Doświadczenie uczy, że treść artykułu nie ma znaczenia. Refleksje, wątpliwości – tym bardziej. A taki tytuł – według pospiesznych i licznych komentatorów – to jakiś sygnał. Z niewyraźnego zrobią wyraźny. Tylko wyraźne się sprzeda i nie ma wstydu, jeśli jest nieprawdziwe. Bo w naszym, europejskim, pojęciu demokracji i wolności słowa wstyd się po prostu nie zmieścił, jak wiele innych pojęć.
Ja wiem. Dziś każdy powinien nosić imię Charlie. Bronimy liberalnej Europy, a to jest – jak się okazuje – nasza najwyższa wartość. Tylko... Czy w pojęciu „liberalna Europa" mieszczą się pojęcia „tolerancja" i „poszanowanie uczuć religijnych"? Żyjemy w chaosie pojęć, ale jak się okazuje, to nie jest tylko chaos słów i wartości. Ten chaos jest już śmiertelny.
Zacznę od przedziwnego zbiegu okoliczności. W roku 2010 wydałam tomik wierszy „Dzisiaj nazywam się Charles". Tytułowy wiersz dotyczy zbrodniczego ataku i był inspirowany takim zdarzeniem. Rozwoziciel mleka Charles Carl Roberts zaatakował w szkole podstawowej amiszów w Pensylwanii w USA dziesięć dziewczynek w wieku od sześciu do 13 lat. Związał je i otworzył do nich ogień, a następnie zabił się ostatnim strzałem. Zginęło pięć dziewczynek, pozostałe zostały ranne. Napastnik nie był amiszem. Ponieważ trudno sobie wyobrazić gorszą zbrodnię, zadałam sobie trud i napisałam wiersz, próbując się wcielić w Charlesa. Bo najłatwiej powiedzieć: „To niewyobrażalne". Wszystko jest wyobrażalne.
Wołający w Paryżu: „Jestem Charlie", utożsamiają się z ofiarą, ja utożsamiłam się z zamachowcem. Cały mój wysiłek szedł w stronę wniknięcia w mentalność i stan ducha roznosiciela mleka. I tego oczekiwałabym od Europy. Utożsamiam się z tym tłumem zgromadzonym w Paryżu, ale nie utożsamiam się z wolnością szyderstwa z religii ludzi, którzy szyderstwa nie uznają. Uważam to za brak poszanowania, tolerancji, a przede wszystkim za bezsensowne samobójstwo. Jestem zdania, że lepiej popełnić je, jadąc do Syrii i próbując rozmów z ekstremistami. Nie mogę się pogodzić z tym, że rezygnacja z szyderstwa utożsamiana jest z porażką wobec terroryzmu. Że w odpowiedzi na to, co się stało, nie ma cienia refleksji, lecz tylko wzmocnienie sił. Walka z terroryzmem, zagrożeniem ze strony religijnych ekstremistów jest najważniejszym zadaniem współczesnych polityków. Ale walka.
Szydzenie z religii muzułmańskiej jest przez tych ludzi odczuwane jako upokorzenie i najwyższa głupota – groźną głupotą jest tego nie widzieć. Na obszarach, gdzie w imię słusznej czy niesłusznej sprawy wartość duchowa jest wyższa od wszelkich innych, gdzie panuje bieda, gdzie nie ma tradycji demokratycznych, upokorzenie jest tożsame z odwetem na miarę życia i śmierci. Uważam, że w tej sprawie Europa zachowuje się jak rozpieszczone dziecko: chce, żeby było tak, jak jej się podoba. Chce, żeby świat widział wszystko jej oczami i rozumiał tak, jak ona rozumie. Chce drażnić tygrysa na otwartej przestrzeni i nie życzy sobie, żeby tygrys się denerwował. Europa chce się bawić, jeść i kupować. Nie chce rozumieć, że istnieją inne mentalności i inne hierarchie. Europa z najmniejszym problemem idzie do terapeuty, sprzedaje dziennie tysiące poradników z cyklu „jak żyć", bo dawno już przestała wierzyć w siłę ducha i potęgę intuicji. Piękny i szlachetny jest tłum w Paryżu. Jak widzi go jednak Inny? Dla Innego to tłum Charliech szyderców. Tych, którzy czują się uprawnieni do upokarzania. Jak można tego nie widzieć? Jak można tego nie rozumieć na obszarze, na który całe wieki wpływali filozofowie?