Sebastian Kaleta: Hiszpański przepis na praworządność

To, co dla UE jest przestrzeganiem zasad u jednych, w Polsce jest ich naruszeniem. Trudno o bardziej jednoznaczny przykład podwójnych standardów.

Publikacja: 26.11.2020 08:10

Sebastian Kaleta: Hiszpański przepis na praworządność

Foto: Adobe Stock

Praworządność to słowo, które w świecie polityki unijnej z pewnością będzie słowem 2020 roku. Słowo, którego traktaty nie zdefiniowały, a dziś próbuje się poza nimi wprowadzić definicję w celach czysto politycznych, by arbitralnie blokować fundusze zapisane danemu państwu w budżecie.

Skoro prawo nie definiuje wprost praworządności, ale jednocześnie podnoszone są zarzuty, że polska reforma sądownictwa ma ją naruszać, warto sprawdzić, czy model, który jest kwestionowany w przypadku Polski, można porównać z innymi modelami, które nie są przez Unię Europejską kwestionowane.

Czytaj także: Zbigniew Ziobro: Nie tylko reforma sądów. Plan jest szerszy

Głównym źródłem ataku na polską reformę sądownictwa jest wskazywanie, że rzekomo doszło do upolitycznienia sądów, a w konsekwencji odebrania im niezależności. Miało to nastąpić poprzez zmiany w Krajowej Radzie Sądownictwa, tj. zmiany sposobu wskazywania członków sędziowskich tego organu. W konsekwencji takie ukonstytuowanie zreformowanej KRS miało doprowadzić – według krytyków Polski – do obniżenia niezależności Sądu Najwyższego, przede wszystkim nowej Izby Dyscyplinarnej, której sędziowie zostali powołani na wniosek zreformowanej Krajowej Rady Sądownictwa.

Jedynie drobne różnice

Od wielu miesięcy polski rząd wskazuje, że ataki na reformę sądownictwa są nietrafione, ponieważ reformując KRS, Polska oparła się na modelu, który funkcjonuje w Hiszpanii i nie jest kwestionowany jako niepraworządny.

W odpowiedzi na to próbuje się wskazywać, że istnieją różnice, które czynią niemożliwym porównanie polskiego i hiszpańskiego KRS na zasadzie analogii.

Dlatego pokrótce opiszę kluczowe przepisy dotyczące powoływania i funkcjonowania obu rad. Ich porównanie prowadzi do jednoznacznego wniosku, że poziom wpływu polityków na funkcjonowanie rady sądowniczej jest identyczny, występują jedynie drobne różnice w czynnościach formalnych.

Hiszpańska Naczelna Rada Sądownicza na podstawie art. 122 ust. 3 konstytucji składa się z prezesa Sądu Najwyższego oraz 20 członków powoływanych na pięcioletnią kadencję, po czterech prawników wybieranych większością trzech piątych głosów przez Senat oraz Kongres Deputowanych oraz 12 członków sędziowskich. Konstytucja hiszpańska nie rozstrzyga, w jaki sposób mają być powoływani członkowie sędziowscy.

20 z 21 stanowisk

Procedura powoływania członków sędziowskich, jako że konstytucja jej nie określa wprost, przez lata budziła w Hiszpanii wiele sporów i była wielokrotnie zmieniana. Aktualnie o wyborze sędziów członków rady na podstawie art. 567 ust. 2 ustawy organicznej sądownictwo decydują większością trzech piątych głosów obie izby parlamentu.

Co istotne, członków rady na podstawie art. 568 ust. 1 ustawy powołuje się na łączną kadencję (ten fakt jest również istotny z perspektywy wieloletniego sporu o kadencyjność polskiej Krajowej Rady Sądownictwa, zakończonego wyrokiem Trybunały Konstytucyjnego, wskutek czego ujednolicono kadencje członków).

Kongres Deputowanych i Senat, czyli obie izby hiszpańskiego parlamentu, wskazują po sześciu członków-sędziów. Kandydatów mogą zgłaszać stowarzyszenia sędziowskie lub co najmniej 25 sędziów. W efekcie parlament hiszpański decyduje o obsadzie 20 z 21 stanowisk w Naczelnej Radzie Sądownictwa.

