W Polsce po 1989 r. prof. Stelmachowski został marszałkiem Senatu I kadencji, prezydent Lech Kaczyński odznaczył go Orderem Orła Białego. Po 1989 r., dzięki pracy i postawie takich osób, z mozołem przywrócono właściwą hierarchię aktów prawnych, Konstytucja stała się najważniejsza, a ustrój Polski oparł się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Dzięki temu w 2004 r. weszliśmy do rodziny europejskich demokracji.
Gdzie dziś jesteśmy? Kwintesencją obecnych, już 4-letnich, rządów jest to, co dzieje się z wyborami prezydenckimi oraz porozumienie dwóch posłów, którzy uzgodnili między sobą, że wyborów 10 maja nie będzie, choć obowiązuje zarządzenie Marszałek Sejmu o wyznaczeniu wyborów na ten dzień. Ale skoro posłowie uzgodnili, że ich nie będzie, to Sąd Najwyższy ma według nich stwierdzić nieważność wyborów.
Skąd pewność, że SN tak uczyni? Bierze się, jak sądzę, z arogancji obecnej władzy wobec prawa, które, łącznie z Konstytucją, traktowane jest instrumentalnie. Można je naginać, obchodzić, łamać. Hierarchia aktów prawnych z PRL-u, sarkastycznie przedstawiona przez prof. Stelmachowskiego, powróciła. Tyle tylko, że zamiast telefonu służbowego mamy oświadczenie dwóch posłów, którzy „nie pamiętali", że jest trójpodział władzy i nie można zakładać a priori orzeczenia sądowego. „Zapomnieli", że zgodnie z art. 129 par. 1 Konstytucji, SN stwierdza „ważność wyboru Prezydenta", a nie „ważność wyborów". Aby stwierdzić ważność lub nieważność wyboru Prezydenta, najpierw taki wybór musi być dokonany.
Mamy do czynienia z naszą polską kwadraturą koła. Można było jej uniknąć wprowadzając stan klęski żywiołowej. Matematycy udowodnili, że nie da się skonstruować kwadratu, którego pole równe byłoby polu danego koła, z powodu liczby przestępnej Pi. Kto będzie tą naszą, nomen omen, przestępną liczbą Pi? Kto odpowie za forsowanie wyborów 10 maja, za kpinę z demokracji?
Co zrobi Sąd Najwyższy? Prezes Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, w której kompetencjach jest rozpoznawanie protestów wyborczych i orzeczenie o ważności wyboru Prezydenta, już wyraźnie zdystansowała się od politycznych oczekiwań płynących z porozumienia dwóch posłów. To całkiem nowa Izba, w której skład weszły osoby wskazane przez neo-KRS, ale jednocześnie wiele z tych osób ma osiągnięcia naukowe, wartościowe doświadczenie orzecznicze, które szkoda byłoby zaprzepaścić. W Sądzie Najwyższym mają obecnie miejsce wydarzenia bez precedensu. P.o. I Prezesa Sądu Najwyższego (funkcja zresztą nieznana Konstytucji) przez dwa dni nie potrafił poprowadzić obrad zgromadzenia ogólnego SN tak, aby dokonać choćby wyboru komisji skrutacyjnej, nie mówiąc już o sprawie najważniejszej, czyli o wyborze pięciu kandydatów na I Prezesa SN. Okazuje się, że metoda zakazów, nakazów, tamowania dyskusji, jest nieskuteczna.