Stany Zjednoczone, wbrew prognozom Roberta Kagana, zawartym w słynnym eseju „Potęga i raj" (2003), „europeizują" swoją politykę zagraniczną. Wolą bowiem upowszechniać swoje reguły i prawa, aniżeli stosować siłę militarną. W takim postępowaniu upatrują szansę na utrzymanie globalnego przywództwa. Bardziej umiarkowana i powściągliwa polityka mocarstwa, od którego zależą nasze gwarancje bezpieczeństwa, będzie jednym z podstawowych wyzwań, z którym polskiej dyplomacji przyjdzie się zmierzyć w najbliższych latach.
Hegemonia czy współpraca?
Państwa, które nazywamy wielkimi potęgami, ponoszą szczególną odpowiedzialność za globalny porządek, ponieważ dysponują odpowiednią siłą, dzięki której można go utrzymać lub zaprowadzić.
USA pozostały jedynym supermocarstwem po zakończeniu zimnej wojny. Dzięki, jak to ujął amerykański politolog Joseph Nye jr, umiejętnemu połączeniu twardej (hard) i miękkiej (soft) potęgi (power) w potęgę inteligentną (smart power) wypełniają rolę światowego lidera. Amerykańskie elity od przeszło dwóch dekad spierają się o optymalną strategię przywództwa, co doprowadziło do powstania dwóch biegunowo różnych szkół strategicznych.