[b]Wyrok warszawskiego Sądu Apelacyjnego z 26 marca 2009 roku (sygn. VI ACa 1278/08)[/b]pokazuje, że także banki popełniają błędy, które ich klienci-przedsiębiorcy mogą wykorzystać. Jest to tym ważniejsze, że z powodu głośnych teraz tzw. toksycznych opcji zapewne więcej będzie takich procesów.
Spółka Aurepio zawarła przed pięciu laty z bankiem umowę na wystawianie opcji na zabezpieczenie zmian kursowych (transakcje netta); dwa czy trzy razy odniosła korzyść, ale w większości rozliczenie opcji było dla niej niekorzystne. Długi z opcji sięgnęły 5 mln zł, ok. 1 mln zł spółka zapłaciła, a reszta się przedawniła.
Firma miała jeszcze w tym samym banku pieniądze na tzw. technicznym koncie (po rozwiązaniu umowy rachunku bankowego) – 160 tys. zł, i bank zajął te pieniądze. Skorzystał przy tym ze wszystkich przysługujących bankom przywilejów egzekucyjnych. Nie musiał nawet iść do sądu ani wystawiać bankowego tytułu wykonawczego.
Do sądu poszła natomiast spółka, żądając wypłaty tych środków. Zdaniem jej pełnomocnika, adwokata Włodzimierza Sarny, umowy opcji były nieważne, gdyż należało je traktować jak zakłady (grę), na co bank nie miał pozwolenia Ministerstwa Finansów.
Pełnomocnicy i sąd nie na tym się jednak koncentrowali (zresztą w innej sprawie SN przesądził, że podobne umowy nie były zakładami), gdyż w sporze najważniejsze okazało się potknięcie proceduralne banku. Mianowicie bank dokonał potrącenia z konta, nie składając wyraźnie oświadczenia, że to robi – przedstawił tylko swoje wydruki bankowe.