Krytycy porównań polskiej z hiszpańską radą upatrują głównej, wręcz zasadniczej różnicy mającej czynić niemożliwość postawienia analogii między nimi w fakcie, że na etapie zgłaszania kandydatur hiszpański model przewiduje ich weryfikację przez Komisję Wyborczą składającą się trzech członków, oraz wskazaniu, że to właśnie ta komisja dokonywać ma selekcji kandydatów. Mamy tu do czynienia z manipulacją, ponieważ wskazana komisja powołana jest wyłącznie do oceny warunków formalnych zgłoszenia, co przesądza art. 576 ust. 7 ustawy. Nie ma ona kompetencji do oceny merytorycznej poszczególnych kandydatów, a po weryfikacji formalnej ogłasza listę publicznie i przekazuje do parlamentu. W ten sposób w 2018 r. przekazała parlamentowi 51 kandydatur, poza zgłoszonymi przez stowarzyszenia sędziowskie zgłosiło się samodzielnie 25 kandydatów, którzy uzyskali co najmniej 25 podpisów poparcia od innych sędziów.

Gdzie jest Komisja?

Jak na tym tle wygląda Polska? Parlament wybiera 21 spośród 25 członków KRS, z czego podobnie jak w Hiszpanii wskazuje wszystkich członków sędziowskich, u nas jest ich 15.

Kandydatów na sędziowskich członków KRS może zgłosić grupa 25 sędziów, czyli tak jak w Hiszpanii, lub grupa 2 tysięcy obywateli, co jest rozwiązaniem bardziej demokratycznym niż w Hiszpanii, gdzie tylko sędziowie mogą wskazać kandydatów. Wszyscy formalnie prawidłowo zgłoszeni sędziowie mogą być przez Sejm wybrani, do czego potrzeba, tak jak w Hiszpanii, trzech piątych głosów.

W Polsce formalnej kwalifikacji dokonuje nie tak jak w Hiszpanii Komisja Wyborcza, lecz marszałek Sejmu przy współudziale Państwowej Komisji Wyborczej. Jednak, jak wskazałem wcześniej, to wyłącznie badanie formalne, a każdy prawidłowo zgłoszony kandydat musi być zaprezentowany do decyzji Sejmowi.

Gdzie zatem jest Komisja Europejska, chciałoby się zapytać? Czy szykuje wnioski do Trybunału Sprawiedliwości UE wobec Hiszpanii, czy grozi uruchomieniem mechanizmu odbierania funduszy – czy to na podstawie art. 7 traktatu o Unii Europejskiej czy też w oparciu o nową, pozatraktatową procedurę? Nie planuje ganić Hiszpanii za model funkcjonowania rady sądownictwa, co stwierdza w swoim niedawno opublikowanym raporcie o stanie praworządności. W przygotowanym według jednego wzoru raporcie w zakresie Polski czytamy, że KRS składa się „głównie z politycznych nominatów", a w przypadku Hiszpanii Komisja tylko prezentuje suche informacje o procedurze wyboru.

Ciężko znaleźć bardziej jednoznaczny, arbitralny przykład podwójnych standardów w ocenie praworządności przez organ Unii Europejskiej, skoro to, co w Hiszpanii jest przestrzeganiem zasad, w przypadku Polski jest ich fundamentalnym naruszeniem. To pokazuje, jak szkodliwy byłby mechanizm, który pozwalałby na odbieranie funduszy, gdyby uznano konkretne prawo w danym państwie za niezgodne z zasadą praworządności. O tym, co jest, a co nie jest praworządne, nie decydowałyby fakty, lecz wyłącznie wola polityczna. Hiszpanie na razie mogą spać spokojnie, bo rządzi tam dziś lewica, a nie konserwatyści. Z tego powodu polityczne ostrze w sprawie praworządności wymierzone jest w Polskę, ale nie z powodu rzekomych naruszeń praworządności.

Autor jest sekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości i przewodniczącym komisji ds. reprywatyzacji nieruchomości warszawskich

Praworządność to słowo, które w świecie polityki unijnej z pewnością będzie słowem 2020 roku. Słowo, którego traktaty nie zdefiniowały, a dziś próbuje się poza nimi wprowadzić definicję w celach czysto politycznych, by arbitralnie blokować fundusze zapisane danemu państwu w budżecie.

Skoro prawo nie definiuje wprost praworządności, ale jednocześnie podnoszone są zarzuty, że polska reforma sądownictwa ma ją naruszać, warto sprawdzić, czy model, który jest kwestionowany w przypadku Polski, można porównać z innymi modelami, które nie są przez Unię Europejską kwestionowane.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją