Na starych zdjęciach można zobaczyć transparenty noszone w pochodach pierwszomajowych: Marks, Engels, Lenin, Stalin. Pierwszy wykruszył się Stalin, o Engelsie nikt by nie pamiętał, gdyby nie świeżo wydana powieść „Mrs Engels" o jego dwóch – kolejnych, nie równoczesnych – kochankach, siostrach Mary i Lizzie Burns. Najciekawsze dyskusje na temat Lenina nie dotyczą już jego teorii, ale tego, czy w mauzoleum w Moskwie leżą jego zabalsamowane zwłoki czy figura woskowa. Według niektórych, kiedy w październiku 1941 roku Niemcy podchodzili pod Moskwę, Sowieci robili porządki i nie tylko rozstrzeliwali wszystkich więźniów na Łubiance (w tym siostrę mojego ojca Marę), ale też wywieźli największą świętość komunizmu – zabalsamowanego Lenina, który najpierw zamarzł w drodze, potem się roztopił, a potem po prostu zgnił. Zrobiono go więc na nowo z wosku. I ciągle przed nim schylają się głowy, choć już mniej liczne. Może to jakaś alegoria systemu?