O wspinaniu się na Mount Everest, Broad Peak, Manaslu, albo Pik Lenina mówi jak o przechadzce po Nowym Świecie albo raczej po Krupówkach, bo na co dzień mieszka w Zakopanem. Bywał już na najwyższych szczytach świata, które zdobywał w rekordowym tempie i zjeżdżał z nich na nartach. Wbiegał na Elbrus w trakcie zawodów tak szybko, że potem pomagał sędziom rozstawiać namiot na wierzchołku, a następnie wbiegał raz jeszcze. Ostatnio pokonał Śnieżną Panterę, czyli zdobył pięć najwyższych szczytów na terenie byłego Związku Radzieckiego. Uczynił to w rekordowym tempie, bijąc osiągnięcie Denisa Urubki, który w światowym himalaizmie jest legendą.
Na lekcjach wyglądał przez okno
Opowiadając historię Andrzeja Bargiela, trzeba bardzo uważać, żeby nie wpaść w patos. Chłopak z małej wioski, w którego domu się nie przelewało, organizuje wyprawy w najdziksze zakątki świata, bo taki pomysł na życie sobie wymyślił. Self made man, który kiedyś startował w rozpadających się butach, a teraz filmy dokumentalne o jego wyprawach kręci telewizja. A do tego Himalaje, śnieg i walka człowieka z naturą. Nic dziwnego, że kręcą już o nim filmy.
Jak to wszystko osiągnął człowiek, który nie skończył jeszcze nawet 29 lat? Można odnieść wrażenie, że prawie nie śpi, bo jeśli świat jest dla niego za mały, to i doba na pewno za krótka. Kiedy mówi, nie podnosi głosu, oczy ma przymknięte, prawie nie gestykuluje. Nie ożywia się przesadnie. Czy to wynik zmęczenia, bo przecież jest w ciągłym ruchu, czy raczej kwestia charakteru, a może dystansu do wszystkiego, co się wokół niego dzieje?
Ciężko go złapać, ciężko się z nim umówić. Ciężko dostać odpowiedź na esemesa, ale nie dlatego, że zadziera nosa. Czasem nawet jego PR-owcy mają problem, żeby się z nim umówić albo spotkać.