrogiem, pozostaje w kategoriach absolutnych bliźnim, za którego w pewnym momencie nawet oddaje się życie.
Oczywiście, w wywodzie Turnaua można znaleźć pewne racje. Tak, w Kościele w Polsce zdarzają się przejawy ignorancji historycznej czy teologicznej, które stanowią pożywkę dla antysemickich uprzedzeń. Wybraństwo Żydów bywa przedmiotem wielu nieporozumień. Tak jest chociażby wtedy, gdy mylnie interpretuje się je w kategoriach uzurpowania przez potomków Abrahama jakichś przywilejów, które mają ich faworyzować kosztem innych narodów.
Czy jednak sposób, w jaki polski lud nieraz wyobraża sobie Matkę Jezusa, jest świadectwem antysemityzmu? A może przejawia się w tym po prostu uniwersalizm chrześcijaństwa? Przecież ma być ono czytelne dla człowieka pod każdą szerokością geograficzną. Bóg, objawiając się Papuasowi, uwzględnia jego lokalną tożsamość, nie wymaga od niego posługiwania się językiem aramejskim, którego używał Mesjasz, i studiów nad Starym Testamentem. Owszem, lektura Pisma Świętego jest katolikowi potrzebna – ale po to, żeby się dzięki niej modlić i nawracać. Samo poszerzanie wiedzy biblijnej nie jest jednak konieczne do zbawienia. Mało tego, ktoś, kto ją posiadł, może pomyśleć, że pozjadał wszystkie rozumy, i autorytet Magisterium Kościoła nie jest mu już do niczego potrzebny, a tym samym popaść w pychę.