Nie, nie chodzi o żadne skarby albo wielkie niespodzianki od losu. Chodzi o to, że Caritas wygrał z TVN sprawę o naruszenie dóbr osobistych. Chodziło o kłamliwy reportaż na temat jakiejś nieruchomości. TVN odwołał się od wyroku, ale Sąd Apelacyjny w Warszawie odrzucił apelację. Ponieważ mój proces z TVN ma swój ciąg dalszy 12 stycznia, już w nowym roku zaczynam się zastanawiać nad tym, czemu on właściwie służy i czy chodzi tylko o konkretne dobra osobiste.
Oczywiście, że nie. Każda taka wygrana jest nadzieją na oczyszczenie publicznej debaty z kłamstw albo ze stosowania prawnych kruczków w celu skompromitowania osób lub instytucji. Dlatego tak bardzo ważne jest reagowanie na wszystkie przejawy manipulacji. Gdyby mi kiedykolwiek przepowiedziano, że będę się procesować z takimi „fajnymi" i luzackimi dziennikarzami, tobym nie uwierzyła. Dziś, kiedy znowu siedzę nad kodeksem cywilnym i prawem prasowym, zaczynam myśleć o tym, co się właściwie zdarzyło, kiedy doszło do spiętrzenia nieprawdziwych informacji i sugestii na mój temat. Jak kojarzono moje nazwisko z nazizmem, jak blisko mojego nazwiska padało słowo Holokaust – a wszystko z powodu jednego artykułu polemizującego z tekstem Macieja Nowaka. Wszystko z powodu tknięcia tematu środowisk gejowskich.
Myślę o władzy bez nazwisk, nieposiadającej danych osobistych, reprezentacyjnych gmachów ani rady ministrów
Przeglądam prasę z tego okresu i przypominam sobie wiadomości strony „lewackiej" – podkreślam, „lewackiej", bo to naprawdę coś zupełnie innego niż lewica. Przeglądam więc tę prasę i patrzę na zdjęcie Roberta Biedronia zilustrowane cytatem zeń: „słowa Szczepkowskiej są jak antysemicka retoryka: ja się boję". Kiedy to czytałam po raz pierwszy, poraziły mnie tylko słowa, dziś patrzę na zdjęcie. Poniżony, przestraszony i bezradny wobec oczywistej „nagonki" Robert Biedroń, przedstawiciel potwornie prześladowanej mniejszości homoseksualnej w zaściankowej Polsce. Jak bardzo prześladowany – można się przekonać po ostatnich wyborach.
Patrzę na zdjęcie i nagle zdaję sobie sprawę. Przecież żyjemy w globalnej wiosce. Moje niezrozumiałe i niewymawialne nazwisko skontrowane zostaje z wizerunkiem ofiary. Wobec całej społeczności internetowej Robert Biedroń udający skazańca staje się uosobieniem ofiar nagonki, którą wywołuje jakaś osoba o szeleszczącym nazwisku. Nikt z „tamtej" strony nie podejmuje problemu manipulacji obrazem czy wizerunkiem. Wręcz przeciwnie: porównywanie do nazistowskich jakoby elementów mojej postawy wzmaga się, jest obowiązującym nurtem. Przeglądając to wszystko, zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo ten przekaz zwrócony jest ku „zagranicy", z tego, że dotrzeć ma do adresatów „wszystkich krajów".