Zwłaszcza można tak zeznać na policji. Takie wypowiedzi nie są bezprawne. Przesłuchanie policyjne (ale też prokuratorskie czy w sądzie) pozwala powiedzieć więcej, nawet na wyrost.
To wnioski z wtorkowego [b]wyroku warszawskiego Sądu Apelacyjnego (sygn. VI ACa 47/09)[/b], który rozpatrywał pozew o ochronę dobrego imienia Anny N., właścicielki rezydencji na wynajem pod Warszawą.
Pozwała ona kobietę z sąsiedztwa, sprzątaczkę w tej rezydencji z czasu, gdy wynajmował ją ambasador jednego z krajów Bliskiego Wschodu. Otóż wyjaśniając bardzo nietypowe zachowanie powódki, połączone z interwencją policji, zeznała na policji, że jej zdaniem kobieta jest „niezrównoważona psychicznie” i być może „liczyła na coś więcej” od ambasadora. Nie wyjaśniła – co, ale sugestia była klarowna, gdyż ambasador był człowiekiem wolnym.
Mówiła za to, że między właścicielką posesji, która ją regularnie odwiedzała, a ambasadorem i jego kierowcą dochodziło do konfliktów na tle ich zachowań (oraz gości, w szczególności kobiet) w rezydencji oraz rozliczeń. Dochodziło wręcz do interwencji policji. Raz właścicielka, żeby wymusić na ambasadorze uregulowanie opłat, położyła się w poprzek wjazdu do rezydencji (prawda, że na swoim prywatnym terenie).
Powódka zażądała przeprosin w formie listu do ambasadora, MSZ (które w czasie konfliktu wokół wynajmowania rezydencji było angażowane) oraz policji, a także zapłaty niewielkiej kwoty na cel charytatywny. – Nie mogę pozwolić, by mnie więcej obrażano – powiedziała „Rz”. Oprócz obrony godności chodziło jej także o odbudowanie reputacji jako oferentki poważnej rezydencji pod wynajem dla wyjątkowo wyszukanych lokatorów.