Kapitalizm polityczny prowadzi do kryzysu

W 1990 roku na zaproszenie Centrum im. Adama Smitha do Polski przyjechał laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Milton Friedman. Wygłosił odczyt pt. „Dlaczego Stany Zjednoczone nie są odpowiednim modelem dla Polski?".

Publikacja: 29.04.2016 00:47

Kapitalizm polityczny prowadzi do kryzysu

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Dowodził już wtedy, że najwłaściwszym modelem rozwoju gospodarczego dla Polski początku lat 90. XX wieku jest Hongkong przed przejściem pod chińską jurysdykcję, a nie współczesna wówczas Ameryka.

Czytaj więcej:

Prawie dwie dekady później, w 2008 roku, w USA rozpoczyna się spektakularny krach na spekulacyjnych rynkach finansowych, potwierdzając, jak w Peerelu, genialną i jak się okazuje, uniwersalną diagnozę Stefana Kisielewskiego „Kisiela", że to nie kryzys, to rezultat.

W wyjątkowo obrazowo przystępny sposób źródło tego krachu pokazuje hollywoodzka produkcja „Big Short", na podstawie książki Michaela Lewisa o tym samym tytule. Jeżeli ktokolwiek miałby wątpliwości po lekturze wspomnianej książki i obejrzeniu filmu, że w 2008 roku to właśnie zawiódł wolny rynek, to powinien sięgnąć po „Wielką deformację, czyli jak skorumpowano amerykański kapitalizm" Davida Stockmana.

Obie pozycje, mimo różnego charakteru, ukazują konsekwencje kapitalizmu politycznego, polegającego na podporządkowaniu formalnie prywatnej gospodarki decyzjom politycznym. Taki kapitalizm niewiele ma jednak wspólnego z wolnym rynkiem opartym na wolnej wymianie i wolnej konkurencji. Sukces w ograniczonym stopniu zależy wówczas od osobistych cech, takich jak zaradność, pracowitość i przedsiębiorczość. W kapitalizmie politycznym – kompradorskim – „sukces" na reglamentowanym i podporządkowanym rynku zależy w pierwszej kolejności od przynależności do kręgów grupy rządzącej, tak jak w czasach komunistycznych do nomenklatury.

Błąd nie tkwi w kapitalizmie, lecz w demokracji. Frederick Forsyth, diagnozując jej błędy, napisał, że „daliście wąskiej grupie zbyt wiele władzy przez zbyt długi czas. Do tego nigdy tak naprawdę nie próbowaliście sprawdzić, jak owa grupa sobie konkretnie z tą władzą poczyna. Nazywa się to odpowiedzialnością". W demokracji miarą zaniku odpowiedzialności jest nieustannie powiększany przez rządzących dług publiczny.

Jakby i tego było mało, rządzącym w amerykańskiej demokracji zaczęło się wydawać, że dzięki posiadanej władzy – zwłaszcza nad pieniądzem – można administracyjnie powiększyć bogactwo. Zerwano z Adamem Smithem i jego odkryciem, że bogactwo pochodzi z pracy, a nie z pieniędzy. Rządzący USA postanowili wykreować bogactwo, wykorzystując do tego instytucje rynkowe, tak jak wcześniej bolszewicy terror.

Alan Greenspan publicznie przyznał, że to wprowadzenie rządowej regulacji, która zmuszała instytucje finansowe do udzielania pożyczek osobom niemającym zdolności kredytowej i przeznaczenie 30 procent całej puli na kredyty dla osób, które tak naprawdę nie miały szansy ich spłacić, wywołały późniejszy krach. Wierzył, że dzięki temu można administracyjnie powiększyć bogactwo i poszerzyć klasę posiadaczy o osoby, które w ten sposób weszłyby w posiadanie domów, których na koniec i tak nie mogły spłacać.

Źródłem krachu było wyparcie się Adama Smitha i porzucenie systemu naturalnego tworzenia bogactwa pochodzącego z pracy. Historia daje wystarczające dowody, że bogactwa nie daje się powiększyć ani rabunkiem i terrorem, ani też administracyjnie. Nie przybędzie go też – jak wyobrażają to sobie niektórzy politycy i ekonomiści – od zwiększenia masy papieru zwanego pieniądzem czy zaciągając długi nie do spłacenia.

Nie ma trwałego bogactwa na kredyt. Rządzący – za cenę zadłużenia przyszłych pokoleń – zabiegając o uznanie mas, przestali tak jak one rozumieć, że „doskonałość, z jaką w XIX wieku zorganizowano pewne dziedziny życia, spowodowała to, że korzystające z owych dobrodziejstw masy nie uważają ich już za organizację, lecz za element przyrody", jak prawie wiek temu zdiagnozował ten proces José Ortega y Gasset. Dlatego dziś „władza – jak zauważył Lord Acton – która nie istnieje dla wolności, nie jest władzą, ale przemocą", nieustannie ingerującą w nasze życie tak, jakby cały czas ratowała nas przed nim samym, jak ryby od utonięcia.

David Southwood, dyrektor naukowy Europejskiej Agencji Kosmicznej, zauważył po tym, jak zaobserwowano na Merkurym niewyjaśnione zjawiska pól magnetycznych, że wielu naukowców „wolałoby, żeby ta planeta w ogóle nie istniała". Dziś wpływowi intelektualiści i ekonomiści oraz celebryci polityczni woleliby, aby wolny rynek, jak Merkury, w ogóle nie istniał, bo go najzwyczajniej z jego spontanicznym ładem nie rozumieją i nie ufają też ludziom, wiedząc lepiej, co jest dla nich dobre.

Autor jest założycielem i prezydentem Centrum im. Adama Smitha. W latach 2009–2010 był m.in. członkiem Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP. Ponownie powołany został do NRR w roku 2015

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Dowodził już wtedy, że najwłaściwszym modelem rozwoju gospodarczego dla Polski początku lat 90. XX wieku jest Hongkong przed przejściem pod chińską jurysdykcję, a nie współczesna wówczas Ameryka.

Czytaj więcej:

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił