Czy obecna konstytucja może być dla narodu spoiwem, o którym pan mówi? Czy jest odpowiednim urządzeniem dla funkcjonowania państwa? A może wymaga pilnych zmian?
Gdy była przyjmowana w 1997 r., to już minął ten najlepszy moment konstytucyjny. Jest więc efektem kompromisu partii parlamentarnych i pozaparlamentarnych, gdyż bez niego zapewne by przepadła. Jako akt prawny sprawdziła się, a czy wymaga zmian? Pilnych na pewno nie. Po pierwsze, nie ma obecnie owego momentu konstytucyjnego, w którym widzimy, że można mieć znacznie lepiej uregulowane jakieś instytucje państwa. Ja nie widzę potrzeby zmian, a tym bardziej konieczności. Być może poza rozdziałem europejskim, ale możemy dać sobie radę bez niego. Nie mogliśmy mieć rozdziału europejskiego w konstytucji z 1997 r., gdyż byłby to wtedy rozdział życzeniowy. Główne siły polityczne marzyły, zabiegały o to, aby Polska stała się państwem unijnym. I to, co było niezbędne, żeby Polska mogła na podstawie tej konstytucji przyjąć traktat akcesyjny, zostało w niej zapisane. Z tego punktu widzenia zdała egzamin. Dowodem na to jest także wyrok Trybunału Konstytucyjnego z końca 2010 r. dotyczący traktatu lizbońskiego.
Czy obecna konstytucja może być natchnieniem dla współczesnego pokolenia?
Natchnienie zostawmy artystom, politycy niech będą bardzo solidnymi rzemieślnikami i rozwiązują problemy, gdy się pojawiają, i niech tworzą szanse dynamizujące rozwój. Nie mówię tu o pisaniu nowej konstytucji, gdyż najpewniej byłaby gorsza niż obecna: po co wypierać to, co mamy, to, co obrosło wyrokami Trybunału (który jest tu stabilizatorem systemu konstytucyjnego), poglądami doktryny, przekonaniami ludzi? Co jest rzeczywiście ustawą zasadniczą i funkcjonuje dobrze na co dzień, a kiedy jest pilniejsza potrzeba, to także się sprawdza. Od 2 kwietnia 1997 r. włożyliśmy w obowiązującą konstytucję masę pracy. Szanujmy to. Można – ale w drodze korekty i gdy to niezbędnie konieczne – dodać do niej jakiś krótki rozdział, można zmienić przepis, wpisać jakąś instytucję czy usunąć. To jednak nie zmieni ustroju, w którym na podstawie konstytucji z 1997 r. III Rzeczpospolita ma obowiązek być wolnościowym, demokratycznym, prawnym, sprawiedliwym i solidarnościowym państwem, pragnącym wnosić swój wkład do zachodnioeuropejskiej kultury prawnej – jako przestrzeni wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości.
Czy Trybunał jest obrońcą konstytucji?
Ona sama mówi, że na jej straży stoi prezydent RP. Trybunał natomiast stoi na straży konstytucyjności całego prawa, a my jako sędziowie jesteśmy jej podporządkowani. Kontrolując prawo podkonstytucyjne, możemy ostrożnie interpretować postanowienia ustawy zasadniczej, wydobywać z niej ostrożnie jakąś nową wartość, jeżeli to jest niezbędnie konieczne, ale to się zdarza w każdym systemie konstytucyjnym rzadko. Mogą się bowiem pojawiać zmiany gospodarcze, społeczne, kulturowe, czego „ojcowie założyciele" nie przewidzieli. Jest taki obszar, w którym Trybunał musi interpretować konstytucję, czy mu się to podoba czy nie: kiedy rozstrzyga spór kompetencyjny. Kiedy mówi, któremu z organów konstytucyjnych należy się kompetencja (rozumiana jako prawo, ale i jako obowiązek) podejmowania działania w danej dziedzinie bardziej albo wyłącznie, a któremu się nie należy.