W efekcie możliwe są trzy scenariusze:
PiS idzie w zaparte i mimo oskarżeń medialnych i niepewności, czy działania Banasia były legalne, stoi za nim murem, nie naciskając, aby ustąpił ze stanowiska.
Banaś rezygnuje ze stanowiska. PiS wykorzystuje kilka tygodni pracy starego parlamentu (prezydent zwołuje posiedzenie nowego parlamentu w ciągu 30 dni od daty wyborów). Stara sejmowa większość wybiera nowego szefa NIK, a stary Senat, w którym PiS ciągle ma większość, akceptuje zmianę. Niekoniecznie muszą potwierdzić się medialne spekulacje, że PiS zrobi to na posiedzeniu Sejmu, które odbywa się w tym tygodniu. Zarówno bowiem marszałek Sejmu, jak i Senatu mają nieskrępowaną możliwość zwoływania kolejnych posiedzeń do końca kadencji. Barierą może być jedynie polityczny zwyczaj, a nie unormowania prawne, bo te takiej możliwości nie ograniczają.
PiS odwołuje Banasia i w nowej kadencji Sejmu zgłasza nowego kandydata, licząc, że opozycyjna większość w Senacie go zaakceptuje. Ten ostatni wariant wydaje się najmniej realny. Z jednej strony PiS ryzykuje, że może utracić wpływ na samodzielny wybór nowego prezesa NIK. Z drugiej zaś dla opozycji to doskonała okazja, aby pierwszy raz od czterech lat zademonstrować swoją siłę i sprawczość w sprawach ważnych dla państwa. Dla opinii publicznej byłby to sygnał, że inne ugrupowania wracają do realnej politycznej gry, a PiS jest w defensywie.