Biosfera 2 miała być namiastką Ziemi, pierwszym zaprojektowanym przez człowieka zamkniętym ekosystemem. Cel: stworzyć samowystarczalny obiekt, umożliwiający przetrwanie zamkniętych w nim ludzi. Z zewnątrz przypominała wielkie akwarium. Jego mieszkańcy mieli się żywić tym, co sami wyhodują, i oddychać tlenem wytworzonym przez rosnące wewnątrz rośliny. Przynajmniej tak wyobrażali sobie to jej twórcy, którzy w latach 1987–1989 wznieśli budowlę w miejscowości Oracle w Arizonie.
Eksperyment się jednak nie udał. Okazało się, że bez dostarczanego (co pewien czas) z zewnątrz tlenu zamknięty ekosystem przestałby istnieć. Mało tego – naukowcy skarżyli się na głód, bo w trakcie eksperymentu wymarły niemal wszystkie umieszczone w biosferze kręgowce i wszystkie owady zapylające kwiaty. Ich miejsce zajęły – mnożące się bardzo szybko – karaluchy. Po 16 miesiącach poziom tlenu w powietrzu spadł do ok. 14,5 proc. (na Ziemi tak „rzadkie" powietrze spotyka się na wysokości ponad 4 tys. m n.p.m.) – co oznaczało, że przeprowadzające fotosyntezę rośliny „nie nadążają" z uzupełnianiem tlenu zużywanego przez mieszkańców biosfery.
Koszt całego przedsięwzięcia wyniósł ok. 200 mln dolarów – i stał się w tzw. zielonej ekonomii jednym ze sposobów wyliczenia wartości, jaką ma dla ludzkości Ziemia. Skoro bowiem stworzenie alternatywnego ekosystemu dla ośmiu osób kosztowało 200 mln dolarów, to próba stworzenia takiego systemu dla całej ludzkości kosztowałaby ponad 160 trylionów dolarów (a i tak na koniec prawdopodobnie byśmy się udusili). Biorąc pod uwagę, że w tamtym czasie suma produktów narodowych brutto wszystkich państw świata wynosiła nieco ponad 30 bilionów dolarów – a więc kilka tysięcy razy mniej niż koszt stworzenia mocno niedoskonałej „nowej Ziemi", nietrudno o refleksję, że powinniśmy zastanowić się dwa razy, zanim zetniemy kolejne drzewo.
Dwa wieki ze smogiem
O tym, że o planetę, która jest wspólnym dobrem całej ludzkości, należy dbać, ludzie zaczęli się przekonywać jednak znacznie wcześniej, bo w XIX wieku, który przyniósł rewolucję przemysłową i gwałtowną industrializację Zachodu.
W Polsce uciążliwość smogu zaczęliśmy dostrzegać dopiero w ostatnich latach – tymczasem w Londynie zanieczyszczone przez przemysł powietrze stało się problemem już w 1898 roku. To właśnie wtedy malarz William Blake Richmond zirytowany jakością powietrza w stolicy brytyjskiego imperium uskarżał się w liście do „Timesa" na ciemność, jaka zapada nad miastem w mroźne, zimowe dni. Na liście się jednak nie skończyło – Richmond postanowił założyć organizację, której celem miała być walka z zanieczyszczeniem powietrza. Stworzone przez niego w tym samym roku Coal Smoke Abatement Society (jedna z najstarszych organizacji pozarządowych skupiających się na ochronie środowiska) istnieje do dziś (obecnie pod nazwą Environmental Protection UK), przyczyniając się w kolejnych dziesięcioleciach do tworzenia kolejnych regulacji mających zapewnić Brytyjczykom względnie czyste powietrze.