Kolejny raz czytam w „Rzeczpospolitej" rozważania dotyczące nadzwyczajnej pilności złożenia skargi w sprawie niezgodności z traktami UE rozporządzenia o ochronie budżetu UE, mylnie w języku potocznym nazywanego rozporządzeniem o ochronie praworządności, a w ustach dramatyzujących polityków opozycji nawet „rozporządzeniem fundusze za praworządność".
W rzeczywistości, zgodnie z regulaminem postępowania przed TSUE, Polska ma na złożenie skargi dwa miesiące, liczone od 14. dnia od daty publikacji i przedłużone o kolejne 10 dni. Daje to dwa miesiące i 24 dni od dnia ogłoszenia rozporządzenia w Dzienniku Urzędowym UE (22 grudnia 2020). Ostateczną datą na złożenie skargi jest więc 15 marca 2021 roku.
Jednoznaczna deklaracja w sprawie zaskarżenia rozporządzenia padła z ust premiera Morawieckiego jeszcze w czasie szczytu Rady Europejskiej 11 grudnia ub.r.
Polska miała wtedy powody do zadowolenia, ponieważ wszystkie dwuznaczności od początku źle napisanego projektu rozporządzenia zostały wyjaśnione za sprawą konkluzji Rady Europejskiej, które nie tylko wskazały 11 zasad stosowania tego dwuznacznego tekstu, ale także doprowadziły do zobowiązania całego kolegium Komisji Europejskiej do stosowania tego prawa zgodnie z tymi regułami.
Nie dziwi zatem podenerwowanie przedstawicieli Parlamentu Europejskiego, który od początku chciał nawet radykalizacji pierwotnego projektu, by faktycznie pod pretekstem ochrony budżetu i ochrony praworządności wywierać naciski polityczne. Stąd nikogo nie powinny dziwić dzisiejsze niezadowolenie i zmagania przedstawicieli PE, w tym wspomniana interpelacja.